Rozdział 33

62 8 0
                                    

Fien nie przesadził, twierdząc, że po przybyciu do Astel, Marisse nie rozpozna okolicy. Choćby nawet bardzo się starała, nie mogła połączyć obrazu ze wspomnień z widokiem, który zastał ich po tym, jak powóz znalazł się na równinie. Zmieniło się dosłownie wszystko, począwszy od ścielącej się przy drodze uschniętej trawy, na wypełzających spod ziemi korzeniach kończąc. Ich obecność była o tyle niepokojąca, że w okolicy nie rosło zbyt wiele drzew, z którymi mogłyby się łączyć. Zupełnie jakby drążyły pod ziemią wielomilowe tunele i wystrzeliwały na powierzchnie dopiero po natrafieniu na ścianę zbyt twardego gruntu.

Nie tylko roślinność się zmieniała. Pogoda także zdawała się poddawać jakimś nieznanym, potężnym siłom, bo z samego rana słońce postanowiło ustąpić miejsca ciemnym chmurom, a te z kolei zafundowały Marisse i Fienowi solidną ulewę. Początkowo liczyli, że załamanie pogodowe będzie chwilowe i niebawem wróci słońce, nadzieje okazały się jednak płonne, gdyż po pewnym czasie deszcz zamiast ustąpić, zmienił się w grad. Okazał się przy tym na tyle uciążliwy, że zmusił przemoczonego stangreta do zajechania do najbliższego zajazdu. Po krótkiej naradzie z Fienem, obaj doszli do wniosku, że przeczekają burzę i wyruszą, jak tylko się rozpogodzi. Kule gradu mogłyby uszkodzić wóz, żaden z nich nie chciał ponadto stresować koni.

– Podejrzewam, że to po prostu urwanie chmury – rzucił bibliotekarz, ogrzewając dłonie na kubku wypełnionym niemal po brzegi grzanym winem. Prosząc o coś ciepłego do picia lub jedzenia, nie spodziewał się, że kelnerka wciśnie mu do ręki alkohol. Bynajmniej nie zamierzał jednak na to narzekać. – Poczekamy godzinę, może dwie i wyruszymy w dalszą drogę. Wciąż będziemy mieć w zapasie sporo czasu.

– Naprawdę myślisz, że przestanie padać? – nieco bardziej sceptyczna Marisse upiła łyk własnej porcji wina. Nie należało do najsmaczniejszych, ale duża ilość przypraw maskowała gorycz taniego trunku. Ten przyjemnie parzył ją zresztą w podniebienie, czego potrzebowała po spędzeniu chłodnego poranka w powozie. – Biorąc pod uwagę odgłosy, pada coraz mocniej.

W istocie, dźwięki, które towarzyszyły im podczas popijania wina, nie należały do najprzyjemniejszych. Grad bił w szyby i dach, nie oszczędzając ani samego zajazdu, ani uszu stangreta, który krzywił się za każdym razem, jak tylko docierały do niego uderzenia, a więc średnio... bez przerwy. On również był zdania, że pogoda zbyt szybko się nie poprawi, toteż z czasem wyszedł z sugestią, że powinni pomyśleć o zakwaterowaniu się w zajeździe. Fien, który o mało nie zakrztusił się wtedy winem, wyraził swój kategoryczny sprzeciw.

– Nie ma mowy. – Trochę zbyt energicznym ruchem odstawił kubek na stół. – Musimy dotrzeć do Astel najpóźniej jutro przed świtem. Wyruszymy, jak tylko się rozpogodzi.

No i rzeczywiście wyruszyli, choć nie bez protestów niezadowolonego stangreta i równie niechętnych koni. Temperatura spadała z każdą upływającą minutą, grad, który zdążył zaścielić niemalże całą ziemię, przypominał śnieżnobiałe, zerwane z naszyjnika perły. Roztapiał się pod wpływem deszczu, który, jak można się było spodziewać, nie ustał, a jedynie stracił na intensywności. Stukając o dach powozu, tworzył w akompaniamencie rżenia koni i przekleństw stangreta, wyjątkowo agresywną melodię.

W ten sposób minęło im kolejne parę godzin. Marisse, której włosy podniosły się wszechobecnej od wilgoci, coraz bardziej męczyło siedzenie w powozie. Fien także wydawał się nieswój, bo wciąż się wiercił i wzorem stangreta, zaczął zabijać czas, narzekając na doskwierający mu chłód. Tancerka podejrzewała, że w rzeczywistości wcale nie chodziło mu o zimno, a o narastający stres, z którym już od jakiegoś czasu żadne z nich nie było sobie w stanie poradzić. Tracili nadzieję, że dotrą do Astel na czas.

Po kolejnej godzinie podróży Marisse zaczęła dopadać senność. Nie sądziła, że po wszystkim, czego dowiedziała się od Fiena, będzie w stanie zasnąć choć na kilka minut, ale ostatecznie jej organizm wygrał i zmusił ją do przymknięcia powiek. Kołysana turkotem kół i szumem chłodnego wiatru, zasnęła snem przepełnionym srebrem, krwią i lodowatym śniegiem.

W cieniu srebrnych różOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz