Rozdział 23

75 12 2
                                    

– Marisse.

Rozchyliła powieki, które jak nigdy zdawały się ciężkie i lepkie. Podniosła wzrok na nachyloną nad nią kobietę. Była... piękna. Rozmyta i półprzeźroczysta, jakby spowijała ją gęsta mgła, ale nadal urzekająco piękna. Długie, pokręcone włosy spływały kaskadami po jej rozluźnionych ramionach, układały się wokół rozświetlonej twarzy niczym aureola. Z tego wszystkiego najbardziej czarujące okazały się jednak jej wargi. Kobieta stała nad Marisse i szczerze się do niej uśmiechała.

– Marisse?

Tancerka tonęła w uśmiechu pięknej kobiety. Jej reakcja przypominała tą, którą matki obdarzały swoje dzieci po tym, jak po raz pierwszy stanęły na własne nogi. Reakcja w odpowiedzi na myśl, że prowadzą swoje pociechy właściwą ścieżką rozwoju. Zapewnienie, że nie został popełniony żaden błąd.

Nie popełniła błędu. Postąpiła słusznie.

– Marisse!

Szczęście prysnęło niczym bąbel piany, który dryfując po jeziorze, zderzył się z wystającą nad wodę skałą. Twarz szczęśliwej kobiety zaczęła rozpływać się w niebycie, naraz zastąpiły ją ostrzejsze rysy i cieplejsze barwy. W miejscu, w którym znajdowały się długie pukle i szeroki uśmiech, zmaterializował się odziany w koszulę mężczyzna. Równie piękny, choć pozbawiony pogodnego wyrazu twarzy. Wręcz przeciwnie, spochmurniały i nad wyraz spięty.

Jęknęła i w końcu otworzyła oczy dość szeroko, aby objąć wzrokiem całe otoczenie. Mimo oszołomienia od razu rozpoznała w nim Caldena, jego charakterystycznych oczu i srebrnej blizny pod okiem nie dało się pomylić z nikim innym.

– Czy ja...? – nie wiedząc, od czego zacząć, zadała jedno z najgłupszych możliwych pytań. – Straciłam przytomność?

Calden spojrzał na nią z takim wyrazem twarzy, jakby widzieli się po raz pierwszy w życiu.

– Ty sobie chyba żartujesz – warknął, odchylając jej głowę. Było widać, że z całych sił powstrzymuje się przed krzykiem. Gdy oglądał jej szyję, jego dłonie drżały od tłumionej wściekłości. – Po tym, co się wydarzyło, naprawdę akurat „to" pytanie jest pierwszym, które przyszło ci do głowy? Czy „straciłaś przytomność"?

Zacisnęła wargi.

– Najwyraźniej.

– Tak. Straciłaś przytomność. Zasłabłaś, zemdlałaś, co za różnica?! – prychnął, wciąż badając jej ciało. W innych okolicznościach z pewnością o wiele bardziej przejęłaby się tym, że szukając ran, był zmuszony błądzić palcami po jej talii, teraz jednak, obolała i oszołomiona, miała to w głębokim poważaniu. – Przez swoją głupotę o mało nie zginęłaś! Chyba do reszty oszalałaś, żeby zapuszczać się w te okolice! W dodatku sama! Mogło ci się coś stać! Wilki... mogły cię rozszarpać na strzępy.

Wciągnęła powietrze do płuc, gdy wróciły do niej wszystkie wspomnienia. Jej taniec... ogarnięte klątwą zwierzęta... Bestia o srebrnych rogach...

Czy to była iluzja?

Chwyciła księcia za łokieć i z trudem podciągnęła się na nim do nieco bardziej stabilnej pozycji. Usiadła, pozwalając, aby Calden jeszcze przez jakiś czas błądził dłońmi po jej ciele. Daleko było temu do jakiegokolwiek intymnego dotyku. Na twarzy mężczyzny malowały się wyłącznie niepokój i zacięcie.

– Ja też mam pytanie – stwierdził, bo od dłuższej chwili nie raczyła się odezwać. Być może oczekiwał, że zacznie przepraszać lub zarzekać się, że nigdy więcej nic takiego się nie powtórzy, być może po prostu zaniepokoił go fakt, że zamiast dramatyzować, dziewczyna siedzi bez ruchu i wpatruje się w swoje własne dłonie. Bez względu na to, co nim kierowało, oczekiwał z pewnością zupełnie innej reakcji. – Dlaczego to zrobiłaś? Wiedziałaś, że przychodzenie na skraj lasu jest niebezpieczne.

W cieniu srebrnych różOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz