Rozdział 22

30 2 1
                                    

Styczeń szybko przeszedł w luty. Był ciemny, piątkowy poranek. Zaspana Marta weszła do rozświetlonej jarzeniówkami sali lekcyjnej. Już nie mogła się doczekać ferii zimowych kiedy będzie mogła odespać poranne wstawanie. Dwutygodniowa przerwa od szkolnych obowiązków miała rozpocząć się za kilka dni. Na biurku postawiła kubek z ulubioną, zieloną herbatą. Obok położyła teczkę z przygotowanymi materiałami i notes, z którego złowieszczo wystawały powielone w odpowiedniej ilości kartkówki. Mimo zmęczenia uśmiechnęła się do swoich uczniów. Nie zdążyła rozpocząć lekcji, kiedy poderwał się Janek, przewodniczący klasy, i jego koleżanka z ławki Ola. Z tajemniczymi minami podeszli do Marty. Chłopak odchrząknął aby zwrócić na siebie uwagę pozostałych kolegów i koleżanek, a przede wszystkim nauczycielki.

- Ptaszki nam doniosły, że dzisiaj są pani urodziny.

Marta spojrzała zdziwiona, ale dostrzegła trzymaną przez Olę torebkę. Domyśliła się, że ptaszkiem była Julka, która wiedzę na temat jej daty urodzenia musiała dostać od Zuzki. Marta wstała, wzięła z rąk uczennicy prezent i po chwili w rękach trzymała kształtny, termiczny kubek w bardzo kobiece wzory. Poczuła, że jest wzruszona.

- Bardzo wam dziękuję, ale nie myślcie, że odpuszczę wam kartkówkę. Napiszecie ją w poniedziałek – dodała – taki mały prezent z okazji moich urodzin.

Po klasie przeszedł pomruk wyraźnego zadowolenia. Tego dnia Marta dostała jeszcze niewielkie upominki od kolegów z pokoju nauczycielskiego. Zaopatrzona w bukiet tulipanów i pudełko różnorodnych zielonych herbat wróciła do domu. Zazwyczaj urodziny świętowali we trójkę. Po śmierci Sławka we dwie chodziły do restauracji albo zamawiały coś do domu. Tym razem była sama. Zuzannie wypadł wyjazd z klasą na jednodniową wycieczkę do Warszawy. Córka jednak nie zapomniała o tradycji i w lodówce na Martę czekała ulubiona kostka węgierska. Mocno nasączone alkoholem biszkopty przełożone czekoladowym kremem i kieliszek orzechówki teścia to było dokładnie to, czego potrzebowała. Siedziała przy stole w salonie pochłaniając swój urodzinowy tort kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Na korytarzu stał Artur, w ręku trzymał samochodowe kluczyki. Od sylwestrowego wieczora Bestia traktowała Artura jak najlepszego przyjaciela. Wyszła się przywitać, a kiedy otrzymała należną dawkę głasków poszła na swoją poduszkę leżącą na sofie w salonie.

- Jedziemy? Masz dzisiaj urodziny. Dostałem zadanie dotrzymania ci towarzystwa – dodał kiedy zobaczył pytający wzrok sąsiadki

Marta była przekonana, że to sprawka Julki i Zuzki. Dziewczyny, nie bardzo się z tym kryjąc, robiły dużo aby Marta i Artur zbliżyli się do siebie. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Zastanawiała się dlaczego mężczyzna nie spędza piątkowego wieczoru z Moniką. Zdążyła już jednak zauważyć, że pozostają oni w dość luźnym związku więc nie dopytywała. Założyła puchową kurtkę, wzięła torebkę do ręki i dała się poprowadzić na parking. Artur nie chciał zdradzić dokąd jadą, ale jego nieformalny strój składający się z czarnych jeansów i swetra z golfem świadczył, że to nie będzie nic ekskluzywnego.

Pojechali na Lipową do Steakowni. Usiedli przy dwuosobowym stoliku i przez chwilę wybierali dania z karty. Kiedy otrzymali zamówienie kuflami z piwem wnieśli toast za zdrowie Marty i sąsiedzką przyjaźń. Artur zajadał się wybranym przez siebie stekiem, ale spróbował też zamówionego przez Martę bezmięsnego burgera. W śmieszny sposób skrzywił się kiedy okazało się, że zamiast wołowiny w jej bułce znajduje się ser typu camembert. Przypomniał sobie, że w czasach studenckich najlepszego burgera zdarzyło mu się zjeść w budce stojącej przed Domem Handlowym Central. W Kurierze Porannym, lokalnej gazecie, znalazł ranking najlepszych, wtedy hamburgerów, w mieście. Oblizał się na wspomnienie. Niedługo potem budki zlikwidowano i nigdzie nie mógł znaleźć informacji gdzie zostały przeniesione.

Córka Neptuna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz