Rozdział 16

168 5 0
                                    

McGonagall zaprowadziła mnie do swojego gabinetu, po czym gdzieś wyszła. W głowie próbowałam ułożyć sobie rozsądne wyjaśnienia, ale wiedziałam, że ona mi nie uwierzy. Po kilku minutach w końcu weszła do pokoju. Uśmiechała się lekko. To było...dziwne.

-Panu Blackowi nic nie jest. Na początku podejrzewałam wstrząśnienie mózgu, ale Poppy powiedziała, że tylko trochę go poobijali. - Co?

-Pani profesor, ale przecież... - Powiedziałam zaskoczona, ale Mcgonagall nie dała mi dokończyć.

-Chcesz, abym cię za to ukarała? Oczywiście, mogę odjąć punkty, albo dać ci szlaban...

-Nie, nie. - Chciałam, żeby Gryffindor chociaż w tym roku otrzymał Puchar Domów.

-Dlaczego nie pojawiłaś się na lekcjach przez ostatnie trzy tygodnie? No słucham, Panno Evans. - Cudownie. Jej nie da się okłamać.

-Chorowałam. - Psiakrew, Evans, ty to masz talent do wymówek.

-Nie było cię w Skrzydle Szpitalnym. - Szlag, ale się wkopałam.

-Postanowiłam nie martwić Pani Pomfrey przecież tyle osób teraz choruje na grypę, a ja jakoś sama sobie poradziłam... - Naprawdę chciałam, żeby mój głos brzmiał poważnie, ale moje gardło ścisnęło się, a widok przed oczami rozmywał.

-Chorowałaś na grypę przez trzy tygodnie? - Powiedziała McGonagall, mając nieodgadniony wyraz twarzy.

-No tak, jakaś złośliwa ta grypa...

-Evans, ja nie jestem tu tylko po to, by dawać szlabany tym imbecylom, więc proszę, zachowujmy się, jak dorośli. Co się dzieje? - Cholera.

-Nic. Chorowałam na grypę. - Poczułam, że łza spływa mi po policzku.

-Evans, czy ktoś cię skrzywdził? - Szlag. Chciałam znaleźć jakieś logiczne wyjaśnienie, ponieważ uznałam, że kiwnięcie głową nie wystarczy. Zbyt długo jednak się zastanawiałam. - Co więc się stało? - Widok romazywał mi się przed oczami. Chciałam wreszcie wyrzucić to z siebie.

-Mówiłam mu, że nie chce, mówiłam, ale on wcale mnie nie słuchał!- Teraz nie byłam już w stanie panować nad sobą. Głos uwiązł mi w gardle. Nie byłam w stanie normalnie oddychać. Ukryłam twarz w dłoniach, aby nie pokazywać tej chwili słabości.

-Co jest twoją winą? Czy może mówimy tu o wykorzystaniu seksualnym? - Nadal nie wiem czy pokiwanie głową było głupie, czy rozsądne, ale trudno, stało się. Jakoś udało mi się opowiedzieć wszystko, pomijając informację kto to zrobił.

-Czy mogę już iść? - Zapytałam cicho. 

-Jasne. - Wzięłam głęboki oddech i szybko wyszłam z gabinetu. Kiedy tylko jeden zakręt dzielił mnie od portretu Grubej Damy, zobaczyłam zupełnie niespodziewaną osobę. Regulus Black z lekko obitą twarzą czytał Tysiąc magicznych ziół i grzybów. Zwyczajnie go wyminęłam, ale już po chwili usłyszałam jego głos.

-Hej, Evans, dzięki. Nie wiem co by było, jakbyś wtedy nie przechodziła.

-Cudownie.

-Wiesz, tak trochę myślałem...

-Wspaniale, że posiadasz taką umiejętność jak myślenie. - O dziwo Black wcale się nie zirytował.

-Trochę myślałem, i w sumie mogłabyś być w porządku.

-Co to znaczy "mogłabym"?

-No wiesz, jakbyś była czystej krwi... - Nie. On znów o tym samym. W sumie, czego innego można było się spodziewać?

-Spierdalaj stąd zanim stracę cierpliwość. - Nie chciało mi się wyciągać różdżki, więc liczyłam, ze ten zwyczajnie sobie pójdzie. Ale się przeliczyłam.

-A jak zostanę, to co mi zrobisz? - Zapytał kpiącym głosem. Teraz wkurzyłam się. Trochę. Wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam. - No i co? I tak nie umiesz tego używać.

-Expulso. - Black walnął tyłem głowy w ścianę, ale nie wyglądał, żeby coś mu się stało. - Ciesz się, że mam w miarę dobry humor, bo źle byś skończył.

REGULUS

Dziewczyny są głupie. Tylko powiedziałem prawdę! Nie chciałem zostać przyłapany przez kogokolwiek na "zwiedzaniu" Hogwartu po ciszy nocnej, ale wszędzie roiło się od prefektów i nauczycieli. A najgorszy był Filch. 

 Cały czas gadał o tych średniowiecznych karach, i jak to on chce, żeby wróciły. Można było nerwicy dostać.

W pewnym momencie walnąłem w ławkę. Po prostu wlazłem jakbym był pijany. Syknąłem, łapiąc się za nogę. Byłem na tyle wkurzony, że kopnąłem w ławkę. Wcale nie było to mądre, bo teraz bolały mnie obie nogi.

-Też to słyszałeś? - Usłyszałem dziwnie znajomy głos. Ta rozmowa mogła być ciekawa. Zamknąłem więc się i poszedłem nieco dalej.

-Tak, pewnie jakiś pierwszoroczny. To o czym chciałeś pogadać?

-Evans. - Nie. Nie chodziło o nią, nie?

-No weź, gadaliśmy już o tym, to było trochę głupie, ale co ty byś zrobił na moim miejscu?

-Hm, nie wiem, ale na pewno bym jej nie zgwałcił. - Musiałem ugryźć się w rękę, żeby nie krzyknąć. Aż  nogi się pode mną ugięły. To przecież nie było możliwe. Wyglądała normalnie. Chociaż te zadrapania... Może chodziło o Lily?

-Głupie bachory, ile wam można mówić, żeby nie wychodzić po ciszy nocnej ze swoich dormitoriów! - Usłyszałem głos Filcha. Szlag.

-Ja wracam z kolacji.

-Chyba nieco strony ci się pomyliły. - Prychnął, po czym podszedł i złapał mnie za ramię.

-Jestem prefektem, mi wolno...

-Nie mnie będziesz się tłumaczyć. - Powiedział, po czym zaczął ciągnąć mnie w stronę schodów. Jak ja nienawidzę tego człowieka.

JENNIFER

-Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha, kocha... Patrz, Jenn, kocha! - Powiedziała Mary, pokazując mi kolejną stokrotkę, która "pokazała" jej, czy ktoś ją kocha.

-Wypisz się z wróżbiarstwa, McDonald. - Mary od tygodnia zachowywała się, jakby była zaginioną siostrą bliźniaczką Sybilli.

-A ty, Jenn, na pewno masz kogoś, powiedz mi kto to, no proszę! - Mary zachowywała się, jakby nie słyszałam co do niej mówię.

-Chłopcy są głupi, to po pierwsze, a po drugie nie mów do mnie Jenn.

-Czemu, Jenn? Co ci się nie podoba w zdrobnieniu "Jenn"? - Wreszcie Mary dostała się potylicę i się zamknęła.

Nie lubiłam tego imienia. Czy moi rodzice nie mogli mi dać normalnego imienia? Olivia Smith mówiła, że imię Jennifer jest dużo lepsze od jej imienia. Tak. Już wolałabym nazywać się Olivia.

-Evans, nie uciekaj od tematu, nie wierzę, że nie masz na oku jakiegoś...przystojnego Krukona czy Puchona. A jeżeli nie podkochujesz się w jakimś przystojnym, szóstorocznym Gryfonie, z czarnymi włosami i cudownym uśmiechem, to chyba coś jest z tobą nie tak. - Powiedział James, wyjmując z kieszeni miętowe gumy do żucia.

-W sumie masz rację. Łapa jest niczego sobie. - Wyprowadzanie Pottera że stanu, w którym wychwala samego siebie było moim ulubionym zajęciem.

-Och, dzięki, ale doskonale o tym wiem. - Powiedział Syriusz, przeczesując włosy palcami.

-Nie pochlebiaj sobie.

-Ej, a gdzie jest Frank? Nie widziałem go chyba od tygodnia. - Powiedział Peter, odrywając kawałek drożdżówki, którą trzymał w dłoniach.

-Jaki ty jesteś niedoinformowany, Pete! Przecież chyba od miesiąca umawia się z Alice Fortescue! - Czy ja zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatnia?

***

Siostra Lily Evans - Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz