Rozdział 15

368 21 0
                                    


POV Aslan 

 Siedząc w fotelu wewnątrz salonu mieszkania, które sobie wykradła cierpliwie czekałem na przybycie płatnej zabójczyni. Obserwacja kobiety pozwoliła mi lepiej zorganizować jej uprowadzenie. Wiedziałem, że traciła na czujności gdy po zabójstwie zbliżała się do domu. Odpuszczała sobie zmęczona po serii odbierania dusz. Jakby każda pojedyncza spadała na nią jak przygniatający ciężar. Ten jeden element pozwolił nam wejść domieszkania i ulokować się w odpowiednich pomieszczeniach. Czekając na nią byłem pełen podziwu strategicznego myślenia Blake. Ta kobieta miała wszystko przemyślane, włącznie z doborem mieszkania. Miało idealny układ pod ucieczkę, okna nie obejmowały sąsiednich budynków, ale miały widok na pasaże. Układ pokoi pozwalał na schowanie się i obserwowanie otoczenia przez drzwi albo lustra. Wykorzystywaliśmy jej ostrożność i pomysł na jej niekorzyść. Dwóch mężczyzn schowało się w dwóch pokojach tuż przy frontowych drzwiach. Gdy Blake wejdzie do środka zajdą ją od tyłu i uśpią strzałkami ze środkiem usypiającym. Powinna spać aż do powrotu do San Francisco.

 Minęła godzina, gdy w końcu coś uległo zmianie. Cichy zgrzyt zamka odbił się od pustych ścian. Nie zapaliła światła polegając na znajomości rozkładu pomieszczeń i na poświecie ulicznych latarni. Gdy stanęła w salonie odnajdując mnie w mroku świat jakby stanął. Obniżenie temperatury było nadto wyczuwalne, tak samo jak zapach krwi, którym była przesiąknięta.

— Zabiję cię — oznajmiła, celujące do mnie z broni.

 Skupiając się na mnie nie zaważyła wyłaniających się z pokoi tropicieli. Jeden z nich już celował w jej nogi i czekał na znak.

— Jeszcze ci mało?

— Nie baw się ze mną, Carrington, bo zasady gry szybko mogą się obrócić.

 Poderwałem kącik do góry. Nie raz słyszałem groźby, ale z jej ust było to czystą ambrozją. Nie mogła mi nic zrobić. Nawet jeśli włożyłaby w to wszystkie siły i znane metody. Na każdym kroku znajdował się ktoś kto chciałby mnie unieszkodliwić. W zamian to oni zostawali wyeliminowani. Gdy ktoś groził mi bronią w sekundę jego czoło zostawało pokryte kilkoma czerwonymi kropkami. Znajomi snajperzy czuwali nade mną z każdego budynku. Towarzysze, których brałem ze sobą do interesów czuwali nade mną zza pleców. Mogła mi grozić. Mogła nawet teraz strzelić, ale skończyłoby się to szybką kulką w potylice.

— Czyżby? — mruknąłem, zaprzestając stukać palcami. Skupiłem na sobie jej uwagę by nie usłyszała ani nie wyczuła ruchu obcych. Nie spuściłem wzroku z jej oczu, ani na sekundę nie pomyślałem by przenieść uwagę zza jej plecy. — Dlaczego jeszcze się wahasz, Blake?

— Ułomny jesteś? — Prychnąłem. — Jeśli nie wracałam do San Francisco to miałam ku temu powód. Nie możesz od tak mnie nachodzić i liczyć, że nie będę ci grozić bronią. Czego chcesz?

— Wracasz ze mną — poinformowałem, rozwścieczając ją na dobre.

 Roześmiała się ponuro. Zakręciła pistoletem na palcu. Wydawała się zmęczona i poirytowana moja niezłomnością.

— Nie wrócę — zarzekła się. Uniosłem palec, powietrze przeszył świst. — Ah! — syknęła, padając na kolana.

— Wrócisz.

— Ty sukinsynu! — jęknęła, wyrywając z pośladka strzałkę usypiającą. Hardo walczyła z opadającymi powiekami. — Już jesteś martwy. — Zdążyła zagrozić nim całkowicie osunęła się na ziemie.

 Powoli wstałem z siedziska. Zapaliłem lampkę nocną mocniej rozświetlając otoczenie. Rozejrzałem się rozmyślając o logistyce. Wzięła ze sobą sporo sprzętu elektronicznego i samochód.

Na Drodze Wyboru +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz