Kamil
– Kamil?
Odwróciłem się w stronę wołającego mnie głosu. W drzwiach stał naczelnik pionu kryminalnego.
Jan Małecki był po pięćdziesiątce. Siwe włosy podkreślały fakt, że na tym stanowisku widział już niejedno. Poprawił pas, chowający się pod niemałym brzuchem. Czujne, niebieskie oczy zmierzyły mnie od stóp po czubek głowy, ale nie sprawiły, że nabrałem do niego większego szacunku. Szanowałem go, owszem, ale bez zbędnego gloryfikowania jego wieloletnich osiągnięć w policji. Był chyba jedynym człowiekiem na tej komendzie, oprócz Radka, który zwracał się do mnie po imieniu. Żaden z nas nie zaproponował przejścia na ty, on po prostu uznał, że z racji stanowiska i wieku może sobie na to pozwolić.
– Tak, panie naczelniku?
– Możesz na chwilę podejść do mojego gabinetu?
– Oczywiście.
Ruszając za naczelnikiem, rzuciłem Radkowi szybkie spojrzenie. Stał oparty o stół i spokojnie siorbał kawę. Wpatrywał się z namysłem w zdjęcie, na które sam przed chwilą zwróciłem uwagę. Może też zauważył, to co ja? Drobne niedociągnięcie, które nie wzbudziło naszej, a głównie mojej czujności, mogło przejść niezauważone. Dobrze, że mamy do dyspozycji cały sztab ludzi. Istnieje duża szansa, że ktoś coś zauważy i nic nie zostanie pominięte. W takim śledztwie nie mogło do tego dojść. Media, które niemal od początku latały wokół nas jak sępy, zaraz wychwyciłyby jakieś niedociągnięcia, a nagonka z ich strony mogła nie mieć końca. Była to ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebowałem.
Wszedłem do niewielkiego gabinetu, który odwiedzałem już niejednokrotnie. Pomieszczenie nie różniło się jakoś znacząco od sali ze zdjęciami, w której spędzałem całe godziny, myśląc, jak pchnąć śledztwo do przodu. Usiadłem na krześle, patrząc, jak Małecki ledwo mieści się w swoim obrotowym fotelu po drugiej stronie biurka.
– Jak się czujesz? – zaczął, wpatrując się we mnie.
Powoli zacisnąłem pięści.
– Dobrze, panie naczelniku – odparłem spokojnie.
– Bardzo mi przykro z powodu twojej straty.
Straty? Przecież ja jej jeszcze nie straciłem. Dopiero została porwana. Jeszcze nic tragicznego się nie stało. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Chciałem w to wierzyć. Chciałem wierzyć, że nie będę musiał czekać na kolejny telefon z informacją, o znalezieniu drobnej blondynki tuż koło placu zabaw.
– Gdybyś tylko czegoś potrzebował, to zawsze możesz liczyć na pomoc z mojej strony. Zrobię wszystko, by jakoś pomóc ci przetrwać ten trudny czas – kontynuował.
Mówił o Milce tak, jakby już jej nie było, jakbym już musiał być skazany na szukanie ciała bez duszy.
– Dziękuję, ale nikogo nie straciłem i nie zamierzam godzić się z czarnymi scenariuszami.
Nie potrafiłem nawet w myślach powiedzieć, że z każdą godziną szanse na odnalezienie żywej Mili drastycznie malały. Ba, nawet nie byłem w stanie nazwać rzeczy po imieniu i pomyśleć, że mogła nie żyć. To była tak abstrakcyjna myśl, że aż niedorzeczna. I chyba właśnie dlatego, jeszcze nie zwariowałem. Ale jeśli jutro ktoś znajdzie jej ciało, oszaleję i nawet najlepszy psychiatra mi nie pomoże, a kaftan bezpieczeństwa będzie zbyt małą przeszkodą przed rozniesieniem wszystkiego w drobny mak. Musieliby mnie na Myśliborskiej zamknąć i to w pokoju jednoosobowym bez okien i klamek.
– Oczywiście, Kamilu, oczywiście. Równie mocno wierzę, że twoja narzeczona odnajdzie się cała i zdrowa. – Ze snucia potencjalnych planów na przyszłość wyrwał mnie lekko zakłopotany głos naczelnika.
![](https://img.wattpad.com/cover/355806856-288-k438726.jpg)
CZYTASZ
Czerwone róże [Zakończone]
RomanceOn - prokurator, uwielbiający opanowanie, kontrolę i perfekcjonizm Ona - wybuchowa, emocjonalna i uwielbiająca robić na przekór Jak odnajdą się w relacji Pan-uległa? Co, gdy na ich drodze stanie seryjny morderca? To historia, w której fikcja literac...