18.

1K 40 4
                                    

—Dostałam się na wymianę do Madrytu!—Pisnęła szczęśliwa z rana, mimo jej okropnego samopoczucia od samego rana.

—Co?—Zmarszczyłem brwi, bo nigdy mi o tym nie mówiła.

—Nie sądziłam, że się dostanę, dlatego nic nie mówiłam.—Przytuliła się do mnie ściskając mocno.—Jadę za miesiąc!

—Na jak długo?—Zapytałem cicho owijając ją ramionami.

—Na tydzień, nie stresuj się.—Zaśmiała się patrząc do góry.—Będę na zajęciach na najlepszym Uniwersytecie w Hiszpanii.

—Jestem z Ciebie dumny.—Uśmiechnąłem się delikatnie i pocałowałem w czoło.—Tylko mi żadnego Madryciarza nie poderwij.

—Przypominam, że musimy szykować się na nasz ślub.—Pokręciła głową pstrykając mnie w nos.—Poza tym po co mi jakiś madryciarz.

Puściłem ją z moich objęć śmiejąc się pod nosem i wróciłem do wiązania balonów. Właśnie robiliśmy girlandę, czy jak to się tam nazywało, do udawanego ołtarza. Fer krzątał się ustawiając krzesełka na dworze razem z Cataliną, która od rana pomagała nam ze wszystkim. Dosłownie, przyniosła tort, sukienkę i jakiś stary welon.

—Moi rodzice przyjadą o siedemnastej.—Rzuciła szatynka przyczepiając kwiatki do podłogi, nawet nie wiem co się urodziło w jej głowie żeby to zrobić.

—Twoi rodzice?—Wytrzeszczyłem oczy zdezorientowany.

—Mhm, Calisto może przyjść tylko na godzinę.—Westchnęła.—Szkoda, że więcej nie możemy dla niego zrobić.

—Twój tata się trochę rozerwie.—Szturchnąłem ją lekko podśmiechując się.

—To prawdopodobnie jedyny mój ślub na jaki przyjdzie.—Mruknęła cicho wstając i przeniosła się na taras.

Nim się obejrzeliśmy zaczęli się schodzić nasi goście, a Cata jako świadkowa usadziła ich na krzesełkach. W tle leciała jakaś spokojna muzyka a Robert Lewandowski czytał właśnie swoją kościelną przemowę jako nasz ksiądz. Umówiliśmy się z Maią, że oboje napiszemy swoje przysięgi, nie ukazując ich wcześniej nikomu. Przebrałem się szybko w swój garnitur pozwalając Gaviemu założyć mi muszkę. Nie szło mu to najlepiej, ale ostatecznie razem daliśmy radę. Zszedłem na dół słysząc dzwonek do drzwi i otworzyłem rodzicom mojej panny młodej.

—Dzień Dobry.—Posłałem im chyba najlepszy uśmiech z mojej kolekcji i przywitałem się piątką z młodym.

Jej tata co chwilę mnie zagadywał i mógłbym nawet go polubić, gdybym nie miał świadomości ile złego jej wyrządził. Usadziłem ich z przodu i nawet chwilę zażartowałem ze starszym Jiménez. To fascynujące jak człowiek traktuje swoich najbliższych jak gówno, a zupełnie mu obcych stawia na piedestale. Stanąłem przy Robercie, obok mnie Gavira jako „świadek" i czekaliśmy aż Maia wyjdzie, tak naprawdę nim się obejrzałem to Maria puściła jakiś ślubny walc, a dziewczęta znalazły się na schodach. Moja kobieta, szła właśnie w długiej przylegającej i przepięknej białej sukni. Mógłbym nawet uwierzyć w to, że naprawdę zaraz zostaniemy połączeni węzłem małżeńskim.

—Wyglądasz przepięknie.—Złapałem jej dłoń kiedy stanęła przy mnie.

Wszyscy śmialiśmy się w czasie „ceremonii", to wydawało się tak abstrakcyjne, że zostajemy udawanym małżeństwem dla dziesięciolatka. Ale przynajmniej dobrze się bawiliśmy, do momentu kiedy przyszedł czas na przysięgi, przy której trochę się wczułem.

—Droga Em, moja prawie żono.—Zacząłem zawstydzony.—Żadne słowa nie są w stanie opisać tego jak czuję się gdy jesteś przy mnie. Nie znamy się długo, bo tylko trzy miesiące, ale to dobry początek do naszej długiej historii. Dzięki tobie staję się lepszym człowiekiem, dla siebie, dla innych i przede wszystkim dla ciebie. To może wydawać się przesłodzone i szczeniackie, ale nie wiem jak żyłem bez twojej osoby u mojego boku.-Zaśmiałem się cicho trzymając w jednej ręce świstek papieru z zapisanym tekstem, a w drugiej jej dłoń.

amor en el aire | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz