6.

1.1K 37 4
                                    

Od rana szykowałam się do porządnego sprzątania, musiałam trochę odgruzować łazienkę po tym jak przed zajęciami się wkurzyłam i rozwaliłam lekko półkę. Nie moja wina, że tam stała. Pedro wyszedł wczoraj koło 1 w nocy, aby wyspać się przed treningiem i dać mi trochę spokoju. Czułam jak powoli znowu wracam do żywych, zatraciłam się w myciu blatu w kuchni podczas moich śpiewów i tańców. Nawet nie usłyszałam, że ktoś wszedł mi do mieszkania, którego najwyraźniej nie zamknęłam.

—Mogłabyś zostawić te tańczenie dla mnie preciosa.Śmiech znajomego mi bruneta zadudnił w moich uszach, przestraszona aż podskoczyłam i się odwróciłam.

—Czy ty postradałeś wszystkie zmysły?! Puka się Pedro!—Zaczęłam przekrzykiwać dźwięki jednej z piosenek Shakiry.

Nie mogłam długo się na niego gniewać, tylko do momentu kiedy wyciągnął bukiet przepięknych polnych kwiatów.

—Przywiozłem nam też gościa na śniadanie, w ramach przeprosin, że Cię nie odwiozłem.—Posłał mi najpiękniejszy uśmiech na jaki mogłam zasłużyć a zza jego pleców wyłonił się Paéz.

—Cześć.—Pomachał szczerząc się do mnie.—To nie był mój pomysł, jeśli się okaże, że masz alergię.

Pokręciłam głową i podeszłam do Gonzáleza wtulając się bez słowa, to taki mały gest, nawet można nazwać to bare minimum, ale tak bardzo cieszył.

—Są piękne, dziękuję.—Złapałam za bukiet pragnąc włożyć go jak najszybciej do najładniejszego wazonu jaki mam. Zostałam zatrzymana silnymi ramionami.—No co?

Z jego ust uformował się dziubek i słyszałam jak Gavira siada przy blacie mojej wyspy kuchennej i mówi ciche „No już". Zasłoniłam nasze usta ręką tak żeby nie widział i złożyłam małego buziaka na nich.

—Brawo, ile można było?—Zaklaskał.—Teraz śniadanko?

—Pablo.—Mruknęłam niezadowolona i odsunęłam się żeby nalać wody do ceramicznego naczynia żeby włożyć do niego łodygi. Po czym ściszyłam muzykę i zaczęłam wyciągać składniki.—Wolicie na słodko czy na słono?

—Na słono, dziewczyny wpadną?—Starszy rozłożył się na kanapie tuż przy wysepce, obserwując mnie uważnie.

—Tak, będą o dwudziestej.—Pokiwałam głową i zaczęłam robić chłopcom tosty francuskie z awokado i innymi dodatkami, a do tego jajka zapiekane w pomidorach.—Wpadniecie prawda?

—Mhm.—Wybuczał z pełną buzią Gavi bo dobrał się do banana.—A widziałaś reklamę tego gamonia? Dla bananów?

—Zamknij łeb.—Przerwał mu od razu Pedro.—To była fajna reklama.

—Wpisz sobie wieczorem „Pedri bananas de canarias", na pewno ci się wyświetli.—Szatyn puścił mi oczko po czym poszedł do toalety.

W chwilę pojawił się przy mnie adorowany przeze mnie chłopak i oparł się o blat.

—Mogę Cię porwać jutro wieczorem?

—Nie, jutro nie mam czasu.-Pokręciłam głową.—Gotowe chłopcy.—Położyłam naczynia na stół i sama usiadłam na kanapie, czekając aż do mnie dołączą.

—Czemu?—González usiadł obok mnie krzyżując nogi i jadł powoli delektując się moim daniem.

—Boże jak to pachnie.—Przerwał Gavira siadając obok nas.—Maia jesteś mistrzynią.

—Najpierw spróbuj, potem chwal.—Zaśmiałam się z pełną buzią, wiem to nieestetyczne.

—Ale to naprawdę jest mistrzowskie.—Pedro poklepał mnie po udzie i odłożył pusty talerz na drewno.

amor en el aire | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz