Rozdział 16 Nieporozumienie

917 85 2
                                    

Dzisiaj James dziwnie się na mnie patrzył. Na obronie przed czarną magią wysyłał do swojej bandy karteczki z wiadomościami. Profesor to zauważył, zabrał karteczkę i zaczął ją na moje nieszczęście czytać:

- "Dziś w nocy przyśniła mi się Lily, była trochę bardziej dorosła i my...

Co?

Całowaliśmy się! A potem... Bawiliśmy się z jakimś dzieckiem...

Ej, może po prostu namieszała Ci w głowie?

Albo naprawdę się w niej zakochałeś?

Nie!

Jesteś pewien?

Tak, zadaje się z tym głupkiem!

To nic nie przeszkadza...

Przeszkadza! I tak nic do nie nie czuję!

Dobra chłopaki, dajcie mu spokój!

Muszę z nią o tym porozmawiać. Kiedy?

Przy obiedzie najlepiej.

Dobra, dzięki."

Czy panna Evans ma coś do powiedzenia w tej sprawie? - zamilkłam.- A pan Potter? - też nic nie powiedział. Zarumienił się. Odwrócił się i popatrzył złowrogo na przyjaciół. Oni tylko wzruszyli ramionami. Znów się odwrócił i popatrzył na mnie. Zdawał się szukać we mnie czegoś, w czym niby mógłby się zakochać. Zauważyłam w jego oku iskrę. Może coś zauważył. W ogóle, czemu zaczynam o nim inaczej myśleć? Przecież to skończony debil, który wszystkim podkłada nogę! Jeszcze pięć miesięcy do wakacji... A po wakacjach kolejny rok! To jest najmniej męcząca nauka, jaką znam- magia. To brzmi strasznie nierealnie. Naprawdę. Musiałam sobie jeszcze raz wszystko przetłumaczyć: on też miał te sny? To nie może być zbieg okoliczności. Albo ktoś chce nas zeswatać, albo skłócić z przyjaciółmi, albo to coś innego, czego nie mogę w tej sytuacji wiedzieć. Mógł też blefować. A poza tym: jak niby się formuje czyjeś sny? Ashley popatrzyła na mnie pytająco jakby nie pamiętała, że się niedawno pokłóciłyśmy. Dotknęłam policzka. Nie był już czerwony, ale nadal czułam, jakby leżały na nim rozżarzone węgielki. Ashley zrobiła to lżej, niż ja Blackowi. To jej plus- potrafi w każdej sytuacji zachować trochę godności. Chciałabym się od niej tego nauczyć. Przy obiedzie wszyscy pierwszoroczni gryfoni siedzieli cicho. Czułam na sobie ich spojrzenia. Ja najszybciej z Gryffindoru wróciłam do pokoju wspólnego, po prostu mnie mdliło. Usiadłam na sofie przy kominku i wpatrywałam się w tańczące płomienie. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. To on.

-Czego chcesz?!- zapytałam z wyraźnym grymasem.

-Ja... Ja przepraszam. - ze smutkiem w głosie odparł James Potter. - Nie chciałem Cię ośmieszyć.

- Ja mam Ci uwierzyć?!- odrzekłam. Jednak w głębi duszy wiedziałam. Że to nie jego wina. Ani nic innego. Moja też. Pobiegłam w stronę mojego pokoju, ale jak ledwie byłam za drzwiami, usłyszałam rozmowę chłopaka z kumplami:

-I jak?

-Nie wierzy mi. Myśli, że to sobie wymyśliłem.

- Skoro ona nic dla Ciebie nie znaczy, to o co chodzi? Okłamałeś nas?!

-Nie! Poza tym... Kocham się w innej...

-KIM?!

- W jednej z jej przyjaciółek...- od razu pomyślałam o Ash.- Jest ciemnoskóra. Nazywa się Rozalie.

-No trafiłeś na twardą dziewczynę! Trudno będzie Ci się z nią skomunikować. Rozmawia tylko z babami.

-Cześć chłopaki! - usłyszałam w tle głos Ashley. Szybko pobiegłam na górę, by nie zdążyły mnie zauważyć.

Przysięgam Uroczyście, Że Knuję Coś Niedobrego [do korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz