Rozdział 30

30 1 1
                                    


Artur podwiózł Martę pod dom jej teściów. Zanim odjechał do swojego hotelu umówili się, że w niedzielę przyjedzie po nią około dziewiątej rano, tak, aby do Białegostoku dojechać wczesnym popołudniem.

Sobotę Marta miała zaplanowaną w najdrobniejszych szczegółach. Aby łatwiej jej się było przemieszczać pożyczyła od teściowej jej renault clio. Najpierw pojechała na cmentarz. Przy zdjęciu Sławka postawiła dwa znicze. Od siebie i Zuzanny. Postała chwilę przed ścianą z urnami i w myślach opowiedziała mężowi o ich podlaskim życiu.

- Spodobałoby ci się tam – zakończyła.

Jak zwykle, na pożegnanie, dotknęła palcami ust, a potem przeniosła je na zdjęcie Sławka. Z cmentarza pojechała do centrum. W siedzibie wydawcy miała zaplanowany krótki wywiad i sesję zdjęciową do jednego z kobiecych magazynów. Nie mogła odmówić, choć daleka była od chęci wypromowania swojej osoby. Wystarczyło, że książka się dobrze sprzedawała. Wymalowana i uczesana przez profesjonalistów po kilku godzinach wyszła z przeszklonego akwarium jak nazywała siedzibę wydawnictwa. Cieszyła się, że przynajmniej mogła zostać w swoich ubraniach. Dochodziła osiemnasta. Minęła Fontannę Neptuna, Dwór Artusa i doszła do Długiego Pobrzeża. Tu była umówiona ze znajomymi z dawnej pracy. Odnalazła restaurację Gdański Bowke i weszła do środka. Przyjaciele już siedzieli przy zarezerwowanym stoliku. Wśród tak dobrze znanych twarzy czuła się zrelaksowana. Spoglądała na zacumowane statki wycieczkowe. Niedługo miasto opanują turyści, będzie tłoczno i gwarno. Pomyślała, że namówi Zuzkę i przyjadą na Jarmark Dominikański.

Po kilku godzinach wyszła na opustoszały deptak. Karol, przyjaciel Sławka z pokoju nauczycielskiego, odprowadził ją do samochodu. Porozmawiali jeszcze chwilę, a potem Marta wsiadła i odjechała w kierunku Osiedla Tysiąclecia. Jednak zamiast jechać do domu zawróciła i skierowała się w kierunku gdańskich Stogów.

Woda w Bałtyku była jeszcze nienagrzana, ale Marta brodziła przy brzegu mocząc długą spódnicę. Wieczór zapadał powoli, ale plaża w gdańskich Stogach prawie świeciła pustkami jeśli nie liczy ć pojedynczych biegaczy czy spacerujących z psami osób. Dawno nie była na Stogach. Kiedy mieszkała w Gdańsku, kiedy jeszcze żył Sławek unikała tej części miasta. Wolała Brzeźno albo Jelitkowo. Stogi zawsze kojarzyły jej się z Arturem i wspólnie spędzonym z nim czasem. Do przeprowadzki na Podlasie i do przypadkowego z nim spotkania nie lubiła wracać myślami do tamtego czasu. Emocje jakie towarzyszyły jej wtedy były tak silne, że Marta niekiedy zastanawiała się co by było gdyby dwadzieścia lat temu nie urwała kontaktu. Czy byliby wciąż razem? A może zauroczenie minęłoby równie szybko jak się pojawiło i ich związek zakończył się równie gwałtownie jak się zaczął?

Zatapiając nogi w chłodnym, wilgotnym piasku i pozwalając aby woda obmywała jej kostki nie czuła jak materiał spódnicy staje się coraz cięższy. Czuła się wolna. Nie myślała o niczym konkretnym, szła przed siebie nie zwracając uwagi na mijających ją ludzi. Sama nie wiedziała dlaczego tu przyjechała. Do Jelitkowa miała z domu teściów bliżej, a ona przejechała niemal całe miasto aby dotrzeć na Stogi. Po prostu wsiadła do samochodu teściowej i nie zastanawiając się ruszyła.

Doszła do zejścia na wysokości campingu i usiadła na zwalonym pniu drzewa. Zamknęła oczy wsłuchując się w odgłosy dookoła. Chłonęła nadmorskie powietrze, odgłosy płynących w oddali statków, przekrzykujących się mew. Lubiła ten wieczorny spokój, który panował przed rozpoczęciem sezonu turystycznego. Nie tęskniła jednak za tym, teraz Podlasie było jej domem. Siedziała tak jeszcze chwilę i już miała się podnosić kiedy ktoś usiadł obok niej.

- Już uciekasz? Zostań jeszcze chwilę – Artur nogawki ciemnych spodni miał podwinięte podobnie jak rękawy białej koszuli. Usiadł obok Marty.

Szydłowski wracał ze spotkania z inwestorem, był w garniturze. Marynarkę zostawił w samochodzie. Gubił się ostatnio w swoich myślach i uczuciach. Liczył, że krótki spacer morskim brzegiem pomoże mu poukładać mętlik jaki zapanował jakiś czas temu w jego głowie. Nie sądził, że spotka Martę. Długie nogi wyciągnął przed siebie, odchylił się do tyłu i popatrzył w rozgwieżdżone niebo.

- Ile to już lat, co?

- Dużo. Wystarczająco dużo aby wspomnienia się zatarły.

Spojrzał na kobietę niedowierzając w to, co usłyszał. Domyślał się, że jej słowa są tylko odruchem obronnym. Miał wrażenie, że ona tak, jak i on zaczyna gubić się w swoich uczuciach.

- Naprawdę tak uważasz? – zapytał cicho wwiercając w nią spojrzenie granatowych oczu

- Tak, tak myślę.

Jej słowa nie zabrzmiały szczerze. Przysunął się bliżej kobiety. Cały czas nie spuszczając z niej oczu usiadł okrakiem na pniu. Ich twarze niemal stykały się ze sobą. W ciszy, przerywanej tylko delikatnym rozbijaniem się fal o brzeg, słyszał jak głośno bije jej serce. Zdobył się na odwagę i dłonią przekręcił głowę Marty w taki sposób, aby na niego spojrzała. Ich usta się zetknęły i mężczyzna poczuł, że kobieta zadrżała od tej przypadkowej pieszczoty. Nie cofnęła się jednak, a jedynie zamknęła oczy. To go ośmieliło i mocniej przywarł do jej warg. Rękoma błądził po okrytych cienkim szalem ramionach i plecach. Poczuł, że ona poddaje się jego pocałunkom nie pozostając mu jednocześnie dłużna mimo, że cały czas siedziała nieruchomo.

- Kocham cię Marta – wyszeptał całując jej szyję i wciągając świeży zapach perfum

Poczuł jak kobieta sztywnieje. W jednej chwili odepchnęła go od siebie.

- Nie mów tak. Nie możesz mnie kochać.

- Marta... - był zdezorientowany

- Tylko ci się wydaje, że mnie kochasz. Kochasz wyobrażenie albo wspomnienie o mnie. Tamtej Marty już nie ma. Umarła dawno temu.

- Marta...! – powtórzył kolejny raz zaskoczony.

Ale ona już tego nie słyszała. Poderwała się i biegiem ruszyła w kierunku zaparkowanego nieopodal samochodu. Zanim wysiadła pod domem Jaskulskich siedziała chwilę wycierając łzy. Kiedy leżała w łóżku dusiła w sobie płacz aby nie wzbudzać zainteresowania teściów. Nie doceniła jednak Marii Jaskulskiej. Kobieta słyszała jak Marta po powrocie pociąga nosem, a potem próbuje zatamować łzy. Podeszła pod drzwi pokoju synowej, ale w ostatniej chwili powstrzymała się od naciśnięcia klamki. Wróciła do swojej sypialni i zanim zasnęła zastanawiała się co mogło wytrącić Martę z równowagi.

Leżąc w łóżku Marta wiedziała, że nie może i nie chce wracać z Arturem. Przez Internet kupiła bilet na poranny pociąg do Białegostoku. Po wczesnym śniadaniu zamówiła taksówkę i zanim pojechała na dworzec poprosiła o kurs na cmentarz świętego Ignacego. Wciąż dusząc w sobie łzy pożegnała się z mężem. Dopiero kiedy siedziała w przedziale pociągu Intercity, zakryła twarz szalem i pod pozorem drzemki pozwoliła sobie na płacz. Z letargu wyrwał ją odgłos przychodzącego esemesa.

Artur: Dzień dobry. Wyjeżdżam z hotelu. Będę po ciebie za dwadzieścia minut.

Marta: Nie ma takiej potrzeby. Jadę pociągiem. Właśnie ruszam z Gdańska.

Upłynęła dłuższa chwila zanim przyszła odpowiedź.

Artur: Rozumiem. Miałem nadzieję, że porozmawiamy. Marta...

Nie dokończył. Domyślił się, że Marta znowu mu ucieka. Tym razem to on był winny. Wyznał, że ją kocha podczas gdy oboje wiedzieli, że w Białymstoku czeka Monika. Nie mógł się dziwić Marcie, że bała się angażować. Czuł, że być może jest dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Nawet był tego pewien. Nie wiedział tylko jak ma ją przekonać aby mu uwierzyła. Podświadomie zdawał sobie sprawę, że zakończenie związku z Moniką pewnie byłoby właściwym posunięciem. Artura blokował jednak strach. Bał się, że jeśli źle odczytał sygnały Marty i rozstanie się ze swoją dziewczyną to może zostać sam. A Artur bał się samotności. Jak na trzy lata znajomości relacja z Moniką była wyjątkowo luźna, ale jemu to wystarczało. Wystarczała mu świadomość, że dziewczyna jest gdzieś w innej części miasta i zawsze może do niej zadzwonić czy pojechać. Nie zauważał, że jego zaangażowanie jest niewspółmiernie duże w stosunku do jej. 

Córka Neptuna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz