Rozdział 10

57 12 18
                                    

Pov Leah

Nasz lot w końcu dobiegał końca. Po prawie 11 godzinach w końcu samolot przygotowywał się do lądowania. Widziałam po babci jak bardzo jest wykończona i miałam wyrzuty sumienia, że musi znosic to przeze mnie.

Po wyjściu z samolotu udałyśmy się do kolejki, aby odebrać nasze bagaże. Po zapakowaniu wszystkiego na specjalny wózek ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Jackson poinformował mnie, że na lotnisku będzie czekała na nas jego asystentka. Szukałam wzrokiem swojego nazwiska i po chwili zobaczyłam śliczną koreankę. Byłam w szoku bo spodziewałam się tutaj jakiejś amerykanki, ale w sumie po chwili namysłu mogłam sie tego spodziewać po swoim kuzynie bo zawsze miał słabość do dziewczyn azjatyckiej urody, w szczególności jak były pięknymi kobietami.

Leah : Dzień dobry. - uśmiechnęłam sie delikatnie.

Dziewczyna : Oh dzień dobry. Miło mi poznać rodzinę Jacksona. Jestem Rose, jego asystentka. - powiedziała uśmiechając się.

Babcia : Witaj Rose. - uśmiechnęła się.

Rose : Jak minęła podróż? - zapytała.

Leah : Pomijając czas trwania lotu to całkiem dobrze. - powiedziałam.

Rose : Rozumiem Cię doskonale mam zawsze ten sam problem. - powiedziała.

Babcia : Całe szczęście jesteśmy już na miejscu. - powiedziała.

Rose : Zabiorę Was do mieszkania, w którym będziecie mieszkać. - powiedziała.

Leah : Myślałam, że jedziemy do hotelu. - powiedziałam.

Babcia : Kochanie jeszcze się nie nauczyłaś? Jackson by na to nie pozwolił. - powiedziała.

Rose : Dokładnie. - uśmiechnęła się. Ma Pani rację. - powiedziała.

Leah : Dobrze więc chodźmy. - powiedziałam.

Rose : Zabiorę od Ciebie ten wózek. W obecnym stanie nie powinnaś się przemęczać. - powiedziała.

Leah : Zabije go, przysięgam. - powiedziałam.

Obie kobiety się zaśmiały i trójką ruszyłyśmy w kierunku parkingu samochodowego. Po zapakowaniu naszego bagażu Rose odpaliła samochód i pojechałyśmy w nieznamym kierunku.

Przez całą 30 minutową podróż rozmawiałyśmy na przeróżne tematy. Złapałam fajną nić porozumienia z Rose co bardzo mnie cieszyło. Wymieniłyśmy się numerami i umowiłyśmy się na kawę. Miło jest mieć kogoś z kim można troszeczkę się odstresować i porozmawiać o głupotach.

Mieszkanie, które dla nas wynajął Jackson było przepiękne. Wielkie okna z panoramą na całe miasto Seattle. To robiło wrażenie, nawet sama babcia była nim oczarowana. Miałyśmy 3 pokoje, wielki salon, dwie łazienki i dużą kuchnie połączoną z jadalnią. Dla naszej dwójki było to aż nad to, ale jeżeli pomyśleć logicznie to za jakiś czas będzie z nami maleńkie dziecko, które będzie miało swój kąt w tym mieszkaniu i nie będzie zakłucało dnia babci.

Jackson kilka godzin po naszym przyjeździe odwiedził nas. Przywitał nas wielkimi bukietami kwiatów i został do samego wieczora. Nie obyło się bez opowiedzenia co wydarzyło się w Korei i dlaczego szarpnęłam sie na tak poważny krok. Jackson oczywiście nie poparł mojej decyzji i uważał, że nie powinna uciekać od problemów, ale obiecał, że będzie mnie wspierał w moich decyzjach bo są one tylko i wyłącznie moją sprawą.

Dni i tygodnie mijały. Mój brzuch co raz bardziej rósł, a znajdująca się w środku dziewczynka dawała co raz bardziej o sobie znać. Za prośba babci i Jacksona co kilka tygodni robiłam zdjęcia, aby mieć pamiątkę z tego okresu mojego życia.

Rytm miłości - Park JiminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz