Perspektywa Ivy

10 1 0
                                    


Stałam z Rye'm nad grobem naszej nienarodzonej córki. Umarła, gdy byłam w trzecim miesiącu ciąży. Nikt o tym nie wie. Tylko Aileen, która tego dnia odwiozła mnie do szpitala. Zadzwoniłam do niej, bo mieszkała najbliżej mnie. W szpitalu okazało się, że już nie da się uratować dziecka. Rye do tej pory ma wyrzuty sumienia. Ma wyrzuty, że był wtedy w pracy, że w tamtym momencie nie odebrał telefonu. Tylko, co by to zmieniło? Odebrałby i co? Jemu dojazd zająłby o wiele więcej niż dla Aileen. To niczyja wina. Tylko on nadal tego nie rozumie. Dlatego mnie odtrąca. Jestem tego pewna. Pewnie boi się, że wspomnienia wrócą ze zdwojoną siłą i go pokonają. Dlatego tak bardzo boi się, że Katy utraci swoje dziecko. Brooklyn dzwonił do mnie spanikowany, że Katy trafiła do szpitala. Pojechałam tam z nimi. Tylko zakazałam cokolwiek im mówić. Ta wiadomość chyba by go zabiła!

Staliśmy w milczeniu, ramię w ramię, wpatrując się w imię nadane przeze mnie naszej córce: Amaranta. Podjęłam decyzję o takim imieniu z powodu znaczenia. Ona nigdy „nie wygaśnie" w moim sercu.

-Może czas pójść razem na kawę? -Wyszeptałam niepewnie.

-Za dużo się ostatnio dzieje, przepraszam. Nie skorzystam. -Podsumował.

-Co ty widzisz w Carmen? W sensie... To nie miało tak brzmieć... Chcę wiedzieć, co ci się w niej podoba.
-Osobowość, sposób bycia, uroda, śmiech. Wszystko.

-A co ci się podobało we mnie?

-Boże, Ivy! Przestań drążyć! Nic nie będzie jak dawniej! -Odwrócił się i skierował się do auta.

Zabolało mnie to. W tamtej chwili patrzyłam w nagrobek i łzy leciały mi po policzkach. Po raz pierwszy zrozumiałam, co do mnie mówił: nie chciał mnie. Dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą. Nie kocha mnie. To ja go kocham. To dlatego żyję złudzeniami i chwytam się najgłupszego gestu, jaki do mnie kieruje. Zwykły uśmiech w mojej głowie rośnie do poziomu „małżeństwo". Ivy, jesteś okropną kretynką. Zmarnowałaś na tego faceta tyle czasu... A on cały czas powtarzał ci, że kocha Carmen, że ty to przeszłość. Pora się obudzić, Królewno.

Podreptałam do auta. Znalazłam chusteczki. Kiedy ogarnęłam łzy, ruszyłam w stronę domu.

Kiedy weszłam do mieszkania, Mirra przesuwała kartony w korytarzu, żeby zrobić przejście.

-Dziś ma tyle energii. -Zaśmiała się, wskazując palcem na bawiącego się sznurem psa. -Płakałaś?

-Wydaje ci się. Jestem po prostu styrana.

-Do dobra...

Chyba średnio mi wierzyła. Nie ważne. Nie miałam ochoty gadać. Ani o Rye'u, ani przyznawać się do tego, że miałam dziecko.

Usłyszałam dźwięk domofonu. Podskoczyłam.

-To Aileen. -Uspokoiła mnie. Z moją psychiką jest jeszcze gorzej, odkąd Jon trafił do szpitala.

-Hej. Wiem, że jest późno. Dopiero kończę pracę. -Odparła.

Spojrzałam na zegarek.
-Zayn ciebie zajedzie... -Powiedziałam.

-Nie, nie. Do domu wzięłam, żeby mieć jutro wolne.

-Chcesz herbatę? -Spytała Mirra.

-Tak właściwie przyszłam do Ivy.

Spojrzałyśmy z Mirrą na siebie.

-To proszę. -Zmarszczyłam brwi. Nachodzenie o tak później porze było dla mnie, co najmniej dziwne.

Zamknęła za sobą drzwi i usiadła po turecku na podłodze. Zrobiłam to samo.

-Słuchaj... Chciałam cię spytać: co jest między tobą a Rye'm?

-Nic. Nie rozumiem, skąd to pytanie.

-Rye chyba mi się podoba...

Poczułam suchość w ustach.

-Rozumiem.

-Miałabyś coś przeciwko, gdybym zaproponowała mu jakieś wyjście we dwójkę?

-Nie. Skąd. Ja i Rye to przeszłość. -Próbowałam być, jak najbardziej wiarygodna w tym okrutnie wielkim kłamstwie.

-Trochę mi ulżyło. -Wypuściła powietrze. -Nie chciałabym wchodzić wam w drogę, więc wolałam z tobą pogadać.

-Tylko wiesz, że on kocha Carmen?

-Dobra, dobra. -Zaśmiała się. -Nie będę przecież go zmuszać. No zobaczy, jaka jestem fajna. -Zaśmiała się.

To był fakt, tylko nie było mi z tego powodu do śmiechu.

-Na pewno Ivy?

-Na bank.

-Myślisz, że jest szansa, żebym pracowała z nim, a nie z Zayn'em?

PO MOIM TRUPIE !

-Spytaj Zayn'a.

-Pewnie się nie zgodzi. A może warto spróbować?

ANI MYŚL !

Wzruszyłam ramionami.

-Może, jak mu powiem, że mi zależy na relacji z Rye'm, to zrobi podmiankę! -Klasnęła w dłonie.

CHYBA GO ZABIJĘ !

-Wiesz, co! Ja jednak poproszę tę herbatkę!

MASZ UCZULENIE NA CYTRUSY, MÓWISZ ...

-Pewnie.

-Poplotkujemy sobie. -Uśmiechała się.

JUŻ SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ !

Poszłam do kuchni. Ze złości stukałam kubkami. Mirra ominęła mnie szerokim łukiem bez słowa. Przyniosłam dwie herbaty do mojego pokoju.

-Kochana jesteś, dziękuję. -Odparła.

UDŁAW SIĘ

-Ivy, zapomniałaś, że nie mogę pomarańczy? -Zaśmiała się, patrząc w kubek.

-Pomyliłam ze swoją, przepraszam! Tu masz owocową z maliną.

Aż taka głupia nie jestem. Nie otruję przyjaciółki! Jest moją przyjaciółką... To dlaczego nie chcę by była z Rye'm? Przecież jest świetny. Pasowali by do siebie. Fakt faktem, jest mocno wrażliwy i ma pozostałości z przeszłości, ale jest bardzo dobrym facetem. Kocha, jak nikt inny. Troszczy się, jak nikt inny się nie zatroszczy. Będzie im razem dobrze. Czuję ból w klatce, moje oczy są przeszklone. Mimo tego, chcę by on był szczęśliwy. Jeśli to ma być Aileen -ok. Jeśli uda mu się z Carmen- w porządku. Powinnam przestać myśleć o sobie. Rye rzadko, kiedy myśli. Powinien trochę się podzielić tą cechą ze mną. Wtedy wyszło by to na dobre i jemu, i mnie.

Aileen została dziś u mnie na noc. Rano przyszykowałam nam śniadanie. Ja poszłam do pracy, a Aileen pobiegła na uczelnię.

Westchnęłam, pchając drzwi do gabinetu.

-Dziś będziesz mi asystować. -Powiedział Zayn, kiedy spotkałam jego wzrok. Siedział przy moim biurku.

-Dlaczego?

-Aileen ma wykłady w czwartki, na rano. Po woli wraca na uczelnię. Dobrze jej to zrobi.

-A Rye?

-Uczelnia.

Zamyśliłam się. Czy to nie ma związku z Aileen i jej myśleniem o Rye'u ? Może coś szepnęła dla Zayn'a? A raczej wybłagała... Znowu poczułam ukłucie zazdrości. Poradzę sobie z tym. Kto, jak nie ja ...

UłamekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz