Rozdział 17. Jessamine

555 57 1
                                    

Knight był ucieleśnieniem spokoju, a ja wiedziałam, że na mojej twarzy odbijała się dosłownie każda tycia emocja. Było mi tak głupio, że oberwał tą farbą z takim impetem – przeplatało się to ze strachem na myśl o włamaniu. Przełykałam cisnące się na usta teorie, ponieważ szczerze mówiąc nie widziałam żadnego śladu po włamywaczach oprócz tej przeklętej szafki. Drzwi też były nietknięte, a Knight swoim superbohaterskim okiem dojrzałby najmniejszą rysę, której nie było za pierwszym razem kiedy wspólnie odwiedziliśmy dom.

Na myśl o pierwszych razach też oblewałam się czerwienią. Przerażające, jak dobrze było czuć Knighta, jego silne ciało i słabą nutę płynu po golenia, która przylgnęła do jego ostrych policzków... Cholera, pod pewnymi względami przypominał Lucę i jeśli to nie powód do wyrzutów sumienia, to nie wiem co nimi mogłoby być. Sam fakt, jak niebywale komfortowo się czułam, nawet przy zestawianiu ich ze sobą – wszystkie małe podobieństwa, jakimi zapewne nieświadomie się podzielili.

Szlag, próby odsunięcia wyrzutów sumienia oraz starania, by się nie napalać na myśl o nich to rzecz niemożliwa.

Miałam wrażenie, że myśli rozsadzą mi głowę. Nie tylko frustrowałam się przez przerwany pocałunek w tak kluczowym momencie, to jeszcze świadomość, jak Knight się postrzegał dołowała. Oczywiście, był dorosłym, znacznie starszym facetem, ale nie znaczyło to jednak, że nie potrzebował komplementów. Wręcz na nie zasługiwał i należało mu się, by każdy jeden brzmiał cholernie szczerze. Mogło być to głupie albo naiwne ale, niech mnie diabli, nie będę miała zamiaru szczędzić im miłych słów. Im wszystkim, czasem nawet zlituję się nad Cole'em.

Zerknęłam na tylne siedzenie na niepozorną paczkę, lecz nie poruszyłam tego tematu. Wiedziałam, że wyszliśmy tak szybko właśnie przez nią. Knight obiecał, że ich pracownik zajmie się w domu wszystkim, nawet kurzem pod łóżkiem. Jak na próbę odciągnięcia mojej uwagi wyszło mu to całkiem sprawnie.

Zwłaszcza, że wsiadł za kierownicę w samych spodniach.

Jeśli bawiło go moje nieustanne podglądanie i prawie ledwo słyszalne wzdychania, nie pokazał tego po sobie. Miał pełną skupienia, ponurą minę, a jego dłonie z wystającymi żyłami z rzadka rozluźniały się na kierownicy. Moje ręce mrowiły z potrzeby prześledzenia tatuażu postrzępionej liny, która oplatała go od nadgarstka aż po pachę. Ktokolwiek robił tę dziarę miał prawdziwy talent, sploty wyglądały jakby ledwo były w stanie utrzymać mięśnie Knighta, wżynały się w jego skórę w tak sugestywny sposób, że odjąć mi kilka dioptrii w oczach i uwierzyłabym, że naprawdę się nią owinął.

– Myśl co chcesz, ale twoje tatuaże i blizny tworzą z ciebie najpiękniejsze dzieło sztuki cierpienia – zorientowałam się że paplam, a oczy wciąż mam wbite w jego tułów. Jak już uczyniłam ze swojego języka rozwiązłą sukę, musiałam skończyć. – Nigdy nie widziałam osoby takiej jak ty, Knight.

Mina mężczyzny stała się jakimś cudem jeszcze mroczniejsza, a do tego tak ponura, że miałam ochotę dotknąć nie tylko jego mięśnia piersiowego, co policzków żeby unieść mu usta w uśmiechu.

– I obyś nigdy nie zobaczyła – warknął, ale już wiedziałam że nie zrobił tego specjalnie w złości, tak po prostu brzmiał jego głos.

Za to drążek do zmiany biegów ledwo przetrwał. Na czerwonym Knight obrócił się i spojrzał w moją twarz z takim zacięciem, że gotowa byłam uwierzyć w tę niewypowiedzianą obietnicę, kryjącą się w jego słowach.

Dopilnuje, żeby nigdy nie podszedł do mnie ktoś taki jak on.

– Nietrudno o to, patrzę tylko na was – uznałam, że warto się z nim podzielić tymi myślami. Kącik jego ust drgnął, co dopisałam do moich osobistych sukcesów.

Winning show. W niebezpieczeństwie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz