Rozdział 12 Okres przedświąteczny

1.1K 91 7
                                    


Wyszłam z pociągu, wioząc za sobą walizkę pełną ubrań. Rozejrzałam się. Nie chcę się chwalić, ale łatwo było moją mamę zauważyć, bo była najwyższa spośród rodziców. Wyższa była nawet od ojców. Obok niej stała o 4 głowy niższa Petunia podskakując i machając mi jednocześnie. Ale nie była taka wesoła, jak gdy ją widziałam ostatnio. Zazdrość jej chyba nie minęła.Pobiegłam do mamy ile sił w nogach i przytuliłam ją jak najmocniej. Potem chciałam przytulić siostrę, ale ona się odsunęła. Podała mi rysunek. Przedstawiał on mnie w Hogwarcie.

Dziś 22 grudnia, zostały 2 dni do wielkiego święta. Obudziłam się w moim pokoju dziwnie szczęśliwa. Tęskniłam za dziewczynami, ale teraz jestem z rodziną. Spojrzałam na klatkę z Tunią. Sowa patrzyła na mnie z wyrzutem. Zdawała się mówić "czas karmienia!". Wyciągnęłam z szuflady paczkę z karmą dla ptaków. W nocy Tunia-sowa tak walczyła z klatką, że w nocy ją wypuściłam przez okno. Rankiem wróciła trzymając w dziobku mysz. Martwą mysz. Bleee!

Zjedliśmy całą rodziną śniadanie: ja, Petunia, mama i tata, który nareszcie wrócił z delegacji w Bułgarii. Tam są podobno najlepsi gracze Quidditcha. Quidditch to taki sport: lata się na miotłach, trafia w graczy i obręcze, łapie znicze, zdobywa się punkty, wygrywa puchar. To w magicznym świecie jest równie popularne, co u nas piłka nożna. Tylko podobno Quidditch nigdy się nie znudzi. Po obiedzie wyszłam na plac zabaw. Nagle przypłynęły wspomnienia:

Lewitujący kwiatek. Severus. Magia. Pokątna. No i wreszcie Hogwart. To tu wszystko się zaczęło. Właśnie tutaj. Stała w tym miejscu, koło krzaczka kwiatów, teraz całemu w śniegu. Pół roku temu nie wiedziałam, co to Hogwart ani, że są jeszcze inni czarodzieje. Nagle śnieg zaskrzypiał. Pac.

-Au!- Szybko starłam śnieg z twarzy. Kto się odważył?! Severus. To musiał być on.

Faktycznie- Snape siedział za piaskownicą, a obok niego leżał stos kul śnieżnych. Pac. Na twarzy wylądowała kolejna porcja śniegu. Pac. Jeszcze jedna. A co ja wtedy zdążyłam zrobić? Bez użycia magii zrobiłam takie same 2 stosiki śnieżek, co przyjaciel. Kontratak.

3-3.

4-3 dla mnie.

4-4.

-Remis! - krzyknął Snape, zanim trafiłam go kolejną śnieżką.

-Okej, już możemy kończyć!- powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Ale szybko zmieniła się w grymas.

- Teraz możemy skończyć!-powiedział Severus, po czym zaczął tarzać się po śniegu, śmiejąc się ze swojego nieśmiesznego tekstu. Położyłam się koło niego. Zaczęłam robić aniołka. Przesuwałam kończyny w górę i w dół. Potem wstałam i podziwiałam swoje dzieło. Chłopak też wstał, a jego ślad w porównaniu do mojego wyglądał, jakby jakaś osoba dostała wstrząsu. Teraz to ja śmiałam się do rozpuku. Do domu wróciłam w trakcie kolacji, cała przemoczona. Dzień mi minął, strasznie szybko.

Naprawdę.

Następnego ranka obudziłam się myśląc o najważniejszej dla mnie dzisiaj rzeczy-Rozalie ma urodziny. Szybko przebrałam się w dresy i usiadłam do biurka. Wyciągnęłam pergamin i pióro. Potrzebny mi był też atrament. Zaczęłam pisać:


Kochana Roz!

Wszystkiego najlepszego z okazji Twoich urodzin! Zdrowia, szczęścia, szczęścia z chłopakami... I ogólnie. Nie mogę się doczekać, kiedy się zobaczymy. Do listu dołączam mały prezent. Tęsknię.

Twoja Lil


Dumna z swego listu włożyłam pergamin do beżowej koperty.

-Tuniu, to dla Rozalie. Tylko ostrożnie! Sama te ciastka piekłam!- Tak, moim prezentem były ciastka. Ale nie zwyczajne- po pierwsze z nadzieniem, a po drugie SAMA je zrobiłam! Sowa lekko przekrzywiła głowę.- Tak, dla ciebie też zostawiłam...- Podałam jej jedną sztukę, taką bez nadzienia.

Reszta była dla mamy, taty i Petuni. Otworzyłam okno patrząc, jak sowa się oddala, dopóki nie zniknęła mi z oczu. Wzięłam tackę ze słodyczami i na paluszkach zeszłam na dół. Ciągle mi się wydawało, że schody za mocno skrzypią. Ale jak zeszłam na dół, nikt się nie obudził. Wyciągnęłam mój ulubiony talerz-duży, na którym jest zdjęcie naszej rodziny. Przełożyłam ciastka z tacki na naczynie. Okruszki wyrzuciłam do śmietnika. Wytarłam kurze, umyłam naczynia i wyrzuciłam śmieci. Teraz już czekałam na moją familię.

Stuk.

Chyba mi się przesłyszało.

Stuk stuk.

Jednak nie.

Cichutko z powrotem w chodzę po schodach.

Stuk. Stuk stuk stuk.

Na parapecie siedziała moja sowa. W dziobie trzymała list od Rozalie. Wyciągnęłam go i podniosłam do nosa. Lawenda. Tym zawsze psikała liściki. Ona nie ma własnej sowy, zawsze pożyczała moją. Ona nie ma zwierzaka. Wyciągnęłam wiadomość:


Droga Lil

Dziękuję za miłe słowa i prezent. Ciastka są przepyszne. Puszkowi też smakują. A, właśnie. Dostałam kota. Czarnego z białym krawacikiem. Nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczysz! Od Ash i Soph też dostałam życzenia. Pamiętasz, jak Hagrid mówił, że ktoś mi umarł? To prawda. Wcześniej wam nie powiedziałam, bo bałam się. Moja matka nie żyje. Miałam 6 lat, kiedy na moją południowoangielską wioskę napadli złodzieje. Zabijali dzieci. Moja matka mnie ochroniła, a sama została postrzelona na moich oczach. Wtedy wbiegł tata i mnie uratował. Teraz jest ślepy na jedno oko. Proszę, nie mów tego dziewczynom. Niech to będzie tajemnica. Do zobaczenia.

Twoja Roz


Faktycznie, Rozalie, kiedy pytałyśmy ją o matkę, zawsze omijała temat. Teraz rozumiem. Zeszłam na dół. Kolejne dziwne dźwięki: chrup. chrup.

Powoli schodzę po schodach. Ktoś się włamał?

Chrup.

Chrup chrup.

-Pyszne ciasteczka!- powiedziała mama. Wokół buzi lepiły jej się okruszki.

-Kiedy nauczyłaś się piec?- zapytał tata.

- Z książki kucharskiej mamy...-zarumieniłam się.

-Tej, z której nigdy nie skorzystałaś?- zwrócił się do matki. Zaczął ją łaskotać. Petunia złapała mnie za nadgarstek i przeciągnęła na bok.

-Kiedy przestaniesz się podlizywać?

-Co?

-Myślisz, że nabrałam się na Twoje gierki? Magia, Hogwart, list z pochwałą, a teraz ciasteczka?- siostra zrobiła się cała czerwona.

-Jaki list?

-Nie ważne... Każę ci przestać!- krzyknęła tak, że rodzice odwrócili się w naszą stronę.

-O co chodzi? - Tata spojrzał z wyrzutem na Petunię.

-Nic! - powiedziałam w jej obronie.

-Jak to?

-Yyyy...Bawiłyśmy się w "krzyk".- Na szybko wymyśliłam wytłumaczenie.

-Aaa... Już myślałem...

- A może pójdziemy na zakupy? Trzeba kupić prezenty i tak dalej... - przerwałam.

- Dobry pomysł! Zaczynasz myśleć jak dorosły!

Poszłam do pokoju. Rozbiłam skarbonkę. Zawartość schowałam do torebki.

Puk puk.

-Wejść!- odpowiedziałam na pukanie. Tunia weszła do pokoju.

-Dzięki...Wiesz... Że mnie uratowałaś przed gniewem taty... Ale to nic między nami nie zmienia!

-Okejjj..-Tunia przytuliła mnie. Szybko oderwała się i wychodząc trzasnęła drzwiami.

Przysięgam Uroczyście, Że Knuję Coś Niedobrego [do korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz