27

1K 46 16
                                    

Mam wrażenie, że przegadaliśmy Fernando do rozumu i był gotowy na zerwanie z Bellą. Bał się powiedzieć o tym rodzicom, tym bardziej, że nie wiedzą o ich wpadce. Rano, jakby nikt się nie spodziewał Pedro drzemał w najlepsze, nawet gadał coś przez sen. Ale w kuchni było czuć już zapach świeżych pomidorów, smażonych lub pieczonych z bazylią.

—Fer?—Upewniłam się, że nie ma żadnego nieproszonego gościa.

—Co tam? Jak się spało?—Posłał mi swój najlepszy uśmiech, byli tak podobni do siebie.

—Wszystko git tylko gwiazdor mnie ściskał jak nienormalny.—Wywróciłam oczami i usiadłam na stołku przy wyspie.

—Nie wypuści Cię z rąk.—Puścił mi oczko i nałożył na trzy talerze pysznej szakszuki.—Obudzisz go? Ja zrobię kawę i jemu herbatę.

—Zrób mu kawę z syropem karmelowym, na mało tłustym spienionym mleku, najlepiej z tych mniej zmielonych ziaren i dodaj zliofilizowaną truskawkę.—Kiwnęłam głową i wstałam.

—Maia, on nienawidzi kawy.—Wyśmiał mnie starszy González.

—Wiem co mówię, zrób mu.—Wytknęłam język i pobiegłam na górę.

Rzuciłam się na łóżko, zgniatając mojego chłopaka i budząc go przy okazji.

—Ty naprawdę jesteś wiedźmą.—Jęknął niezadowolony wysuwając ręce spod kołdry i przysuwając mnie do siebie.

—Miałeś mi zrobić śniadanie do łóżka.—Na mojej twarzy pojawił się grymas.—Ale spokojnie, twój brat już mi zrobił, a wiesz co ja mu zrobiłam?

—Em nie żartuj.—Spoważniał i mnie puścił, obawiając się najgorszego.

—Zrobiłam mu idealną instrukcję do zrobienia twojej kawy.—Pstryknęłam go delikatnie w nos.

—Wystraszyłaś mnie.—Mruknął oburzony i lekko zarumieniony, sturlałam się z niego i położyłam obok, przytulając go do siebie.

—Dzień Dobry, kochanie.—Pocałowałam go delikatnie przeciągając leniwie pocałunek.

—Dzień Dobry, preciosa.—Uśmiechnął się podnosząc mój podbródek i delikatnie pomiział swoim nosem mój.—Zabiorę Cię dziś na kolację.

—Wiesz, że nie lubię poważnych randek.—Zaśmiałam się delikatnie czochrając jego nieułożone włosy, czyli takie jakie kochałam je najbardziej.

—To nie będzie poważna randka, ubierzesz się ładnie, tak jak lubisz, weźmiemy jedzenie i pójdziemy w jakieś fajne miejsce.—Wyszczerzył się gładząc mój policzek.—Dzisiaj mamy nasz dziesiąty miesiąc.

—I co? Będziemy świętować?—Mruknęłam rozśmieszona.

—Zejdziecie kiedyś na te śniadanie?!—Krzyknął Fernando z samego dołu.

Razem z jego pytaniem podnieśliśmy się i zeszliśmy na dół bez słowa więcej.

—Dobra ta kawa, ale czuć, że to nie ty robiłaś.—Skomentował Pedri zajadając się daniem przygotowanym przez brata.

—Co Ty z nim zrobiłaś kobieto.—Westchnął Nando grzebiąc w talerzu.

—Wracasz dziś do domu i wyrzucasz Bellę?—Zapytałam z pełną buzią.

—Dam jej ostatnią szansę.—Pokiwał głową.—Jeszcze raz zrobi mi aferę i każe jej wracać do siebie, szukaj agenta nieruchomości w razie co żeby sprzedać chatę.

—Dobra zatrzymaj się.—Pedro odłożył widelec śmiejąc się.—Najpierw szansa, potem szukamy.

—W razie co przyjadę do was.

amor en el aire | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz