Rozdział 4. Cole

759 52 5
                                    

Z wyrzutami sumienia jest tak, że równie łatwo je stłamsić co wzniecić na nowo.

Chociaż jedno spojrzenie Knighta potrafiło go uciszyć, to Fox zawsze podjudzał do zapętlonego działania – a chyba zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Przyjęcie urodzinowe Luca poszło świetnie, ale Fox oczywiście musiał zauważyć zmianę atmosfery, gdy we dwójkę siedzieli na huśtawce.

Nie potrafił inaczej, chciałby, ale jednocześnie drażnienie i podbijanie do Luci stało się jego ulubionym zajęciem. Przestał naiwnie liczyć, że cokolwiek się zmieni, zagrzebali głęboko tamten dzień, ale... Ostatnie półtora roku tyle między nimi wszystkimi zmieniło. Nie chciał nieustannie o tym myśleć, ale każda nadarzająca się okazja sprawiała, że był irytującą, flirciarską wersją siebie.

I nie mógł przestać myśleć. Śnić.

Nieważne ile cipek i kutasów by przerobił, Luca permanentnie coś w nim zmienił.

Dziś był nie do zniesienia nawet dla samego siebie. Humor miał podły i czuł wyrzuty sumienia, że psuje go innym. Nawet Knight skapitulował, a jego cierpliwość była legendarna.

Fox szturchnął go pięścią w ramię, gdy kierowali się z sali treningowej w stronę windy. W środku ćwiczeń zostawili zirytowanego Lucę. Albo raczej Fox pojednawczo wyciągnął dupsko Cole'a, żeby przyjaciel go nie udusił gumą do ćwiczeń.

– On kiedyś powybija ci zęby, wiesz o tym?

Prychnął i spojrzał wymownie na Foxa. Westchnął i wbił spojrzenie w sufit windy. Dzwonie wybrzmiał szybciej, niż mógł cokolwiek odpowiedzieć.

– Ma za łagodny charakter, żeby aż tak mnie uszkodzić – roześmiał się na widok miny Foxa. Okej, fasada Luca była bardzo łagodna, lata poza gangiem wygładziły jego krzywizny, ale nie dało się ukryć: był niemal tak śmiercionośny jak Knight. Dżentelmen i przedsiębiorca w garniturze nigdy w pełni nie były w stanie przykryć tego faktu.

– Odpuść mu, chociaż trochę – mruknął Fox otwierając drzwi do swojego biura. Nazwa nad wyraz, ponieważ znajdowała się to przede wszystkim dziupla hakerska. Nienawidził tego określenia. – Wychodzi na prostą, nie jest już taki smętny.

Cole opadł ciężko na fotel za głównym biurkiem. Przyjaciel podszedł do ściany z monitorami, podłączając tablet do konsoli.

– Fox, żaden z nas już nie jest smętny – odparł poważnym tonem ze zmarszczonymi brwiami. – Przecież widziałeś, czułeś, co się z nami wszystkimi działo. Nieobecność Bett i Chloe tylko nam pomogła.

Założył ramiona na piersi, a kiedy odwrócił się do niego twarzą, był nad wyraz skwaszony. Czasem łatwo było zapomnieć, że Chloe była też i jego czułym punktem. Skulił się wewnętrznie za bycie przepotężnym kutasem. Bett go nie obchodziła, Cole gardził nią z wielu powodów, ale Chloe była wcieleniem szatana, który rok po roku zrzucał z siebie płaszczyk przyzwoitości. Zdania nigdy nie zmieni – skrzywdziła Lucę i Foxa bardziej, niż jej egocentryczny charakterek może sobie wyobrażać.

– Niby pomogła, ale Luca i tak je stracił – Fox wytknął cicho, idąc w jego stronę.

Pokręcił głową czując zalewającą wspomnienia gorycz.

– Stracił a odżył. Ty jesteś swobodniejszy – wytknął łagodnie. Fox wzruszył ramionami, jakby to było nic takiego, ale obaj wiedzieli, że to prawda. – Cholera, nawet Knight na nowo nauczył się definicji słowa uśmiech. Do tego używa jej we właściwych dla ludzi momentach.

Roześmiał się gwałtownie, jakby wbrew sobie. Wyszczerzył się do niego w samozadowoleniu. Rozbawianie ich głupotami nigdy mu się nie znudzi.

– Ty dalej jesteś sobą, jak zawsze – odparł. I tak, i nie. Cole czasem już nie wiedział, co dokładnie kryło się pod jego zawsze. Fox oparł się biodrem o biurko, lustrując go rozbawionym spojrzeniem. – Co by zmieniło twoje nastawienie? Ludzki pociąg czy zwykła orgia?

Winning show. W niebezpieczeństwie [+18]✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz