POV Stormie
Zatrzymałam samochód na z pozoru bezpiecznej dzielnicy w północnej części Oakland. Nie miałam zamiaru od razu wracać do San Francisco i konfrontować się z Aslanem. Potrzebowałam chwile odetchnąć nim ponownie się z nim skonfrontuje. Musiałam odetchnąć, wziąć gorącą kąpiel, która rozluźniłaby mi spięte mięśnie, przejrzeć w spokoju wykradzione dane i jakoś spróbować zasnąć. To były moje priorytety, a nie użeranie się z upartym władcą.
Nim wysiadłam rozejrzałam się sprawdzając czy nic mi nie zagrażało. Jadąc na miejsce mijały mnie zastępy straży pożarnej. Było ich kilka, więc wiedziałam, że moi chłopcy sprawnie poradzili sobie z zadaniem. Potwierdziło to również zdjęcie płonącego budynku i spalonych ciał, które przysłali mi zaszyfrowaną wiadomością. W pamięci zapisałam sobie wysłanie im porządnej wypłaty. Zasłużyli na to.
Nie widząc żadnych przeciwskazań opuściłam pojazd. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam nieoświetloną drogą prowadzącą do ślepej uliczki otoczonej ceglanymi budynkami. Zatrzymałam się przy jednej ze ścian. Spoglądając w górę szarpnęłam za drabinkę schodów przeciwpożarowych. Spuściłam ją do samej ziemi i zaczęłam się po niej wspinać na najwyższe piętro. Wytrychem otworzyłam kłódkę zabezpieczającą okiennice. Zgrabnie wskoczyłam do zakurzonego pokoju. Pozostawiłam otwarte okno by wywietrzyć stąd stęchły zapach. Zapaliłam lamkę nocną rozświetlając pomieszczenie żółtą poświatą. Ściągnęłam płaszcz przewieszając go przez oparcie krzesła. Szybko przeszłam mieszkanie wzdłuż i wszerz sprawdzając czy nic się w nim nie zmieniło. Na całym terenie Kalifornii miałam kilka punktów spoczynku. Z niektórych potrafiłam nie korzystać przez długie miesiące. Takim właśnie punktem było to mieszkanie.
Wzdychając cierpiętniczo włączyłam sprzęt i podłączyłam do niego urządzenia przenośne. Przesyłanie plików trwało na tyle długo, że dążyłabym pięć razy wziąć kąpiel. Z tą myślą skierowałam się do łazienki. Przekręciłam kurki napuszczając do środka ciepłej wody. Niespiesznie zaczęłam z siebie ściągać odzież. Z każdym ruchem strzykały mi stawy. Kręciłam głową nasycając się dźwiękiem zestarzałych stawów. Nie należałam już do najświeższych i z każdym cięższym zabójstwem to odczuwałam. To już nie było to samo co dziewięć lat temu, gdy miałam dwadzieścia lat. Poprawiłam wiązanie włosów zmieniając je w niskiego koka. Obok wanny przesunęłam stolik. Położyłam na nim włączony telefon i zapalone świece. Zasługiwałam na relaks i dobry nastrój.
Z przyjemnością zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Przymknęłam powieki rozkoszując się ciszą i spokojem. Czułam jak stopniowo rozluźniały mi się mięśnie. Jak ścięgna odpuszczały. Podkurczyłam palce u stóp. Stopy miałam potwornie zmęczone.
Spokój nie trwał długo. Zdusiłam chęć warknięcia słysząc przychodzące połączenie. W pierwszej chwili chciałam zignorować połączenie. Nie musiałam patrzeć na wyświetlacz, by wiedzieć, że dzwonił do mnie władca. Ostatecznie sięgnęłam po telefon, wiedząc, że prędzej piekło zamarznie niż się podda i zrezygnuje z zawracania mi tyłka. Odebrałam włączając tryb głośnomówiący.
— Słucham? — rozpoczęłam rozmowę napotykając po drugiej stronie tylko jego ciężki oddech. Przez telefon rozpoznałam jak bardzo musiał być zirytowany.
Cóż, w końcu go z lekka wystawiłam.
— Gdzie jesteś? — zapytał z pozoru łagodnie.
No tak, pan i władca musiał zachowywać względnie zimną krew i nie dawać innym poznawać jakie nim targały emocje. Mógł udawać zimną skałę, ale przebywanie z nim pozwoliło mi poznawać te drobnostki, które były lukami w jego tarczy. Jedno drgnięcie, cięższy oddech i subtelna zmiana w spojrzeniu. Stopniowo go rozpracowywałam.
CZYTASZ
Na Drodze Wyboru +18
ActionAslan Carrington to szanowany władca Kalifornii. Niezwykle szarmancki, kulturalny, ale i równie bezwzględny. Ludzie się go boją, i to nie za sprawą blizny rozchodzącej się po obwodzie jego szyi. Bowiem Aslan to człowiek, któremu nic nie było w stani...