Rozdział 23

34 3 0
                                    

Marta nigdy nie lubiła Walentynek. Uważała, że o uczucia trzeba dbać codziennie, a nie tylko raz w roku. Ze Sławkiem nigdzie tego dnia nie wychodzili, celebrowali bez fajerwerków w domowym zaciszu. Tradycją było, że on przynosi bukiet kwiatów i dobre wino, a ona robi coś dobrego do jedzenia. Potem siadali, wybierali odpowiedni film – najczęściej kryminał albo thriller i tak spędzali wieczór czternastego lutego. Marta nie chciała odchodzić od tej tradycji. Tym bardziej była na siebie zła, że nie potrafiła być na tyle asertywna i odmówić Damianowi, który uparł się, że tego dnia zabierze ją przynajmniej na kawę i ciastko.

Usiedli przy kameralnym stoliku w klubokawiarni Duży Pokój na ulicy Malmeda. W przytulnym wnętrzu można było zatopić się w miękkich, obitych czerwonym pluszem uszakach. Marta przestała zwracać uwagę na to, że wokoło niej zwieszają się czerwone i różowe serca w postaci rozetek i balonów i z przyjemnością patrzyła jak na zewnątrz wirują grube płatki śniegu. Kolejny raz doceniła w Białymstoku to, że znajdowała się w ścisłym centrum miasta, a w kilkanaście minut mogła znaleźć się w swoim mieszkaniu na Pogodnej. Z bogatego menu wybrała korzenną, rozgrzewającą kawę i karmelowy sernik. Siedziała naprzeciwko Damiana, on coś mówił, a Marta miała wrażenie, że jej myśli są w zupełnie innym miejscu. W tamtej chwili najbardziej pragnęła wrócić do domu. Nie wiedziała o czym opowiada jej towarzysz. Przez dużą szybę wyglądała na ulicę. W pewnym momencie jej wzrok skrzyżował się z przechodzącym obok lokalu mężczyzną. Kołnierz płaszcza miał wysoko postawiony, szedł pochylony starając osłonić się przed śnieżycą. Na jego jasnych włosach osiadały śniegowe płatki. Artur trzymał bukiet róż i czerwoną, prezentową torebkę. Na pewno szedł na spotkanie z Moniką. Kiedy ją zauważył zatrzymał się na ułamek sekundy. Marta skinęła mu głową, wydało jej się, że zmarszczył brwi. Damian przerwał opowiadanie i podążył za wzrokiem kobiety. Ulica była pusta.

Artur męczył się na spotkaniu z Moniką. Chciał aby ten wieczór już się skończył. Coraz częściej zauważał, że jego dziewczyna nie śmieje się z jego żartów – czy kiedykolwiek ją bawiły? Zauważył, że bardziej niż zazwyczaj kręci nosem na propozycję aby zostać w domu, wspólnie coś ugotować, a potem obejrzeć jakiś film. Dla Moniki wieczór bez wyjścia do dobrej restauracji czy klubu się nie liczył. Przypomniał sobie niedawne urodziny Marty. Jak dobrze i swobodnie czuł się w jej towarzystwie w zwykłej knajpie z burgerami. Artur nie lubił sztucznie pompowanej atmosfery, ani ekskluzywnych lokali. Najlepiej czuł się tam, gdzie mógł iść w skórzanej kurtce albo sportowej marynarce. Monika pod tym względem była jego zupełnym przeciwieństwem. Kolejny raz zastanowił się co spowodowało, że zaczęli się spotykać. Może miał dość samotności, a piękna Monika dawała nadzieję na odreagowanie po rozwodzie. Ani się obejrzał a minęły trzy lata. Nie mieszkali ze sobą, tworzyli raczej luźny związek, ale wzajemne przywiązanie nie pozwalało im się rozstać. Może gdyby nie pojawiła się Marta w ogóle nie zacząłby o tym myśleć. Tymczasem ona, Córka Neptuna o której mimo upływu lat nie zapomniał pokazała mu, że może być normalnie. Ona nie zawracała sobie głowy robieniem makijażu kiedy spotykali się na sąsiedzkiej kawie, po domu chodziła w dresie i grubych skarpetach. Tymczasem Monika bez makijażu, krótkiej sukienki i butów na obcasie czuła się niemal naga. Wyprostował się na twardym krześle porażony nagłą myślą, że gdyby Marta dała mu jakikolwiek znak, że jest dla nich szansa zerwałby z Moniką. Ale wręcz przeciwnie, ona wyraźnie powiedziała, że nie chce mieszać mu w życiu. Czy ona nie wie, że już namieszała? Nie widzi tego, że jego świat stanął niemal na głowie kiedy w sierpniu wprowadziła się na Pogodną? Tak był pochłonięty myślami, że nie słyszał co mówi do niego Monika.

- Arti, słuchasz mnie w ogóle? – wydęła usta w grymasie niezadowolenia

Arti. Jak on nie lubił tego zdrobnienia. Popatrzył jak Monika z manierą godną damy dworu zjada zamówioną sałatkę. Z obrzydzeniem spojrzał na swój talerz. Jego porcja sałaty z kurczakiem i krewetkami była niemal nietknięta. Miał ochotę na burgera albo sushi. Przypomniał sobie kotleciki rybne, które jadł kiedyś u Marty. Niebo w gębie. Chętnie spróbowałby ich raz jeszcze. Monika nadal coś mówiła, a on nie miał pojęcia o czym. Wyłapał pojedyncze słowa. Piątek, spa i Julita. Mógł się domyślać, że Monia z przyjaciółką planowały jakiś wyjazd relaksacyjny. 

Córka Neptuna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz