Rozdział 35. Jessamine 🔥

730 54 19
                                    

Chociaż była to dziwna miejscówka na relaksacyjne leżenie, a z okolicznych pomieszczeń zaczęły dopływać do nas żywiołowe jęki i poklaskiwanie, jakoś nam to nie przeszkadzało. Tulenie się do Foxa po tym wszystkim, co powiedział... Mogłabym leżeć nawet na trzech pudłach rozsypanego Lego i nie czułabym dyskomfortu.

Cieszyłam się, że był obok mnie.

W końcu jednak zaczęto łomotać do drzwi z groźbą, że wezwą na nas policję. Fox pociągnął mnie do pionu i otworzył drzwi pracownikowi. Facet zamarł z ręką uniesioną do kolejnego łupnięcia. Mina mu zrzedła, gdy zobaczył Foxa.

– A, to pan – wymamrotał coś pod nosem tak cicho, że krzyki z pokoju naprzeciwko go zagłuszyły. Pracownik chrząknął i wykonał trudny do zinterpretowania gest. – Prosimy następnym razem informować przed odłączeniem kamer.

Zostawił nas w korytarzu bez kolejnego wyjaśnienia. Fox wzruszył ramionami na moje zaskoczone spojrzenie i pociągnął nas w stronę wyjścia. Przy barze jeszcze zapytał, czy mam ochotę na coś mocniejszego przed trasą, ale w tym momencie marzyłam już tylko o wskoczeniu do łóżka.

Trasa mijała nam powoli – nie było żadnych korków, ale Fox po prostu rozkoszował się naszą jazdą. Noc była ciepła, więc otwarliśmy okna i po prostu jechaliśmy, jakby przed nami nie było żadnego celu. Z radia płynęła cicha muzyka, a w którymś momencie Fox wyciągnął dwa lizaki. Dosłownie pisnęłam, gdy poczułam kwas na języku.

– Chryste, chcesz mnie wykończyć – mlasnęłam, patrząc na niego z wyrzutem. Fox uśmiechnął się krzywo, wyciągając swojego spomiędzy ust. Nie miał już na sobie tek kwaśnej warstwy. Nim mężczyzna mógł coś powiedzieć, zamieniłam nasze lizaki i westchnęłam: – Dzięki, wybaczam.

Fox przeklął nisko, gdy z zadowoleniem zaczęłam ssać słodką landrynkę o smaku wiśni. Uwielbiałam go dwa razy mocniej, gdy z lekko zarumienionymi koniuszkami uszu, zerkał w moją stronę przy każdej nadarzającej się sposobności.

Wróciliśmy do domu dopiero po dwudziestej trzeciej. Minęliśmy bramę, a mnie żołądek opadł do kostek.

– Cholera, Fox – wykrztusiłam. – Czy...

– Nie, nie pisałem do nich, chyba telefony nam padły – odparł przerażająco spokojnym tonem.

W gruncie rzeczy nie miałam pojęcia dlaczego panikowałam... ale trochę panikowałam. Do tej pory ani razu intencjonalnie nie chciałam przyprawić moich ochroniarzy o zawał serca. Nie robiłam niczego złośliwie, ani nie utrudniałam im, cóż, pracy. Teraz po prostu oboje zapomnieliśmy, o której godzinie pierwotnie zakładaliśmy, że wrócimy do Torsth. O poinformowaniu reszty o naszym małym objeździe nie wspominając.

Wszystkie światła były zapalone, a na schodach przed wejściem czekał Cole. Siedział z łokciami wspartymi o kolana, ale podniósł się powoli, kiedy ruszyliśmy podjazdem w jego stronę.

– Do salonu. Natychmiast – warknął niczym ojciec wściekły na rozrabiające dzieciaki. Cholera, jeśli Cole miał taki nastrój, to nie chciałam widzieć pozostałej dwójki.

Wymieniliśmy z Foxem spojrzenia i złapałam jego dłoń z uśmiechem.

– Razem? – mruknęłam konspiracyjnie

– A nie mogę cię po prostu w nich rzucić? Rozproszysz ich, a ja ucieknę... – wiedziałam, że żartował, ale po jego minie mogłam nabrać niewielkich wątpliwości.

Cole starał się nie roześmiać, jednak błyszczące oczy go zdradzały.

– Tłumaczcie się przed nimi – szepnął w przyjaznej komitywie i, najwyraźniej, resztce sympatii. – Mieliście wrócić kilka godzin temu, żadne nie odpowiadało na wiadomości...

Winning show. W niebezpieczeństwie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz