Nathan i David

83 4 8
                                    


Hejka wszystkim. Po pierwsze chcę przeprosić za tą jedno dniową obsuwę. Jestem ostatnio dość zabiegany i tak wyszło. A po drugie nowy wpis na blogu tym razem tym razem o najgorszych egzekucjach z danganronpy.


Drużyna Raimon'a wciąż lizała rany po meczu z Barceloną. Choć przypuszczali, że to będzie ciężki mecz, kompletnie inny od tych, które grają w Japonii, ale ta deklasacja ich zaskoczyła.

Zostali wgnieceni w ziemie, nie mogli wymienić nawet kilku podań, a co dopiero zagrozić bramce przeciwnika. Po meczu czuli się jak domek z kart rozjechany przez pociąg.

Przez blisko tydzień nikt z nich nie odwiedził domku piłkarskiego, kiedy mijali się na korytarzach tylko odwracali głowy, żeby ukryć zażenowanie. A nawet nie mogli patrzeć na piłkę, bo czuli, że ją zawiedli.

Pierwszy otrząsnął się Mark i zaprosił wszystkich do budynku klubowego. Co prawda większość tylko coś odburczała, ale liczył, że przyjdą.

Evans jak to on pojawił się pierwszy i dopiero widząc wszechobecny kurz i pajęczyny zrozumiał, ile upłynęło czasu. Zostało mu jeszcze kilka minut, więc postanowił trochę ogarnąć. A robił to ze łzami w oczach.

Stopniowo przychodzili inni. Wchodzili niemal jak struci, z opuszczonymi głowami i zgarbionymi plecami. Ale z przekroczeniem progu coś się w nich zmieniało. Jakby samo to miejsce dodawało im sił. I zaczynali odzyskiwać wiarę w siebie.

– To co robimy dalej? – zapytał Tod, a cały entuzjazm znowu poszedł się walić. Wszyscy spojrzeli na Marka, ale ten tylko pokręcił głową i przybrał pozę na greckiego myśliciela.

– Czyli tak jak myślałem – odparł Boby. – Nie mamy żadnego pomysłu, co robić dalej.

– Oj już nie przesadzaj – zaprotestował Erik. – Musimy coś wymyśleć i za jakiś czas ich pokonamy.

– Oni byli straszni. – Włączył się Jack ze swoim histerycznym głosem. – Już po nas, jesteśmy skączeni. – Kapitan rozchylił usta, próbował coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów. Zgodne ze swoją praktyką chciał ich zebrać w jednym miejscu i liczyć, że jakoś dalej samo pójdzie. Ale tak się nie stało. Mark sam jeden musiał zmierzyć się ze spojrzeniami i wyrzutami reszty drużyny.

– Obecnie nie możecie zrobić nic, żeby wejść na światowy poziom. – Do salki wszedł trener Hilman, który jeszcze bardziej przytłoczył wszystkich zebranych. Zrobili się jeszcze mniejsi niż wcześniej. – W tej chwili jesteście co najwyżej trzecią ligą świata, a może jeszcze gorzej. – Ciągnął dalej surowym tonem, a jego wzrok zza małych okularów wydawał się porywać ich duszę.

– Ale panie trenerze – przerwał mu Mark.

– Teraz ja mówię Evans. Jesteście za słabi, za wolni, za mało zdyscyplinowani. Brakuje wam doświadczenia, pomysłu taktycznego, zawziętości – wymieniał beznamiętnym głosem, krążąc po salce. Choć nie wymienił nikogo z imienia i nazwiska, to każdy czuł się, jakby odzywał się tylko do niego. – A najgorsze jest to, że nie możecie z tym nic zrobić. Powiedzmy to sobie wprost jesteście najsilniejszą drużyną w Japonii nie dzięki własnej sile, a tylko dzięki słabości konkurencji, która jest co najwyżej ósmo ligowa. Żaden z waszych przeciwników nie grałby w klubie angielskim, włoskim, czy hiszpańskim.

– I jakie wnioski? – odezwał się Jude. – Rozumiem pana poglądy i ciężko się z nimi nie zgodzić. Jednak poprawna diagnoza to dopiero pierwszy krok do rozwiązania sporu.

– Właśnie do tego chciałem przejść. – Skarcił go i kontynuował monolog. – Jak już zapewne zauważyliście na tle japońskich drużyn wypadacie przyzwoicie. Może nawet dobrze, ale waszym największym problemem jest ich słabość. Nie można stać się silnym, jeżeli będziecie tylko kopać się ze słabeuszami.

One Shoty Inazuma Eleven/ Danganronpa i nie tylkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz