28

1K 46 15
                                    

Bycie narzeczoną nie różniło się totalnie niczym niż bycie dziewczyną, poza tym, że miałam ochotę założyć wielką koszulkę z napisem Future Mrs González. Po ciężkim sezonie z naprawdę wieloma porażkami jak na taki klub, w końcu udało się wbić na drugie miejsce tabeli. Dzisiaj ostatnia decydująca kolejka z Realem Madryt miała zwieńczyć ich ciężką pracę. Od rana w naszym domu panowała spokojna atmosfera, robiłam wszystko żeby się odprężył. Zaczynając od gorącej kąpieli z rana i odżywczego śniadania, jak porządna gospodyni domowa.

—Z kim pojedziesz?—Złapał mnie w pasie od tyłu i pocałował w tył głowy, kiedy myłam kubki.

—Z Ferem.—Uśmiechnęłam się pod nosem.—I chyba z Bellą.

—Fuj, uważaj żeby się nie zarazić głupotą.—Burknął niezadowolony.—Fernando już ma pierwsze objawy.

—Wypowiadaj się ładnie o swojej bratowej.—Uszczypnęłam go delikatnie.

—Jeszcze raz podniesie na ciebie rękę to jej ściągnę ten udawany brzuch.

Właśnie, w przeciągu dwóch tygodni od naszych zaręczyn zdążyliśmy mieć naprawdę grube teorie. Początkując od tego, że to nie dziecko dwudziestodwulatka, przechodząc przez to, że jakimś sposobem zaszła niepokolanym poczęciem aż do tego, że nosi udawany brzuch, który kupiła na amazonie.

—Nie przejmuj się tym, nie dziś.—Wytarłam ręce i odwróciłam się do niego.—Dzisiaj masz pokazać całego siebie, najlepszego Pedriego jakiego świat widział i mojego przyszłego męża.

—Zrobię to, obiecuję.—Zaśmiał się pod nosem i zbliżył się niebezpiecznie do mojej twarzy.

—A ja będę krzyczeć tak głośno jak mogę.—Złączyłam nasze wargi co chwilę pogłębiając pocałunek, ale niestety przerwało nam wejście do drzwi.

—Cześć misiaczki!—Krzyknął jego brat wprowadzając do domu swoich rodziców i partnerkę.

—Jak zwykle, nikt nie umie pukać.—Pstryknęłam go w nos.—Dzień Dobry!

—Nasza najpiękniejsza.—Uśmiechnęła się szczęśliwa Rosy przyciągając mnie do uścisku.—Promieniejesz!

—Pani również, cieszę się, że jesteście.—Pogładziłam jej plecy, uwielbiałam tę kobietę.

—Mamy dla was croquetas!—Wyszczerzył się zadowolony ojciec chłopców, widziałam jak Isabella przewraca oczami na wszelkie miłe słowa skierowane dla mnie.

—Cześć Bella, zaczęły się nudności?—Zagadałam wścibsko. Gdybym tylko wiedziała, że jeszcze odbije mi się to kaszką dla bachorów.

—Dzięki, że się troszczysz.—Wysyczała przez zęby.—Nie ma.

—Oh no jasne, przecież muszę się martwić o dzidzię.—Zaśmiałam się czarująco.—Kawy? Herbaty? Pedro musi zaraz jechać na trening, więc długo nie posiedzi.

—Spokojnie, mam jeszcze trochę czasu.—Pocałował mnie w skroń i poszedł do kuchni zrobić napoje dla gości.

Po paru minutach rozmowy na temat ich lotu, wrócił kładąc kubki na stoliku.

—I ostatni dla mojej narzeczonej.—Puścił mi oczko, wprawiając swoich rodziców w zadumę.

—Nie powiedziałeś tego.—Powiedziała poważnie moja przyszła teściowa a ja zamarzłam. Co jak ona nie jest za tym pomysłem?

—Powiedziałem, dwa tygodnie temu się oświadczyłem.—Uśmiechnął się niepewnie Pedri i pogładził moje ramię.

—Moje dzieci!—Pisnęła z radości i ze łzami w oczach podeszła nas przytulić.—To musiało się stać!

amor en el aire | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz