Rozdział 38

294 20 0
                                    


Stormie 

 Uśmiechnęłam się. Posyłając celowo kulkę ponad jego głowę miałam pieprzony uśmiech na twarzy. I nie opuścił mnie on dopóki nie znalazłam się na strychu nad głowami piekielnego władcy i jego ludzi. Byłam z siebie zadowolona. Prócz tego kurewsko zmęczona. Ta cała sytuacja z nim i próba wyrwania mu serca wraz z wybiciem mu wszystkich zębów wyssała ze mnie większą część energii. Zminimalizowała też targającą mnie złość, co nie znaczyło, że kompletnie wyparowała, bo do tego było mi daleko. Dalej byłam na niego wściekła, tylko obecnie nie on był dla mnie priorytetem. Priorytetem stała się grupa, która chciała się nas pozbyć. Która wyłoniła się z kanałów i wystawiła się nam pod lufę. W końcu dostaliśmy przydatne informację, które pozwoliły nam ich namierzyć i zabić.

 Gdyby nie przyjście powiadomienia od moich chłopców nie przerwałabym ataku na władcę. Gdyby nie pomarańczowa łuna na zegarku wciąż wyżywałabym się na mężczyźnie, który sobie na to zasłużył. Uraza do niego poszła na drugi plan. Na pierwszym rozbudziła się nienawiść do moich oponentów. Do człowieka, za którego rozkazałem stałam się wrakiem samej siebie. Przez którego prawie dosięgnęła mnie śmierć. Nie obchodziły mnie ich motywy. Obchodziło mnie, by ich serca przestały pompować krew za moją sprawą. Nie musiałam poznawać tego co nimi kierowało, bo powód pewnie był prymitywnie prosty. Każdy, kto próbuje strącić Carringtona z tronu chcę znaleźć się na jego miejscu. Taki powód był wystarczający, żeby wystawić swoje życie na tacy. Nie ważne, jakby próbowali, nie ważne jakie mieli zasoby, ciężko pozbyć się kogoś, kto własnymi szponami wspinał się po górze zwanej „drogą na szczyt rynsztoku" i wziął go w posiadanie, jakby od zawsze należał do niego.

 Przykucnęłam przed komputerem, który wniosłam na poddasze, zanim zdążył wrócić do posiadłości. Włączyłam podsłuch zamontowany w jego biurze. Na bieżąco przebiegałam palcami po klawiaturze weryfikując dane od zwiadowców z tymi przekazywanymi przez ludzi Carringtona. Włożyłam słuchawkę do ucha w pełni skupiając się na tym co działo się piętro niżej.

— Co macie? — zapytał swoich ludzi.

 Jego ton nie wskazywał żadnych emocji. Był transparentny, więc trudniej było mi poznać co nim targało. Gdybym mogła go tylko zobaczyć, to od razu bym go rozpracowała.

— Znaleźliśmy ludzi odpowiedzialnych za ostatnie problemy. Za zasadzkę na Blake, jej stan zdrowia i groźby rzucane w twoją stronę. Znamy ich położenie.

— Gdzie się zasiedlili?

— Nasi zwiadowcy śledzili ich od centrum miasta. Przechwycili ich poczty, zrzuty towaru i adresy na komunikatorach. Włamali się im na konta i do ich wewnętrznego systemu. Wczepili programy śledcze we wszystkie urządzenia. Cienie zrobiły dobrą robotę. Ponadto jeden z naszych dostał się w ich szeregi, więc mamy informację z pierwszej ręki. Wiemy co robią i co planują.

 Słuchając tego wywodu dotarło do mnie jakimi możliwościami obracał Aslan. Posiadał ogromną armię. Ludzi z każdej specjalizacji. Miał wielkie zasoby, których mu delikatnie zazdrościłam. Gdybym posiadała choć połowę tego, o wiele lepiej bym pracowała. Z większą efektywnością. Wtedy nikt, ani nic by mi nie zagroziło.

— Co ma na celu wszczęty przez nich bunt? Po cholerę ta ustawiona zamieszka?

— Wyciągnięcie cię na plac boju. Liczą, że wjedziesz się z nimi zmierzyć osobiście.

— Nie odpuściłbym sobie takiej okazji — rzekł zuchwale. — Lider tego pierdolnika zginie z moich rąk. Zrobię sobie z niego trofeum i ostrzeżenie dla innych.

 Nie. Aslan się mylił. Zdobycie głowy lidera jako trofeum było moim zadaniem. Moim celem.

— Nie wiedzą z kim zadarli — skomentowali zwiadowcy, będąc ze sobą zgodni.

— Dlaczego tu pachnie benzyną, a kanistry leżą rozwalone na podłodze? — wtrącił Drake.

 Po jego tonie wnioskowałam, że długo wstrzymywał się przed zadaniem pytania. W końcu nie wytrzymał.

— Blake się zdenerwowała — parsknął mężczyzna, którego imienia nie znałam.

— Przyślij kogoś kto wyrzuci zalane meble i posprząta ten cały burdel — rozkazał śmiałkowi, ostrzejszym głosem. W końcu wykazywał się jakimiś emocjami. — Jeszcze mi pożaru w rezydencji brakuje — dodał pod nosem.

— Jasne, szefie.

— Drake utrzymuj kontakt z kretem. Niech Brook zbierze armię i przygotujcie uzbrojenie — wydawał rozkazy zaczynając krążyć po biurze — Gdzie jest miejsce spotkania?

 Dalej nie musiałam słuchać. W momencie, którym plotkowali zdobyłam adres konfrontacji. W międzyczasie zdążyłam się uzbroić i nakazałam swoim chłopcom dostarczyć broń.

— Madox zostajesz tutaj. — Spojrzałam z powagą w oczy kota. — W terenie będzie zbyt niebezpiecznie.

 Najpierw pozbędę się tych wszystkich niedorozwiniętych kutasów, a potem złamie władcę.

^^^

 Widzimy się w ostatnim! 

MDBWManiac 

#NDW_watt

Na Drodze Wyboru +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz