8.

1.1K 39 8
                                    

Jak się okazało González miał rację co do mojego przeziębienia, w nocy dostałam gorączki i zimnych potów przez co nie przespałam ani minuty. Wstałam z łóżka koło 4 i podeszłam do kanapy na której spał, żeby go przebudzić.

—Pepi?—Szturnęłam lekko jego ramię co od razu go wybudziło, musiał źle spać.

—Co tam?—Mruknął zaspany przecierając oczy.—Nie możesz spać?

—Mam gorączkę i potrzebuję żebyś mi sięgnął po termofor.—Westchnęłam cicho.

—Jak długo już nie śpisz? Mogłaś mnie obudzić od razu, siadaj.—Podniósł się, a mnie usadził na wygrzanym przez niego miejscu. Następnie ruszył do kuchni i z moimi instrukcjami ściągnął potrzebną mi rzecz z półki.—Gdzie masz leki, preciosa?—Wlał do niego gorącej wody i przyniósł mi.—Musimy jakoś pozbyć się tej temperatury.

—Nie mam żadnych leków.—Mruknęłam trochę zawstydzona, przecież jestem na medycynie to jak mogę nie mieć innych niż antydepresanty.

—Żartujesz?—Usiadł obok mnie wciąż niekontaktujący i objął mnie ramieniem przykładając usta do czoła.—Jesteś rozgrzana, pojadę po tabletki.

—Nie musisz, dam sobie radę.

Zawsze dawałam, choćby się waliło.

—Zrobię Ci herbatę i coś obejrzymy? A ty pójdziesz wziąć zimny prysznic?—Położył dłoń na moim kolanie.—Rano coś kupimy.

—Nie mam siły na prysznic.—Powiedziałam niezadowolona z bólu jaki dostarczała mi gorączka.

—Chodźmy do sypialni, położysz się.—Pocałował mnie w czoło i złapał pod kolanami, żeby po chwili przenieść mnie do pokoju i ułożyć na łóżku.

Położyłam głowę na jego piersi i przymknęłam oczy.

Quedate, cada noche sin ti duele.Śpiewał pod nosem brunet gładząc moje włosy.

Każda melodia kolejno wychodząca z jego ust sprawiała, że się rozpływałam. Mógł nie mieć świetnych predyspozycji wokalnych, ale nie wstydził się śpiewać dla mnie. To było urzekające.

—Uwielbiam Cię.—Pocałowałam go delikatnie, ale momentalnie się odsunęłam.—Boże przecież ty nie możesz się zarazić ode mnie.

—Maia, to nie jest wirus, przeziębiłaś się.—Pogładził mój policzek.—Nie będę chory.

—Muszę odwołać dzisiejsze spotkanie i napisać do Calisto, że nie przyjadę w tym tygodniu.—Mruknęłam pociągając nosem z którego powoli zaczynało mi lecieć.

—Idę po chusteczki wieśniaro a ty tu leż.—Wywrócił oczami i wyszedł spod pościeli żeby skoczyć po kawałek papieru.

Urocze, mogłabym się przyzwyczaić do tego, że ktoś mnie wysługuje kiedy jestem chora. Mogłabym się przyzwyczaić do niego.

—Łap.—Rzucił prosto w moją twarz małym prostokątnym opakowaniem.

I to nie lekko.

—Ty jesteś nienormalny?—Oburzyłam się oddając mu.

—Może mi podziękujesz? Wiedźma.—Burknął pod nosem kładąc się obok mnie i podając mi je.

—Dzięki ale nie musiałeś masakrować mi twarzy, już wystarczająco źle teraz wyglądam.—Wywróciłam oczami niezadowolona i zaczęłam smarkać.

—Nie mogę się nie zgodzić, ale dla mnie to nie ma znaczenia.—Objął mnie i zamknął oczy.—Wzięłaś tabletki dzisiaj?

—Że antydepresanty?—Podniosłam się zestresowana.

amor en el aire | pedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz