Rozdział 28

25 1 0
                                    


Było sobotnie, wczesne popołudnie. Wiosna powoli zadomawiała się na dobre. Kwiecień zazielenił drzewa, na przyulicznych klombach nieśmiało zaczynały rozkwitać różnokolorowe bratki. Marta otworzyła drzwi balkonowe i z przyjemnością chłonęła ciepło wiosennego dnia, wsłuchiwała się świergot ptaków niekiedy zagłuszany przez przejeżdżające Wiejską samochody i autobusy. Z pobliskiego stadionu słychać było okrzyki kibiców. Widocznie Jagiellonia rozgrywała kolejny mecz, wcześniej z różnych części miasta nadciągali fani lokalnej drużyny zaopatrzeni w czerwono-żółte szaliki i ubrani w podobnej kolorystyce. Marta nigdy nie lubiła piłki nożnej, ale nie zabraniała Sławkowi kiedy chciał iść na mecz Lechii. Kilka razy zabrał ze sobą Zuzkę, ale dziewczynka nie podzieliła zainteresowania ojca w związku z czym mąż chodził na stadion przy ulicy Pokoleń Lechii Gdańsk z kolegami albo swoim ojcem.

Zuzanna poszła z kilkoma koleżankami na rolki. Marta szykowała obiad. Chciała upiec ziemniaki i podać je wraz z duszonym filetem z kurczaka z warzywami. Doprawione mięso wraz z cukinią, pieczarkami i marchewką włożyła do wolnowara i ustawiła program LOW. Dla drobiowego mięsa cztery godziny w niskiej temperaturze były wystarczające. Po trzech godzinach chciała zacząć piec ziemniaki. Wybrała na piekarniku odpowiedni program, ustawiła temperaturę, ale kiedy chciała włączyć urządzenie aby zaczęło się nagrzewać w całym mieszkaniu padły korki. Za pierwszym razem Marta się nie przejęła i w skrzynce w przedpokoju poprawiła ustawienie przycisków. Kiedy jednak przy kolejnej próbie uruchomienia piekarnika sytuacja się powtórzyła przełożyła ziemniaki na patelnię decydując się na ich podsmażenie. Marta nie należała do kobiet, które łatwo się poddają. Tym razem jednak było inaczej. Próbowała zlokalizować co może powodować, że w całym mieszkaniu brakuje prądu. Odszukała kartę gwarancyjną piekarnika wiedząc, że po weekendzie zadzwoni i wezwie serwisanta. Sprzęt był nowy, na gwarancji nie powinno być problemu.

Przy obiedzie opowiedziała córce o niespodziance jaką zgotował nowy piekarnik. Dziewczyna popatrzyła na matkę. Nie rozumiała tego, że Marta chce pozostać niezależna i nie prosić o pomoc. Przecież sąsiad z wyższego piętra na pewno chętnie by pomógł. Wychodząc na spacer z Bestią zadzwoniła do drzwi Artura i wyłuszczyła problem. Mężczyzna nie zastanawiając się wziął z szuflady śrubokręt do mierzenia natężenia prądu i zszedł piętro niżej.

- Przyprowadziłam posiłki – zza pleców sąsiada Marta usłyszała głos córki

- Jestem jednoosobowym posiłkiem – uśmiechnął się – to gdzie ten sprawca zamieszania? Elektrykiem nie jestem, ale coś tam wiem.

Marta nie wiedziała czy ma się złościć na córkę, która za jej plecami zawołała Artura czy się śmiać. Artur musiał niedawno wrócić z meczu bo wciąż był ubrany w czerwono-żółtą koszulkę kibica, w której wyglądał jak wielki, kolorowy, szerszeń. Opanowała się jednak i przepuściła go w drodze do kuchni. Artur rozejrzał się i od razu zdjął maskownicę spod kuchennych szafek. Położył się na podłodze i wsunął pod meble. Na zewnątrz wystawały tylko długie nogi.

- Listwa, do której jest podpięty piekarnik jest przepalona i może powodować spięcie, masz inną? – usłyszała stłumiony głos.

Nie miała innej. W związku z tym mężczyzna wysunął się, otrzepał spodnie i poszedł do siebie. Po chwili wrócił odwijając czarny kabel. Ponownie zanurkował pod kuchenne szafki Marty, sprawnie wymienił uszkodzoną listwę. Wysunął się, przytwierdził maskownicę i umył ręce.

- Dziękuję.

- Nie masz za co dziękować. Mówiłem ci, że gdybyś miała z czymś problem masz przyjść, pamiętasz? – zapytał wycierając ręce w kuchenny ręcznik

- Pamiętam, ale nie chcę ci zawracać głowy. Masz swoje sprawy, swoje życie.

- Marta, od czego są sąsiedzi i przyjaciele? Naprawdę nie musisz ze wszystkim sobie radzić sama. Zawsze chętnie pomogę.

Marta zastanowiła się przez chwilę czy Monika byłaby zadowolona wiedząc jak bardzo jej chłopak się angażuje w pomoc sąsiadce. Porzuciła jednak te myśli, ostatecznie to nie była jej sprawa.

- Czy wobec tego, w ramach podziękowania za sąsiedzką pomoc mogę ci zaproponować filiżankę kawy?

- Chętnie, ale później. Mam ustalony plan treningów i idę zaraz na rower. Jak wrócę to zapukam.

Po tych słowach pożegnał się i wyszedł. Po chwili Marta zobaczyła jak rusza spod bloku na swojej szosówce. Rower pewnie kosztował ze dwie jej miesięczne pensje. Jeśli doliczyć profesjonalny strój kolarski i kask na pewno wychodziła niezła suma. Wieszając pranie na balkonie patrzyła jak sylwetka Artura oddala się coraz bardziej. Musiała przyznać, że materiał ładnie opinał jego mięśnie. Nie był tak napakowany jak niektórzy stali bywalcy siłowni, ale gdyby go nie znała obejrzałaby się za nim na ulicy. Przez lata, kiedy się nie widzieli Artur nabrał ciała i ładnie wyrzeźbił sylwetkę. Marta zapamiętała go jako wysokiego chudzielca. Oczy jednak się nie zmieniły. Nadal widziała w nich miłość do rysunku. Pamiętała, że Artur szkicował na wszystkim, na czym tylko się dało. Na skrawku serwetki, na bilecie wstępu do jakiegoś muzeum, nawet na wewnętrznej okładce książki, którą czytał. Dusza artysty się nie zmieniła. 

Córka Neptuna [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz