Rozdział 37

274 18 0
                                    


Aslan 

 Załatwiając sprawy na mieście dostałem pilny telefon od szefa ochrony posiadłości. Przekazali mi, żebym prędko wrócił do posiadłości, ponieważ stało się coś poważnego z zabójczynią. W pierwszej chwili wstrzymałem oddech, a uczucie zwane zmartwieniem ścisnęło mi płuca. W drugiej chwili dotarł do mnie ton wypowiedzi mężczyzny. Był przerażony, zatem Blake musiała zrobić coś, co wprowadziło go w taki stan. Uścisk na płucach zelżał, ale nie w zupełności puścił. Wciąż nade mną ciążyło pewne, niewyjaśnione uczucie niepokoju. Intuicja i podświadomość biła na alarm. Coś się wydarzyło, a mnie nie było na miejscu.

 Co więcej, dowiedziałem się, że Blake również nie została w posiadłości. Według chaotycznego raportu ochroniarza bardzo wpieniona opuściła teren, zabijając po drodze wartowników, którzy nie chcieli jej wypuścić.

 Wniosek był jeden: Blake była potężnie wkurwiona.

 Moim zadaniem było odkryć powód uruchomienia w niej instynktu mordercy i doprowadzenia jej do porządku, zanim wybije połowę miasta z własnych, zapewne egoistycznych pobudek.

 W tamtej chwili nie wiedziałam, jak bardzo się myliłem.

 Zbierając się wraz ze swoimi żołnierzami wsiedliśmy do pojazdu i skierowaliśmy się do posiadłości. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu lokując uwagę w widoku za oknem. Panująca wewnątrz pojazdu cisza pozwoliła mi na swobodną analizę pozyskanych wiadomości z terenu. Prócz nich nie potrafiłem porzucić myśli o zabójczyni. Nieustannie snuła mi się po głowie. Przywłaszczała sobie myśli, tak jak przywłaszczała sobie dusze ofiar.

— Szefie. — Powoli zwróciłem głowę w kierunku swojego człowieka. Dostrzegłem jak zaniepokojony przełknął wpatrując się w obraz tabletu. — Blake przebywała w pańskich biurach.

 Stężałem wpatrując się w niego, czekając aż pokaże mi jednoznaczny dowód potwierdzający swoje oskarżenie. Widząc polecenie w spojrzeniu odwrócił ekran udostępniając mi widok Stormie wkradającej się do dolnego biura. Poderwałem brew widząc jak spojrzała wprost w kamerę. Wiedziała, że odkryje kto stał za włamaniem się do moich małych fortec. Wiedziała, że to na nią spadną pierwsze podejrzenia. Tyle że ona nawet nie starała się ukryć. Nie unikała kamer. Unikała tylko ochroniarzy, żeby nie przerwali jej nikczemnego, naruszającego moją gościnność planu.

— Była na ostatnim piętrze?

— Tak.

 Zagryzłem wewnętrzną część polika. Ogarnęły mnie złe przeczucia. Skoro grzebała mi w rzeczach mogła natknąć się na pewne dokumenty, których wolałbym, żeby nie dotykała. Poznanie ich zawartości mogło zburzyć wszystko co do tej pory osiągnęliśmy wspólnie. Mogłoby zniszczyć nić porozumienia, która między nami powstała. W ostatnim czasie zauważyłem, że emocję między nami się ustabilizowały. Już nie chciała mnie zagryźć za zamknięcie jej w posiadłości. Wydawało mi się, że zdołała się zaaklimatyzować. Jednak, jeśli dotknęła teczek i broszur...

 Jeśli kiedykolwiek łudziłem się, że nie pozna prawdy, to byłem głupcem. Naturalnym było, że kiedyś ją pozna. Nie spodziewałem się, że w takim krytycznym punkcie naszego życia. W punkcie, w którym poszukiwaliśmy polujących na nas ludzi. W miejscu gdzie byliśmy zagrożeni bardziej niż na co dzień.

 Nim się obejrzałem zatrzymaliśmy się przed bramą. Pierwszym dostrzegalnym problemem był zbiór osób. Na wjeździe kręcił się ponad tuzin ludzi. Każdy z nich był zaniepokojony, zły i rozczarowany. Ciężka atmosfera wisiała w powietrzu.

 Wysiadając z pojazdu zostałem obarczony uwagą każdej z osób. Zaplotłem za sobą dłonie wpatrując się w dwa ciała. Blake zabiła dwóch ochroniarzy. Podziurawiła im czaski i poderżnęła gardła. Zbliżyłem się do jej ofiar z dokładnością przyglądając się ich przerażonym, zimnym spojrzeniom. Zostali wzięci z zaskoczenia. Nie ostrzegła ich, że strzeli. Ona zwyczajnie odebrała im życie.

Na Drodze Wyboru +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz