30 EPILOG

1.5K 46 26
                                    

—Pedro, złóż to z instrukcją.—Jęknęłam niezadowolona siadając na fotelu bujanym w pokoju naszego synka.

—Po co mi instrukcja? To nic trudnego.—Zmarszczył brwi i rozerwał karton rzucając gdzieś papierkowy magazyn.

—Wspomnisz to jeszcze.—Mruknęłam kładąc dłonie na swoim brzuchu.—Mógłby już wyjść, męczy mnie to.

—Wiem, że się boisz, stresujesz, wszystko na raz ale musisz mi uwierzyć, że będzie dobrze.—Powiedział wbijając kolejnego gwoździa w małe deski, które miały tworzyć łóżeczko.

—Co jak będę miała depresję poporodową?—Czułam jak zbierały mi się łzy, bo przytłaczało mnie na raz tyle emocji, że nie byłam w stanie myśleć racjonalnie.

—Chica...—Wydął usta i podszedł do mnie, klęknął i położył dłonie na moich udach, całując wystający brzuch.—Pomogę Ci ze wszystkim, będę przy tobie.

—Ja nie wiem już nawet jak się uspokoić.—Odchyliłam głowę do tyłu.

—Ja też już nie wiem jak Cię uspokoić.—Westchnął.—Okropnie się czuję, że mam związane ręce gdy ty przeżywasz takie piekło.

—Ale przecież damy sobie radę nie?—Pociągnęłam nosem i złapałam jego twarz w dłonie.

—Damy, jak zawsze maluchu.—Zaśmiał się cicho i pocałował delikatnie moje usta.—A jak już troszkę odczekamy po porodzie to zabieram Cię na mega randkę.

Wydęłam dolną wargę wzruszona tym, że nie ważne ile jesteśmy razem to on dalej mnie na nie zabiera. Za cztery miesiące mijają dwa lata od kiedy jesteśmy razem, mały León Pedro González-Jiménez ma zjawić się już niebawem na świecie, wszystko idzie po naszej myśli. Zapomniałabym! Mikky i Frenkie się żenią! Więc już na ich weselu pojawimy się jako mała rodzinka Gonzalezów, mała ale idealna.

—Chodźmy poleżeć, złożę to jutro z Ferem.—Pocałował mnie na koniec w czółko i pomógł mi wstać z krzesła, co sprawiało mi dużo bólu.—Wziąłbym Cię na ręce ale obudzę kaszojada i nie daj Boże spadniemy ze schodów.—Zaśmiał się cicho i objął mnie szczelnie po czym sprowadził na dół.

—Lepiej nie.—Pokręciłam głową.

—Obejrzymy coś ciekawego, zamówię Twoją ulubioną pizzę i pójdziemy spać?—Położył mnie na rozłożonej kanapie.

—Nie chce więcej przytyć.—Burknęłam mimo, że zrobił mi wielką ochotę na pyszną diavolę.

—Skarbie, nie przytyłaś dużo, a chce sprawić, że będzie ci lepiej.—Położył się obok mnie, przykrył nas szczelnie kocem i wyciągnął telefon.—Jak już urodzisz rozrabiakę to inaczej Ci sprawię przyjemność.

—Ah tak?—Uniosłam brew zadowolona, nie zrozumcie mnie źle, ale nie uprawialiśmy seksu od trzech miesięcy bo kosztuje mnie to naprawdę dużo wysiłku. Bardzo chcę wrócić do naszych pieszczot sprzed ciąży.

—Zaopiekuję się moją kobietą tak jak powinienem.—Ugryzł mnie delikatnie w ucho.—Oddamy go na chwilę wujkom żeby znaleźć czas dla siebie.

—Nawet jak będę trochę grubsza?

—Preciosa.—Zgromił mnie wzrokiem.—Trzymasz pod najcudowniejszym serduchem na świecie moje dziecko, dziecko które powstało z miłości i parę kilogramów tego nie zmieni.

Pokiwałam głową twierdząco i przytuliłam się do niego.

—Jesteś kochany.—Przymknęłam oczy i musnęłam delikatnie ustami jego szyję.—A León będzie najszczęśliwszym kaszojadem na świecie mając takiego tatę.

amor en el aire | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz