Rozdział 25

31 1 0
                                    

Pierwsza zima na Podlasiu była piękna. Śnieg pokrył ulice Białegostoku. Pobliski Park Zwierzyniecki zachęcał do spacerów ośnieżonymi alejkami. Marta zachwycona spacerowała ulicami miasta. W niewielkiej kawiarni na Kilińskiego kupowała na wynos gorącą, korzenną kawę i z kubkiem w dłoni poznawała zimową odsłonę podlaskiej stolicy.

Korzystając z wolnych od pracy dni z kijkami do nordic walking przemierzała szerokie alejki w Parku Zwierzynieckim, albo maszerowała do stadionu Jagielloni i skręcała z ulicy Zwierzynieckiej w Świerkową, a potem przechodząc przez campus białostockiej politechniki wracała do domu. Podczas kiedy dziewczyny intensywnie spędzały czas w Gdańsku, Marta odpoczywała i robiła porządki w kuchennych szafkach. Nadrabiała czytelnicze zaległości i wyszukała kilka ciekawych konkursów dla swoich uczniów. Kiedy siedziała z talerzem makaronu z bazyliowym pesto na kolanach i oglądała znalezione w sieci odcinki serialu Ally McBeal bez zapowiedzi wpadł Artur.

- Jak twoja kondycja sąsiadko? – zapytał kiedy już rozsiadł się wygodnie na sofie

- Z moją kondycją wszystko w porządku. A dlaczego pytasz?

- Bo jutro jedziemy do Białowieży na biegówki. I nie wiem czy te twoje spacery z kijkami są wystarczające. Prawdę mówiąc myślałem, że syreny trenują głównie pływanie. Synchroniczne na przykład.

Marta nigdy nie była na biegówkach. Owszem, na nartach zjazdowych kiedyś, jeszcze w liceum i może raz w czasie studiów miała okazję jeździć. Jednak biegówki to zupełnie coś innego. Nie była pewna czy to dobry pomysł, ale wyjazd do tajemniczej, pokrytej śniegiem Puszczy Białowieskiej kusił ją jak mało co.

- A co z Moniką? Ona też jedzie?

- Nie, Monia jedzie na jakieś targi ślubne do Krakowa.

Marta tego nie skomentowała. Z Białegostoku wyjechali wcześnie rano. Do Białowieży mieli do przejechania lokalnymi drogami jakieś osiemdziesiąt kilometrów. Zimą drogi na Podlasiu nie zawsze były odśnieżone. Artur miał już doświadczenie i zdawał sobie sprawę jakich można się spodziewać utrudnień. Przed dziewiątą terenowe auto Artura wtoczyło się na parking w Parku Pałacowym. Narty wypożyczyli jeszcze w mieście dlatego od razu mogli ruszyć na szlak. Trasa miała dziesięć kilometrów i prowadziła w głąb Białowieskiego Parku Narodowego. Dokoła panowała cisza, od czasu do czasu zaszeleściły jakieś gałęzie. Było mroźno, ale słonecznie. Szli w średnim tempie, na szlaku nie było wielu amatorów tego typu aktywności. Kilka godzin wysiłku zaostrzyło im apetyty. W drodze powrotnej Artur znalazł wolne miejsce na parkingu pod Parkiem Wodnym w Hajnówce i zaprowadził Martę na drugą stronę ulicy do malutkiego bistro Babushka, gdzie serwowano najlepsze dania kuchni kresowej. Mieszczący się przy jednej z głównych ulic, w niepozornym, i nie wzbudzającym zaufania budynku, bar zachęcał do odwiedzin niosącymi się ulicą smakowitymi zapachami. Marta zamówiła gorącą soljankę i babkę ziemniaczaną, której stała się wielką fanką. Artur poza zupą skusił się na pielmieni, niewielkie pierożki, z baraniną. Marta zanotowała kolejny, warty ponownego odwiedzenia punkt na podlaskiej mapie kulinarnej. Na odchodne dostali malutkie słoiczki z domową konfiturą i naparstek wiśniowej nalewki. Marta kolejny raz przekonała się o sympatii i gościnności mieszkańców Podlasia.

Wracali słuchając polskich, rockowych ballad. Marta dokładniej okryła się puchową kurtką i zasnęła. Do Białegostoku dojechali kiedy było całkiem ciemno. Marta przetarła zaspane oczy i rozglądała się próbując zgadnąć, której części miasta się znajdują. Ciszę panującą w samochodzie przerwał dźwięk telefonu Artura. Głos Stevena Tylera z Aerosmith wypełnił wnętrze. Kto ustawia Crazy jako dzwonek telefonu?

- Arti, gdzie ty jesteś? Wróciłam, a ciebie nie ma.

Rozbrzmiał nadąsany głos Moniki. Artur spojrzał na Martę przepraszającym wzrokiem. Ona uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi.

- Monia, miałaś być jutro. Byłem na biegówkach...

- Ty i te twoje sporty. Przyjedź, czekam na ciebie Arti.

Marta uśmiechając się patrzyła przez boczną szybę na zatopione w wieczornym mroku miasto. Nawet o tej porze dnia Białystok jej się podobał. Trudno jej było tylko zrozumieć jak taki postawny, mający swoje zdanie, silny, utalentowany mężczyzna daje się wodzić za nos komuś takiemu jak Monika. Widocznie miała inne atuty poza, niewątpliwą, urodą. Artur podwiózł ją pod blok na Pogodnej i odjechał w kierunku Białegostoczka.

- Dziękuję za wycieczkę. Udanego wieczoru. Arti. – dodała ze śmiechem i weszła do budynku.

Nie mogła widzieć jak Artur uśmiecha się szeroko na dźwięk wypowiedzianego przez nią zdrobnienia swojego imienia. Pomyślał, że w ustach Marty brzmi zupełnie inaczej. Jest tam sympatia i jakiś rodzaj czułości. Podczas gdy u Moniki czuć nadąsanie i niezadowolenie. Jakby był małym chłopcem, a ona go karciła.

Marta weszła do pustego mieszkania, ubrała Bestię i wyszła z nią na krótki, wieczorny spacer. Odświeżona po całym dniu na świeżym powietrzu usiadła ze szklanką domowego, pełnego rozgrzewających przypraw i plasterków pomarańczy, wina. Zadzwoniła do Zuzki aby dowiedzieć się jak mija czas w Gdańsku. Córka streściła wydarzenia dnia i pisnęła kiedy usłyszała, że Marta i Artur spędzili razem cały dzień w Białowieży. Pomyślała, że najwyższy czas ukrócić trochę spotkania z Arturem. Znajomość przybiera niedobry dla niej obrót. Starania sąsiada mogły wynikać z czystej sympatii, na pewno nie zamierzał angażować się w ich relację bardziej niż wypadało. Miał przecież dziewczynę. A ona? Marta czuła, że lepiej dla niej będzie jeśli odsunie się na bezpieczną odległość. Zanim będzie za późno. 

Córka Neptuna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz