Rozdział 32

289 22 0
                                    


POV Aslan 

 Wpatrywałem się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Stormie, a uśmiech zadowolenia na stałe zagościł na wargach. Ona dalej myślała, że miała nade mną jakąś przewagę. Uroczo patrzyło się na jej zmagania i pewność, którą za jednym ruchem buta mogłem zgnieść i odebrać jej wszystko. Każdą bezpieczną gałęź, której się chwytała. Jeden mój ruch i zaczęłaby wszystko kwestionować. Zaczęłaby szaleńczo odwracać się za ramię. Wszystko co do tej pory wydawało się jej być pewniakiem, przestałoby takie być. Ale nie chciałem jeszcze tego robić. Chciałem przeciągnąć ten sznureczek, którym nią sterowałem. Obserwowanie jej zmagań było dla mnie jakąś formą rozrywki.

— Nie wydajesz się przejęty zleceniem jakie na ciebie dostała, szefie — zauważył Drake, patrząc na mnie nieprzeniknionym wzrokiem.

 Przeniosłem uwagę na mężczyznę.

— Według ciebie mam się czym przejmować? — Uniosłem prawą brew.

 Czekając na odpowiedź zacząłem przeglądać pełen raport z południowego pożaru. Dalej brakowało w nim nazwisk osób, które przyjdzie mi zabić. To była kwestia czasu nim ktoś mi je dostarczy. Wierzyłem, że prędzej niż później Blake się tym zajmie.

— Nie lekceważyłbym zabójczyni. Niejednokrotnie udowodniła nam, że lekceważenie jej postaci przynosi krwawe konsekwencje. Ona nie żartuje, a każdą obietnice spełnia z psychopatyczną przyjemnością.

— Widzę wiele słuszności w tym, że się jej obawiasz. — Wiele jednostek obawiało się bezwzględności jednej z legend Kalifornii. — Tyle że ja nie należę do osób, które drżą na jej widok.

 Przynajmniej nie ze strachu.

— Blake stworzyła swoimi czynami dobrą legendę. Trzeba mieć stalowe jaja by się jej sprzeciwiać. Tyle że w tym świecie są jeszcze gorsi od niej — drążyłem. — Jakim byłbym władcą, gdybym poddawał się przerażeniu mając przed twarzą jej niebezpieczne oblicze? Jej bezwzględność i czyny nie robią na mnie wrażenia. Lekceważenie to forma sprawdzenia, choć cenie ją jako żołnierza. Nigdy nie podważałem jej umiejętności, mimo że nieraz tak to odbierała. Nie powiem złego słowa o jej zabójczej stronie.

 Jak mogłyby robić na mnie wrażenie, skoro korzystaliśmy z podobnych praktyk? Jak mógłbym się jej bać, skoro oboje byliśmy bezwzględnymi szaleńcami? Szaleńcami, strategami i wykonawcami. Trzeba było być nadprzeciętnie inteligentnym i spostrzegawczym by się utrzymać na swojej pozycji.

— Zrozumiałem — mruknął, pocierając kark. — To co szef zamierza z nią zrobić?

— Na razie nie opuści rezydencji — powiedziałem pewny swojej tezy. — Oboje pragniemy zniszczyć grupę, która nam zagrażała. Nie ma nic gorszego jak uczucie przegranej walki. A tę jedną walkę przegraliśmy z kretesem. Pozwoliliśmy wodzić się za nos. Blake dawała się prowadzić w pułapki. Jedna za drugą. Głęboko w sobie skrywa zażenowanie swoim postępowaniem, które podjudza jej chęć zemsty. Wie, że ze mną u boku więcej zyska. Będzie chciała to wykorzystać by zabić tę grupę. Dlatego mam pewność, że tu zostanie, nawet jeśli ma się gdzie podziać. Jedno spalone mieszkanie nie powstrzymałoby jej. Przecież ma ich co najmniej pięć w samym San Francisco.

— A co z szefa życiem? Przecież już wszyscy wiedzą, że planowała cię zabić.

 Nie planowała. Chciała, ale coś nieustannie odwracało jej uwagę. Albo ktoś. Gdyby faktycznie palowała mnie zabić nie zwlekałaby tyle czasu. Tłumaczenie się brakiem czasu, czy długim procesem szukania informacji było idiotyczną wymówką. Gdyby bardzo chciała w ciągu tygodnia znalazłaby optymalną ilość informacji. W ciągu dwóch tygodni opłaciłaby kilka osób, które utwardziłyby grunt do drogi prowadzącej do mnie. Jednak tego nie zrobiła. Podjęła wybór chwilowego wycofania się z tego zlecenia. Zdołało się to na tyle przedłużyć, a zbieżność wydarzeń, które się wydarzyły na przestrzeni czasu przyczyniły się do naszego ucieleśnienia więzi. Bo między nami wytworzyła się pewna więź i do tego dnia już dwa razy dotarły do mnie jej plany. Najpierw był jej Stwórca, później moi ludzie znaleźli teczkę ze zleceniem.

Na Drodze Wyboru +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz