kaede x shuichi

55 3 71
                                    

Podobno artysta najbardziej się stresuje przed pierwszym występem, u mnie to wyglądało inaczej, bo za każdym razem martwiłam się bardziej, a ten jest chyba gorszy, niż wszystkie poprzednie razem. Bo jest ostatni.

Ostatni raz makijażystka ukrywała problemy mojej przejrzałej skóry pod toną pudru. Ostatni raz siedziałam zamknięta w garderobie. I ostatni raz dostałam bukiet kwiatów od obcych ludzi. Ostatni raz musiałam się wciskać w za małą dla mnie od kilku lat kreację. To wszystko działo się ostatni raz.

– Panienko Kaede. – Dźwiękowiec wszedł do garderoby. – Zaczynamy za pięć minut. – Spojrzał na mnie i zbladł. – Źle się pani czuje, może wezwę lekarza?

– Wszystko w porządku – odparłam, masując brzuch.

– Na pewno? – Tylko się uśmiechnęłam i wyszłam.

Z każdym kolejnym krokiem, moje serce biło coraz szybciej. Normalnie biło lekko przyśpieszonym andante, a wtedy przeskakiwało od allegra, po presto. A czasami zbliżało się nawet do prestissimo. W końcu stanęłam na scenie, dałam znak realizatorowi i uniósł kurtynę.

Materiał zaczął się podnosić, a mi zostało zaledwie kilka sekund, żeby doprowadzić się do jakkolwiek sensownego stanu. Przynajmniej makijaż maskował mój pot i drobne skurcze twarzy. Które prześladowały mnie od pierwszych występów.

– Dobry wieczór państwu. – Dla zwykłego ucha brzmiałam tak jak zawsze, ale sama wyczuwałam zawahanie się i wolniejszą artykulację słów. Publiczność wstała i zaczęli klaskać. Pierwszy raz w życiu usłyszałam owację, przed uderzeniem w klawisze. Ukłoniłam się i podeszłam do instrumentu. Ludzie wciąż coś wołali, lecz próbowałam ich ignorować. W końcu dla mnie to też była wyjątkowa chwila.

Koniuszkiem palca przejechałam po białych klawiszach fortepianu. Po raz ostatni rozpływałam się nad jego dźwiękiem.

Zaczęłam spokojnie od kilku prostych kawałków na dobre rozpoczęcie wieczoru, później przeszłam do nieco bardziej żywych. A przy każdym uderzeniu łzy coraz bardziej cisnęły mi się do oczu. Później w dowodzie masochizmu zagrałam kilka melodii Chopina i dopiero wtedy pojęłam całym sercem, ile smutku skrywają jego utwory. Na zakończenie jak zawsze zagrałam der flohwalzer. I wtedy pękłam. W połowie utworu przerwałam grę, spojrzałam na widownię przez łzy i wybiegłam.

Schodząc do garderoby, wciąż słyszałam ich aplauz, ale nie wróciłam, żeby się ukłonić. Zwyczajnie brakowało mi odwagi.

Zamknęłam się w garderobie. Mogłam w niej siedzieć nawet przez pięć godzin po występie, lecz wolałam wyjść wcześniej, bo obawiałam się czyhania dziennikarzy.

Po jakiś dwóch może trzech godzinach przebrałam się w różowy dres i bluzę z trzema nieśmiertelnymi paskami. Ostatni raz nosiłam coś takiego w liceum. Z ciekawości spojrzałam na odbicie w lustrze i prezentowałam się znacznie gorzej niż wtedy. Z upływem lat moje ramiona zwiotczały, piersi oklapły, a pozostałe krągłości zniknęły pod naporem tych kilku dodatkowych kilogramów. Kręcąc głową, spięłam włosy i schowałam je pod czapką z daszkiem, choć nawet wtedy moje ciało ze mnie zadrwiło. Centralnie przed moim okiem spadło kilka szarych włosków.

To okrutne – pomyślałam. – Moja mama ma blond włosy nawet teraz, a ja ledwo po trzydziestce wyglądam jak staruszka. – Wzięłam jeszcze okulary przeciw słoneczne i wyszłam.

Przeszłam tylnymi drzwiami, żeby uniknąć ludzi i jak najszybciej dotrzeć do auta, ale oczywiście coś musiało pójść źle.

– Proszę pani, proszę pani. – Usłyszałam krzyk, przyśpieszyłam kroku, ale przez to szwy w moim gustownym dresie pękły, więc żeby ukryć kolor bielizny, zdjęłam bluzę i związałam ją na pasie, co wystarczyło mu, żeby mnie dogonić. – Dlaczego zakończyła pani karierę? – Prawie wepchnął mi dyktafon w oko.

One Shoty Inazuma Eleven/ Danganronpa i nie tylkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz