Jeszcze tego samego wieczora Marisse znalazła się w powozie, który miał ją zawieźć do Astel.
W gruncie rzeczy wszystko potoczyło się bardzo szybko, o wiele szybciej niż zakładała. Po tym, jak zakończyła rozmowę z Fienem, wróciła do gospody, aby zabrał z niej wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Musiała się także pożegnać z ojcem, który w czasie jej nieobecności, zdążył się już pogodzić z myślą, że będzie chciała wrócić do zimowego pałacu. Spakował jej ubrania, a nawet zaoferował, że zostanie w mieście jeszcze kilka przez kilka kolejnych dni. Zależało mu na tym, aby wiedziała, że w razie potrzeby, będzie miała dokąd wrócić.
– Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie, rybko – wyszeptał, biorąc jej dłonie w swoje. Gdy to zrobił, poczuła na skórze delikatne muśnięcie. Dostrzegłszy pomiędzy palcami niewielki, zasuszony płatek, spojrzała na ojca bez zrozumienia. – Mama byłaby dumna, że wyrosłaś na tak niesamowitą kobietę.
– Czy to...? – zaczęła, czując, że w jej oczach zbierają się łzy.
– Płatek róży – wyznał, uśmiechając się z zakłopotaniem. – Tej, którą wysłałaś parę dni po wyjeździe z Villmar.
Roześmiała się przez łzy, po czym wpadła mu w ramiona, pilnując, aby delikatny płatek nie ucierpiał pod wpływem ich uścisku. Była wdzięczna za troskę, jaką jej okazywał, a także za to, że nie robił żadnych dodatkowych problemów. W tym momencie liczyła się każda minuta, mieli bowiem z Fienem zaledwie dwa dni, aby dotrzeć do Astel na czas. Owszem, z Fienem, bo ten wybierał się razem z nią. Uspokojony zapewnieniami Santre, że zajmie się Deilanem jak własnym synem, doszedł do wniosku, że także powinien wrócić.
Było zresztą jeszcze mnóstwo spraw, które wymagały wyjaśnień. Zwłaszcza, że bibliotekarz stwierdził, iż są sprawy, o których nie powinien mówić na głos.
– Wszystko ci wyjaśnię – obiecał, kiedy zbierała się do wyjścia. – Później. Gdy już będziemy w drodze i nikt... nie będzie nas słuchał.
Skinęła głową, chcąc wierzyć, że dotrzyma słowa, a co za tym idzie, po tylu miesiącach zawiłości i podchodów, w końcu dowie się całej prawdy. Była oszołomiona, wciąż nie docierało do niej, że za kilka godzin wyruszy w drogę powrotną do miejsca, z którego jeszcze nie tak dawno ją odesłano. Nie miała pewności, czy postępuje słusznie, ani czy Calden w ogóle zechce ją widzieć. Wiedziała jednak, że musi poznać odpowiedzi. Nie zamierzała pozwolić, aby Fien po raz kolejny ją zbył. Ryzykowała zbyt wiele, aby wciąż pozwalać sobie na trwanie w niewiedzy.
Po pożegnaniu się z ojcem, wróciła do miasta, gdzie miał na nią czekać Fien. Wcześniej poprosiła Santre o podanie mu czegoś na zmęczenie, obawiała się bowiem, że jeśli wyruszy w tym stanie, to przez kilka kolejnych dni nie będzie z niego żadnego pożytku. Na szczęście doświadczony medyk doskonale wiedział, co robić, bo kiedy ponownie ujrzała bibliotekarza, ten wyglądał już o wiele lepiej niż wcześniej. Przebrał się, ogolił i najwyraźniej został zmuszony do odbycia regeneracyjnej drzemki, ponieważ pozbył się spod oczu fioletowych sińców. Te nie zniknęły co prawda całkowicie, ale przynajmniej przestały straszyć. Fien nie wyglądał już, jakby dopiero co wstał z grobu.
– Nie zabrałaś zbyt wielu rzeczy – stwierdził, przyglądając się jej od stóp do głów.
Wzruszyła ramionami, także spoglądając w dół. Dla wygody pozostała w spodniach i golfie, nie omieszkała zapakować jednak do ojcowskiej torby podróżnej zapasowej bielizny, dwóch cienkich sukienek, dodatkowej pary spodni i jeszcze jednego swetra. Nie zapomniała także o ojcowskim płatku róży, który otoczyła magią, aby się nie zniszczył, a także bezcennym sztylecie Caldena, z którym nie rozstawała się nawet na krok. Chwilowo tkwił na dnie torby, uznała bowiem, że przypinanie go do uda, kiedy nie miała na sobie obszernej spódnicy, mogłoby zwrócić uwagę zbyt wielu postronnych osób.
CZYTASZ
W cieniu srebrnych róż
FantasyOna - piękna, utalentowana i niezwykle ambitna. Świadoma swoich walorów, zrobi wszystko, aby dostać się do wymarzonej Akademii. Jeśli będzie trzeba, zgodzi się nawet zbliżyć do księcia. On - arogancki, nieufny i zabójczo niebezpieczny. Nie zawaha si...