Rozdział 44

32 4 1
                                    

Artur obudził się i mimo mającego dawać komfort termiczny śpiwora poczuł przeszywający chłód. Wygramolił się z ciasnego wnętrza samochodu. Przeczesał ręką jasne włosy, wzdrygnął się od podmuchu porannego wiatru. Marty nigdzie nie było. Rozmawiali do późna, musiała wymknąć się kiedy spał. Poszedł na pomost. Tutaj też jej nie znalazł. Stanął nad wodą. Pomyślał, że kolejny raz ją stracił. Odeszła bez słowa, jak kiedyś. Jedynym pocieszeniem było to, że miał jeszcze szansę się z nią rozmówić po powrocie do Białegostoku.

Stał kilka minut chłonąc zapierający dech w piersiach widok. Mazurskie jeziora mają w sobie nieprawdopodobną magię. Zwłaszcza rano, kiedy nad wodą jeszcze unosi się mgła, a słońce nieśmiało oświetla ich toń.  Usiadł w otwartej klapie bagażnika i patrząc na wznoszącą się złotą kulę zaintonował House of the rising sun. Za sobą usłyszał ciche kroki. Drgnął na dźwięk znajomego głosu.

- Dzień dobry – powiedziała Marta – myślałeś, że uciekłam? – zapytała z uśmiechem widząc jego minę.

Artur nic nie powiedział tylko patrzył na ubraną w jego czarną bluzę kobietę. Marta podała mu  papierowy kubek z wizerunkiem żabki. W drugiej ręce trzymała dwa rogaliki wypełnione czekoladowym kremem. 

- Przyznam, że coś takiego przeszło mi przez myśl – w jego oczach czaiło się coś jak wyzwanie

- Nie bój się. Już nie ucieknę. Chyba – zawahała się – znalazłam swoją przystań.

Mężczyzna objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.

- Nawet gdybyś teraz uciekła popłynąłbym za tobą. Co tam masz? – zapytał patrząc na papierowe kubki

- Kawę na rozgrzanie. Obudziłam się rano, nie chciałam cię budzić. Poszłam na spacer i kupiłam w miasteczku.

Wziął kubek muskając palcami rękę Marty, upił łyk gorącego napoju. Wróciła trzeźwość myślenia. Nie przyznał się jaką poczuł ulgę, że ona jest, że nie odeszła. Stali chwilę patrząc na jezioro, nad którym coraz wyżej wznosiło się słońce. Kiedy wypili kawę Artur objął Martę ramieniem i poprowadził do samochodu. Szybko wypuścił powietrze z materaca, schował śpiwory do pokrowców.

- Wskakuj, mamy jeszcze jedną rzecz do załatwienia – nie przestawał się uśmiechać kiedy otwierał jej drzwi.

Zanim wyjechali z Olecka Marta wymeldowała się i zabrała swoje rzeczy z hotelu. W hotelowej restauracji zjedli obfite śniadanie. Nie miała pojęcia co mężczyzna ma na myśli. Nie dopytywała jednak i posłusznie zajęła miejsce pasażera. Artur przekręcił kluczyk i po chwili auto wytoczyło się na drogę wojewódzką numer 655. Ze zdziwieniem zauważyła, że nawigacja prowadzi ich do Gdańska. Artur nie włączył radia, sam zaczął śpiewać.

„(…)Nie bój się miłości, to najlepsze co może się przydarzyć jeszcze nam. Nie bój się miłości, będę czekał tam, gdzie najlepiej zacząć nowy rejs. Nie bój się! Strach jest bratem łez, których nam nie trzeba więcej już. Jestem przecież blisko, podaj rękę, chodź! Nie bój się miłości, ze mną bądź(…)”

- Na który cmentarz mam jechać? – zapytał Artur kiedy po kilku godzinach przekroczyli rogatki miasta

- Świętego Ignacego – odpowiedziała od razu zgadując o co pyta. Nie zapytała jednak dlaczego chce jechać tam, gdzie jest pochowany jej mąż.

Na stoisku przy bramie Artur kupił znicz i poszli wysadzaną kasztanowcami alejką do kolumbarium. Kiedy znicz palił się we wnęce  poprosił Martę aby na chwilę zostawiła go samego. Ze zdumieniem zobaczyła jak mężczyzna stawia na kamieniu dwa małe kieliszki, a z wyjętej z kieszeni bluzy butelki nalewa do nich wódkę. Musiał coś mówić, wyczytała to z ruchu jego warg i gestykulacji. Na końcu Artur wychylił alkohol z obu kieliszków, zwinął palce w pięść i zrobił w kierunku zdjęcia Sławka gest popularnego żółwika.

Córka Neptuna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz