POV Stormie
Idąc ramię w ramię z Carringtonem czułam jak ogarnia mnie to niesamowite uczucie jakie towarzyszyło mi przy każdym rozpoczynaniu zabójstwa. Adrenalina przenikała mnie na wskroś. Dałam się ponieść temu stanu. Gęsia skórka na całym ciele była potwierdzeniem gotowości. A obecność władcy dodawała mi dziwnego rodzaju siły. Zawsze towarzyszyła mi lekka niepewność wiążąca się z przypadkowym błędem. Przy nim tego nie czułam. Razem mieliśmy zabić. Więc jeśli ja bym poległa, to wiedziałam, że on dokończyłby zadanie. Tyle że nie miałam zamiaru tej nocy zawieść. Miałam zakończyć noc masowym morderstwem i zrobię to z czystą przyjemnością.
— Daj mi się zabawić — powiedziałam, zatrzymując się przed lochami.
Uczynił to samo. Zdjął marynarkę i odwiesił ją na specjalnym haczyku wbitym w cegłę. Podwinął do łokci rękawy białej koszuli. Ani na sekundę nie spuścił ze mnie przenikającego wzroku. Zastanawiał się na ile mi pozwolić, gdyż sam pragnął udusić ich wszystkich. Znałam tę minę. Pragnienie zemsty i śmierci. Oboje pragnęliśmy zabić.
— To mój obowiązek, Blake — odpowiedział głosem przesiąkniętym lodem.
Zdystansował się, przybrał postawę zimnego skurwysyna. Nie był tym samym facetem sprzed kilku minut. Ja też nie byłam już Stormie. Została we mnie tylko Blake.
— Ale to ja jestem od zabijania.
— Zrobimy to razem — zaznaczył dosadnie.
Przytaknęłam by zakończyć dyskusję i zacząć działać. Gdybyśmy to ciągnęli to nigdy nie weszlibyśmy do środka, a handlowcy i gwałciciele wykończyliby się sami. Nie miałam zamiaru grać na jego zasadach. To ja wcielałam się w zło konieczne i absolutne. To ja dyktowałam warunki.
Aslan otworzył z rozmachem metalowe drzwi i wskazał mi drogę. Wywracając oczami pewnie wkroczyłam do środka. Przystanęłam przy rzędzie zmarnowanych ciał. Było ich łącznie czterech. Obnażonych, pobitych, przestraszonych. Rozejrzałam się po otoczeniu. Po prawej mieliśmy stół z narzędziami do tortur, zero kamer, ale mieliśmy krzesełka. I na tyle przestrzeni, którą mogłam wykorzystać. Potarłam dłonie zachwycona tą scenerią.
— Proszę, proszę, proszę — rozpoczęłam, podnosząc podbródek pierwszego z pojmanych. — Jaki żałosny widok. Czworo niewyżytych kutasów.
Z przyjemnością cisnęłam głową w wilgotną ścianę. Rozbiłam mu ją, a on sam utracił przytomność.
— Wiecie dlaczego tu jesteście? — Aslan położył mi potężną dłoń na ramieniu. Delikatnie, lecz stanowczo cofnął mnie do tyłu.
Odpowiedziała mu cisza.
— Wiecie kim jestem?
Ponownie nikt nie odważył mu się odpowiedzieć, ale przytomni się wzdrygnęli. Doskonale wiedzieli z kim przyszło im się mierzyć.
— Przestań się bawić w postrach. Tylko pokażmy im jak to jest się bać.
Minęłam go i pociągnęłam za łańcuchy. Wystawiłam dłoń czekając na klucz. Z ostrożnością mi go podał. Rozpięłam kajdany i wyciągnęłam ofiarę na środek. Zaczął się szarpać, ale szybko przestał gdy przycisnęłam mu nóż do gardła.
— Każda kobieta powinna wam uciąć chuja. Zbić was do nieprzytomności. Poniżyć, doprowadzić do waszych błagań i pastwić się nad waszymi żałosnymi truchłami.
Zmusiłam go do opadnięcia plecami na ziemie. Przypięłam mu ręce, nogi zraniłam tak by nie mógł nimi poruszać. Wysunęłam ostrze z kozaka i kopnęłam go w bok. Zawył czując rozrywający ból.
CZYTASZ
Na Drodze Wyboru +18
ActionAslan Carrington to szanowany władca Kalifornii. Niezwykle szarmancki, kulturalny, ale i równie bezwzględny. Ludzie się go boją, i to nie za sprawą blizny rozchodzącej się po obwodzie jego szyi. Bowiem Aslan to człowiek, któremu nic nie było w stani...