Zeszłam ubrana do pokoju wspólnego. Potter już tam siedział na fotelu. Sam. Usiadłam na innym, naprzeciwko niego. Zaczęłam mówić:
-Ja... Mi też się śniłeś.- zarumieniłam się.
-T...Tak?- James wyraźnie się zaskoczył.
Popatrzyłam prosto w jego oczy. Opowiedziałam mu, co mi się przyśniło. To pasowało. Zawołał swoją bandę. Wyszli zza drzwi, jakby nas podsłuchiwali. Black i Lupin zaczęli się śmiać, a Pettigrew chrząkać jak świnka. Zarumieniliśmy się. Wstałam i pobiegłam w stronę mojego pokoju, by wszystko powiedzieć dziewczynom.
Wtedy się obudziłam. Przebrałam się z piżamy i tak jak w śnie zeszłam do wspólnego. Lecz nikogo tam nie było. Była sobota, brak lekcji, więc wyszłam na błonia. Wakacje za 3 miesiące. Przeszłam się dookoła Hogwartu, po czym wpadłam na pomysł, by zajrzeć do Hagrida. Gdy zapukałam do drzwi to przypomniałam sobie, że może spać. Jednak nie spał. Otworzył mi drzwi z różową parasolką w ręku. Ciągle ją ze sobą ma.
- Cholibka! Kolejny gość! Herbatkę? - wysapał po czym wpuścił mnie do środka. Tym tajemniczym gościem była, jakże inaczej - Ash. Znaczy Ashley. Usiadłam na krześle naprzeciwko niej.
-Przepraszam. - powiedziała do mnie. - Nie zmyślałaś, wierzę Ci. Nie wiem, jak mogłam zwątpić. Wybaczysz?
-Ja.. Tak...- ledwie zdążyłam skończyć i mnie przytuliła. Przepraszam, błąd- udusiła. Na szczęście Hagrid był wtedy przy kuchence, gdzie było słychać gwizd czajniczka. Mężczyzna podłożył nam pd nosy kubki, nasypał fusów herbaty, a potem zalał. Było mi lekko zimno w dłonie, więc złapałam naczynie. Idealne. Gdy picie się zaparzyło, obie z Ash siorbałyśmy, że Hagridowi zatrzęsły się uszy.
-Co tam u was, dziewczyny? U mnie to mnie jeden testral udziobał gdy jadłem se kurczaka. Widzicie?- wskazał zdartą skórę na ramieniu. Odciski były w kształcie zębów.
- Ja... U mnie nic takiego. - Pierwsza zaczęła mówić Ashley.
- U mnie w sumie też...- dopowiedziałam.
- Aha... Cholibka, muszę iść, zmienić opatrunek jednorożcowi. Przepraszam, to niekulturalne...
- Opiekuje się pan zwierzakami? Czemu pan nie uczy opieki nad magicznymi stworzeniami?
- Jestem gajowym... To moja praca. - wytłumaczył.- Weźcie te kubeczki i oddacie mi je później. Muszę iść jeszcze do wilczków, dziś pełnia, może być hałas...
Pełnia?!
Wieczorem wyszłam ubrana w dżinsy i bluzę na błonia. Usłyszałam wycie. Ukryłam się za ten sam krzak, co wtedy, jak tu byłam ostatnio.
Wilkołak, znaczy chyba Lupin, przebiegł przez pole. Za nim poleciały inne zwierzęta: wilk, jeleń i szczur. Wszyscy wbiegli w ten tunel, co ostatnio widziałam. Wierzba ich nie uderzyła. Ile sił w nogach pobiegłam pod chatkę Hagrida i zostawiłam pod drzwiami kubek. Wróciłam za krzak. Skradałam się w stronę wierzby. Wzięłam ogromną gałąź. W którą małą gałązkę trzeba trafić? Dotykałam na chybił trafił, nareszcie przestała się poruszać. Weszłam do tunelu. Najpierw mogłam normalnie iść, potem musiałam się schylić, aż w końcu się czołgałam. Trwało to z pięć minut. Usłyszałam ryk. Remus. Chwilę później zauważyłam światło w tuneliku. Podczas tej podróży najbardziej szkoda mi było spodni. Weszłam w to światło. Znalazłam się w małej chatce. Krzyki dobywały się z piętra wyżej. Rozejrzałam się. Domek był drewniany, miał drewniany stół i wszystko, co najpotrzebniejsze z drewna. Oprócz lodówki. Poszłam w stronę schodów. Hałas był coraz bardziej donośny. Schody skrzypiały pod stopami. Przede mną były 3 pary drzwi. Stanęłam po kolei pod każdymi z nich. Te po prawej. Otworzyłam je ostrożnie. Na sofie siedzieli w trójkę: Syriusz, Peter i James. Po drugiej stronie na podłodze siedział Lupin-wilkołak. Syriusz jako pierwszy mnie zauważył, pociągnął Remusa do innego pokoju i tam go zamknął. Wtedy reszta zauważyła moją obecność.
-Wiedziałem, że w końcu się dowiesz, ale że tak szybko... - zaczął Black.
- Lily ja... Wszystko Ci wytłumaczę... - powiedział Potter.
- Spokojnie, że Lupin jest wilkołakiem, wiem od dawna. - powiedziałam z dziwnym spokojem.
- Jak to?
- Do skrzydła szpitalnego chodzą różni uczniowie. Ja też. - James spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Reszty chętnie się dowiem.
Oto to wszystko, czego się dowiedziałam:
-Cała banda oprócz Lupina jest animagami: Syriusz to wilk, Peter to szczur, a cóż, Potter to jeleń.
- To miejsce, gdzie byliśmy, to wrzeszcząca chata. Tak na nią mówią, ponieważ słyszą z niej jęki, tylko nie wiedzą, że to wina jednego ucznia.
- Remusa w dzieciństwie zaatakował Fenrir Greyback, jeden z wyznawców największego czarnoksiężnika, zwanego SAM-WIESZ-KTO.
I to chyba tyle. Więcej nie zapamiętałam.
-Dotrzymasz tajemnicy?- spytał mnie błagalnym tonem Potter. Przyjaciele byli dla niego najważniejsi.
-Tak, chyba że miałabym zostać o coś osądzona, to powiem prawdę, jasne?
-Tak!- drugi raz zostałam dzisiaj przytulona.- Wiesz co, skoro Remus jest przemieniony, zwolniło się jedno łóżko. Chyba nie chcesz się znowu narazić na Grubą Damę?
- Skąd wiesz?!
- Eeee... To zostajesz?
Następnego ranka James i reszta wyprowadzili mnie z chaty. Było mi wstyd, cała byłam w błocie. Na szczęście zdążyłam wrócić do dormitorium, zanim ktoś to zauważył. Potem już omijałam bandę. Oni mnie też. Szczęście. Wróciłam do tego, że są podłymi głupkami, którzy wszystkim dokuczają. A o tajemnicy prawie zapomniałam. Dziewczyny mnie pytały, gdzie byłam. Zostawiłam to bez komentarza.
CZYTASZ
Przysięgam Uroczyście, Że Knuję Coś Niedobrego [do korekty]
Fanfiction"Wtedy zrobiłam coś, czego sama się nie spodziewałam: podbiegłam do niego i go pocałowałam. James, zaskoczony, przez chwilę nie wiedział, co zrobić, po czym wsunął rękę w moje włosy i oddał pocałunek namiętnie. Nie pamiętam, ile się całowaliśmy, ale...