Rozdział 8 Obyśmy tylko nie znaleźli tego wyjaśnienia nad jej trumną

153 13 0
                                    


Kamil

Wszedłem na komendę i od razu skierowałem się do pokoju z tablicą, na której wisiały informacje o ofiarach. Spojrzałem na zdjęcia kobiet najpierw porwanych, potem pobitych i więzionych, na końcu utopionych. Wyglądały tak spokojnie, jakby spały, a ich sen nie zniszczył życia ludzi, którzy je kochali. Położyłem dłoń na kieszeni marynarki, w której nosiłem portfel. Nie chciałem robić kolejnego kroku. Bałem się go, a sama myśl wprawiała mnie w niemal fizyczny ból, ale musiałem go wykonać. Sięgnąłem po portfel do kieszeni, by następnie wyciągnąć z niego zdjęcie Mileny. Moje ulubione. Miała na nim zwiewną sukienkę i obracała się w koło. Rzuciła przez ramię tak piękny uśmiech, jakiego nigdy ani wcześniej, ani później nie widziałem. Zawsze nosiłem je przy sobie. Dodawało mi siły, gdy mierzyłem się z rzeczami, które mnie przewyższały. Sprawiało, że myślami wracałem do jej błyszczących oczu. Wyglądała wówczas tak niewinnie i tylko ja wiedziałem, jak rogatą duszę w sobie skrywała. Wierzyłem, że skoro radzę sobie z poskromieniem Mili, to poradzę sobie z każdą trudnością w życiu.

Miewaliśmy bardzo trudne momenty. Czasami wręcz staliśmy nad przepaścią i tylko jeden krok dzielił nas od spadnięcia w niekończącą się otchłań samotności, żalu i bólu. Mimo to zawsze wyciągaliśmy ręce, łapiąc się nawzajem i chroniąc przed czeluścią zagubienia. Za bardzo zależało nam na sobie, żeby ot tak po prostu odpuścić. Godziny rozmów i wyjaśnień zaowocowały konkretnymi kompromisami i sprawiły, że teraz żadne z nas nie wyobrażało sobie życia bez tego drugiego u boku. Nie mogłem pozwolić, by tym razem komuś udało się nas rozdzielić.

Magnesem przymocowałem zdjęcie do tablicy w rzędzie, gdzie umieszczaliśmy fotografie służące poszukiwaniom jeszcze wtedy zaginionych kobiet. Nie wyróżniała się zbyt szczególnie wśród pozostałych zdjęć. Jedyna różnica była taka, że do pozostałych nie czułem nic z wyjątkiem współczucia.

Do niej jednej czułem wszystko. Każdą emocję: miłość, radość, nadzieję i nieodpartą potrzebę trzymania w ramionach jej drobnego ciała, jak i złość, że w swej upartości lubiła robić mi na złość i mnie nie posłuchała. Gdyby siedziała w domu razem z ochroniarzem, nic by się jej nie stało. Ja bym oszalał z zazdrości, ale ona byłaby bezpieczna.

Marzyłem, żeby to był jedynie zły sen. Koszmar, z którego zaraz się obudzę, a ona będzie spać spokojnie, wtulona w moją klatkę, z delikatnym uśmiechem na ustach, jakby śniło się jej coś wyjątkowo przyjemnego. Potem otworzy oczy, popatrz na mnie sennie, wymruczy pod nosem, żebym dał jej jeszcze pięć minut i zaśnie z powrotem. Chciałem tylko tyle. Tylko i aż tyle. Na samą myśl, że była teraz razem z tym popaprańcem, że może być krzywdzona, bita, poniżana, albo właśnie topiona...

Zimny dreszcz przeszył moje ciało, a oddech ugrzązł w płucach. Wiele razy słyszałem, jak policjanci mówili do rodzin porwanych osób, żeby byli dobrej myśli, bo policja zrobi wszystko, by odnaleźć ich najbliższych. Teraz wiem, że za spojrzeniem pełnym nadziei kryło się niewyobrażalne przerażenie, że jednak nie będzie szczęśliwego końca. Teraz sam dobitnie poczułem to na własnej skórze. Z jednej strony nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że mógłbym więcej nie zobaczyć Milki albo zobaczyć już tylko jej zimne ciało i wystraszone oczy, a z drugiej doskonale zdawałem sobie sprawę, że dokładnie to może się wydarzyć.

– Masz, napij się. – Tak zapatrzyłem się na zdjęcie Mili, że nawet nie zauważyłem, gdy Radek wszedł do pokoju i podstawił mi pod nos duży kubek czarnej kawy. – Wyglądasz jak świr z depresją.

– Aż tylu ich w życiu zatrzymałeś, że potrafisz tak celnie diagnozować? – Wziąłem naczynie i przez moment delektowałem się smakiem gorącej esencji życiowej, rozgrzewającej gardło.

Ona pewnie nie może liczyć na szklankę wody, a ja zachwycam się kawą. Kurwa.

Odstawiłem kubek na stół. Nie mogłem odpuścić wszystkiego na rzecz szukania Milki, bo bez kawy długo nie pociągnę, ale sama myśl, że ona siedzi gdzieś teraz sama, zdana na łaskę tego typa, sprawiała, że traciłem ochotę na wszystko, co nie wiązało się z poszukiwaniami.

– Powiedzmy, że miałem bliski kontakt z takim typem ludzi – rzucił od niechcenia. – I nie myśl tyle. Już niedługo się wszystko wyjaśni.

– Obyśmy tylko nie znaleźli tego wyjaśnienia nad jej trumną – stwierdziłem smętnie, sięgając po kawę. Jednak bez niej się nie obejdzie. – Właściwie, to dlaczego tyle ci zajęło przyjechanie do mnie?

– Wyobraź sobie, panie prokuratorze – powiedział powoli, ważąc słowa – że nie tylko tą sprawą zajmuje się obecnie mój umysł.

Pociągnąłem konkretny łyk, ponownie wracając wzrokiem do tablicy. Daty porwań, daty odnalezienia ciał, zdjęcia miejsca zbrodni, ślady, które nie miały nic wspólnego ze... Chwila...

Podszedłem bliżej. Spojrzałem na fotografię przedstawiającą odcisk buta. Ślad był lekko zatarty, a wokół niego ziemia i liście sprawiały wrażenie, że ktoś je niedawno ruszał. Na pewno nie leżały tak naturalnie. Coś tu nie grało. Przyjrzałem się kolejnemu zdjęciu, które przedstawiało ten sam ślad z większej perspektywy.

Pamiętałem to miejsce. Druga ofiara została znaleziona po deszczowej nocy. Odcisk buta był jedynym, co znaleźliśmy. Choć lekko zatarty, to obudził nadzieje na kolejne błędy przestępcy. Niestety zgasła ona wraz z informacją o trzeciej ofierze.

Ale zaraz, zaraz... Coś mi tu nie pasowało.

Tuż przed tym, gdy technicy oznaczyli ślad kolejnym numerem, kręcił się tam... Nie. Przecież to mógł być przypadek. Mógł tego po prostu nie zauważyć. Owszem, był wówczas trochę spięty, ale to jeszcze niczego nie oznaczało. Mógł przejść obok, zamyślić się, przeoczyć. Ale on?

– Kamil?

Odwróciłem się w stronę wołającego mnie głosu.


Czerwone róże [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz