Rozdział 19

330 22 0
                                    


POV Stormie 

 Kiedy tylko dotarłam do posiadłości nie marzyłam o niczym innym jak o wzięciu gorącego prysznica. Porzuciłam samochód niedaleko kamienicy nie chcąc prowadzić go na sam teren opuszczonego bloku. Nie wniosłam też sprzętu mając na uwadze, że mogli wgrać do niego jakiś program śledczy. Wzięłam kota pod pachę, jego żarcie i kuwetę. Odstawiłam wszystko pod drzwiami. Omiotłam spojrzeniem pomieszczenie. Nie widząc żadnych śladów obecności otworzyłam płytkę w ścianie. Jednym przyciskiem wzmocniłam światło UV. Kilkadziesiąt wiązek laserów uwydatniło się w sekundę. Żadna z nich nie była naruszona. Żadnych śladów stóp, butów czy palców nie odbił się od ścian i podłogi. Nikt nie naruszył przestrzeni loftu pod moją nieobecność. Nikt niczego nie wykradł, choć dla pewności zerknęłam w jeden kąt gdzie stała cenna rzeźba sfinksa.

 Wyłączyłam wszystkie zabezpieczenia, rozebrałam się do naga stopą kopiąc brudne ubranie w kąt. Nadawały się tylko do spalenia. Z ulgą wpadłam pod natrysk z ciepłą wodą. Stojąc pod prysznicem oparłam głowę o zimne kafelki. Zabrudzona woda spływała mi po ciele. Z każdą sekundą zaczynałam odczuwać większe zmęczenie. Szczypały mnie zdarcia na opuchniętych nadgarstkach. Bolały mnie piszczele i kolana. Upadek z wysokości na innego człowieka odbił na mnie piętno. Na domiar złego podczas szarpaniny, któryś z ludzi Carringtona przypieprzył mi kolbą w bok. Dopiero po zejściu adrenaliny odczułam dyskomfort.

 Otoczyłam ciało ręcznikiem. Z szuflady sięgnęłam po pudło z lekami pierwszej pomocy. Pokuśtykałam z nim do otwartego pomieszczenia. Spomiędzy warg uciekło mi ciche skomlenie. Zawroty głowy wzmogły się przez temperaturę wody, w której przesiedziałam spory kawał czasu. Rzucając się na łóżko wiedziałam, że prędko z niego nie wstanę.

— Mad! Przynieś mi papier z blatu — poprosiłam kota, czołgając się do wezgłowia. Opierając się o nie było mi prościej operować wokół siebie.

 Ziołowymi maściami wszelakiego zastosowania posmarowałam sobie wszystkie uszkodzone miejsca. Smród specyfiku drażnił nozdrza do takiego stopnia, że zakaszlałam ostro.

 Wytarłam dłonie w ręcznik przyniesiony przez kota. Zmrożony okład otoczyłam bawełnianym materiałem i przyłożyłam go do boku. Nie minęło wiele czasu nim pozwoliłam sobie na regenerację.

***

 Nazajutrz czułam się nieco lepiej. Nauczona doświadczeniem wiedziałam, że zajęcie się pracą pozwalało zapomnieć o bólu i dyskomforcie. Nie mogłam sobie pozwalać na zbyt długie leżenie plackiem. Lata praktyki nauczyły mnie jak funkcjonować po większych konsekwencjach swoich działań. Głównie nie mogłam się za siedzieć, tylko zagryźć zęby i ruszyć się do roboty. Większa przerwa prowadziła do lenistwa.

 Dlatego zaraz po pobudce wypuściłam długo wstrzymywane powietrze. Zaścieliłam niedbale łóżko, ubrałam się w wygodny dres, nakarmiłam kota i usiadłam przed zestawem monitorów. Przekładałam między palcami czarnego pendrive'a myśląc o zawartych w nim informacjach. Wkradając się do sieci kobiety, którą zabiłam nie miałam wiele czasu by je przejrzeć. Potem zostałam porwana, więc znacząco opóźniło to zajęcie się pracą.

 Wykradnięcie zapisków na dyskach było związane z pogłoskami o najgorszym interesie jaki panował w rynsztoku. Handel żywym towarem i zmuszanie kobiet do prostytucji było srogo karane i pilnowane przez Carringtona. Zwłaszcza jeśli były to młode kobiety. Niektóre ledwo przekraczały szesnaście lat. Jeszcze większym skurwysyństwem był handel na organy. Tu wiek był uwarunkowany stanem organów. Najczęściej były to dzieci w okresie dojrzałości. Najświeższe, najzdrowsze i jeszcze rozwijające się organy. Była to brutalna rzeczywistość i nie było co się oszukiwać. I jak na całym świecie nikt szczególnie nie interesował się tym problemem, to po tej stronie wybrzeża Aslan robił co w swojej mocy, aby zapobiec dalszemu rozszerzaniu tego rodzaju przestępczości.

 Mając w dłoniach ten pendrive z potencjalnymi dowodami czułam się zobowiązana zostać egzekutorką. Czułam się zobowiązana poinformować władcę o problemie, o ile jakikolwiek istniał.

 Bezzwłocznie wpięłam urządzenie do portu. Skończyły się domysły. Przyszedł czas na weryfikację. Nim chwyciłam za myszkę poczułam pod ręką miękką sierść. Madox trzymał w pysku maść na otarcia. Odłożył ją przede mną i spojrzał na mnie wyczekująco.

— Później się posmaruje — powiedziałam, głaszcząc go po głowie. — Jak się czegoś dowiem to dam ci puszkę. Potem będziemy musieli wybrać się na zakupy.

 Na oddzielnej karteczce samoprzylepnej zapisałam te drobne podpunkty, o których mogłabym zapomnieć. Gdy Mad przeniósł się na bok blatu przeniosłam dłonie na klawiaturę.

 Przełamując szyfry na zakodowanych folderach pierwsze krople potu sperliły się na czole. Nie mogłam doprowadzić do żadnej pomyłki w kodowaniu, bo groziło to zablokowaniem całego folderu i wydłużeniem działania. W przyspieszonym tempie wodziłam oczami po monitorach. Po zmieniających się kolumnach znaków. Wyłapywałam pewne zgodności, zapisywałam je w pamięci, by w kolejnym etapie je przepisać. Skoro się powielały to miały zastosowanie w kolejnych etapach. W ostatecznym etapie podpięłam program szyfrujący, który dokończył robotę.

— Coś mi tu śmierdzi — mruknęłam pod nosem. Kot podniósł powieki. — Dość łatwo zdobyłam te dyski, a samo ich rozszyfrowanie jest tylu etapowe? Coś jest nie tak.

 Wraz z zakończeniem zdania wszystko było rozszyfrowane. Weszłam w pierwszy plik. Nie było to nic wartego uwagi. Same kosztorysy za klub. Nic związanego z zapłatami za kobiety, czy usługi powierzchnie uznawane za niemoralne. Kolejne dwa pliki to planowanie przyszłych miesięcy. Dopiero plik wtrącony między biznesplany zwrócił moją uwagę.

— Kurwa. Kolejne domysły. — Westchnęłam głęboko. Męczyło mnie wielokrotne czytanie tego samego. — Rozumiem potrzebę zatajania informacji, ależ ile można? Muszę znaleźć kolejne punkty zaczepienia, bo to jest interesujące i niewystarczające dla mnie. Ale część z tego dla Aslana...

 Część informacji zawartych w pliku wyglądała jak plan przemytu następnej partii ofiar do okolicznego portu. Moje możliwości nie sięgały tak daleko, jak możliwości władcy. On posiadał szersze horyzonty. Większe zasoby. Mógł zaangażować większość ilość osób.

 Następny folder był przepełniony zdjęciami. Jedno z nich zaparło mi wdech. Ciemne oczy, jeszcze ciemniejsze włosy i ten jeden uśmiech.

— Coś jest zdecydowanie nie tak, Mad. Nie chcę wierzyć, że to się dzieje naprawdę.

 Tę część informacji musiałam zostawić to dla siebie. Zabezpieczyć i pilnować tak by nie znalazły się w niepowołanych rękach. Dla władcy pozostały tylko te plany przewozowe.

— Trzeba się skontaktować z władcą.

 I jakby wyczuł, że moje myśli krążyły wokół niego, dostałam pilną wiadomość na komunikatorze. Pisał o spotkaniu nie podając żadnych konkretów. Już teraz mogłabym mu przekazać swoją zdobytą kradzieżą wiedzę i wspomnieć o tej części, która mogłaby go zainteresować, ale nie miałam pewności czy wszystko było prawdą, czy był to wytwór stworzony do prowokacji.

 Gdybym z tą jedną rzeczą wyszła przed szereg zagroziłabym sobie. Byłoby tak, jakbym sama podstawiła kark pod gilotynę. Wtrącanie się w nie swoje sprawy i reagowanie nie mając pewności, czy nie został złamany regulamin władcy kończyło się śmiercią ze strony samego Carringtona albo jego egzekutorów. Nawet ja, choćbym uciekała i starała się być nieuchwytna, nie mogłabym robić tego przez resztę życia. W końcu by mnie dopadli. Musiałam przeprowadzić własne śledztwo, ewentualnie zabić wszystkich zamieszanych w sprawę by później przynieść Aslanowi raporty i poczęstować go kulką w głowę. To brzmiało jak dobry zwiastun przyszłości. Jednakże, najpierw jedna część planu. Nie wszystko na raz. Najlepszym działaniem było działanie krok po kroku.

^^^

 Cześć kochani!!! Witam was w nowym rozdziale!!!!

 Dziękuję wam za aktywność!!! Widzimy się w następnym rozdziale w sobotę!!! Do zobaczenia! 

 MDBWManiac 

#NDW_watt 

Na Drodze Wyboru +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz