Rozdział 2 Mam na imię Milena. Przeliterować ci to?

260 12 0
                                    


Kamil

– Kamil!? – Milka wydarła się na cały blok, choć ja byłem w kuchni.

Na siedemdziesięciu dwóch metrach kwadratowych wcale nie trzeba było krzyczeć. Wystarczyło powiedzieć. To nie warszawskie metro o siódmej rano, tylko mieszkanie.

– Co tam? – odparłem, biorąc kubek z parującą kawą. Czekał mnie kolejny ciężki dzień w pracy i tylko czarna energia mogła utrzymać mnie przy życiu.

– Widziałeś moją czerwoną bluzkę z koronką na rękawach? – Wypadła z sypialni i stanęła na środku salonu.

Zlustrowałem ją od góry do dołu i kawa przestała być potrzebna. Czarne pończochy i bielizna od razu postawiły mnie do pionu. Aż żałowałem, że Mila za moment musiała jechać do pracy. Już miała kilka minut w plecy, a jeszcze musiała się ubrać. Małe opóźnienie było oczywiście moją zasługą. Nic nie poradzę, że jej nagie ciało jest tak kuszące.

– Halo! Mówię do ciebie.

A tak, faktycznie, czerwona bluzka z koronką.

– Nie, nie widziałem. A patrzyłaś na suszarce?

– Oczywiście, że patrzyłam i tam jej nie ma. – Wróciła do sypialni. Poszedłem za nią, żeby przypadkiem nie obudziła wszystkich sąsiadów. – Nie widziałam jej już od kilku tygodni, a mogę sobie dać rękę uciąć, że nie brałam jej na żaden wyjazd. – Zaczęła ponownie przeglądać szafę.

– To włóż inną. O, na przykład tę. – Wyciągnąłem jedną z jej eleganckich koszul.

– Tej nie lubię.

– A tę? – Sięgnąłem po błękitną.

– Za mało elegancka.

– A ta? – Pokazałem na czarną.

– Nieee – jęknęła zrezygnowana.

– Boże, Dziecinko, weź którąkolwiek, bo zaraz się spóźnisz.

– Ale...

– Nie ma ale. Bierzesz tę i nie marudzisz. – Podałem jej białą koszulę. Idealnie wpasowywała się do jej bielizny i wąskiej spódnicy, leżącej na łóżku.

– Ona jest...

– Jezu, okres ci się zaczął, Maleńka, że tak wymyślasz?

– Milena. Mam na imię Milena. Przeliterować ci to? – fuknęła. – Miła, Inteligentna, Lojalna, Emocjonalna, Naturalna, Atrakcyjna. MILENA.

– A ja Kamil...

– Perfekcyjny, Arogancki, Narcystyczny? – zakpiła, zakładając ręce na piersiach.

– Kochający Autentyczną Milenę: Idealną Laskę.

Popatrzyła na mnie czułym wzrokiem. Objąłem ją mocno, pozwoliłem, by wtuliła się w moją klatkę i pocałowałem w czubek głowy. Zawsze, gdy miała okres, robiła się drażliwa. A odkąd leczenie nie przynosiło widocznej poprawy, aż wychodziła z siebie i stawała obok.

– Jak będę wracał z pracy, to kupię ci Raffaello, dobrze?

– Yhm. – Kiwnęła tylko głową, obejmując mnie mocniej. – Już myślałam, że skoro okres mi się spóźnił, to się w końcu udało, ale nic z tego – szepnęła drżącym głosem.

Westchnąłem, bo bolało mnie to równie mocno, jak ją. Niby wiedzieliśmy, że szanse są marne i w zasadzie zaczęliśmy się godzić z tą myślą, ale wystarczył mały impuls, a nadzieja zawsze wracała.

– Uda się, zobaczysz. Cierpliwości, kochanie. – pocałowałem ją w czoło.

– Skąd ta pewność? – Spojrzała na mnie szklistymi oczami.

– Wierzę w to i nigdy nie przestanę wierzyć. Ty też musisz.

Stanęła na palcach, całując mnie czule. Pogładziłem ją uspokajająco po plecach. Chyba w tym momencie obydwoje potrzebowaliśmy tej odrobiny czułości. I wiary. Dużo wiary.

– Lepiej? – zapytałem.

– Tak. I wiesz co? Ta bluzka jednak będzie dobra na dzisiaj. – Wzięła się w garść.

– Moja mała, grzeczna dziewczynka. Moja Idealna Laska, Ewentualnie Nieugięta Asystentka. – Skradłem jej jeszcze jeden krótki pocałunek, a gdy zobaczyłem jej roześmiane oczy, z czystym sumieniem sam mogłem zbierać się do pracy.


Czerwone róże [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz