Na szczęście okazało się, że Mirra leciała innym samolotem. Tak się złożyło, że jej samolot był opóźniony o godzinę, dlatego wyszedł podobny czas startu. Nie odzywała się, że wylądowali bo nie miała zasięgu. Dopiero, kiedy weszła do pokoju hotelowego, dała znać, że jest na miejscu. Ulżyło nam z całą pewnością! To nie jedyna dobra wiadomość dnia. Jon się obudził! Jest słaby, mało mówi, mało je. Nie ma się, co dziwić. Trochę przespał... Odwiedzimy go większą grupą, kiedy trochę się otrząśnie. Na razie musi wypoczywać. A potem nie zawahamy się spytać, kim był tajemniczy wielbiciel Mirry. Nakarmiłam psinę, przebrałam się w dresy i podreptałam do Jacka. Drzwi otworzyła mi narzeczona mojego brata. Wyjaśniła mi wszystko, co powinnam wiedzieć i wyszła. Jak to z reguły bywa, Jack śpi wtedy, kiedy przychodzę. Także mam chwilę dla siebie. Rozsiadłam się na kanapie i włączyłam swój ulubiony serial. Wyprostowałam się zrelaksowana na kanapie. Niespodziewanie usłyszałam płacz dziecka. Aż się wzdrygnęłam i przy okazji zeszłam na przedwczesny zawał. Pobiegłam do Jacka, no w trakcie poślizgnęłam się na dywanie w salonie i wywaliłam się prosto na tyłek, zahaczając łokciami o płytki. Tak, jakiś geniusz pościelił w salonie płytki, zamiast paneli. Zwyzywałam architekta, dekoratora, byłego właściciela i każdego, kogo mogłam obwinić w tamtej chwili za swój upadek. Wstałam obolała i poczołgałam się do pokoju Jacka. Z perspektywy drugiej osoby musiałam wyglądać jak emerytka. Jutro będę, jak emerytka z gratisowymi siniakami. Wzięłam malucha na ręce. Zmieniłam mu pieluszkę, nakarmiłam. Całe szczęście, że jest śpiochem! Mogę odsapnąć. Chociaż, kiedy spojrzałam na zegarek w pokoju malucha, zorientowałam się, że minęła godzina. Czyli prawie godzinę jestem w tym pokoju? Nie możliwe... Jednak chyba możliwe. Nie zdążyłam nawet obejrzeć całej czołówki, jak usłyszałam Jacka.
Jest dziś wyjątkowo niespokojny. Stwierdzam to po jego mimice i ruchach rączek. Ciekawe, czy może mu się teraz coś śnić. Nie oparłam się urokowi niemowlaka i delikatnie musnęłam ustami jego główkę. Wyszłam z pokoju, zostawiając uchylone drzwi do pokoju, na wypadek, gdyby sytuacja się powtórzyła. Kiedy weszłam do salonu, zobaczyłam, że narobiłam więcej szkód, niż sądziłam. Albo tak gwałtownie wstałam, albo nie źle zaryłam w podłogę, bo kawałek dywanu wyślizgnął się spod kanapy. Do tego szurnęłam stolikiem, na którym stał wazon z kwiatami. Woda się rozlała, ale wazon nie ucierpiał.
-Brawo, Ivy. -Westchnęłam i zabrałam się za naprawianie szkód. Najpierw wytarłam stolik. Postanowiłam wyciągnąć spod kanapy cały dywan, żeby na nowo go wsunąć. Okazało się, że jestem większym słabeuszem niż sądziłam. Jakimś cudem przesunęłam o milimetry tę nieszczęsną kanapę i wyciągnęłam z niej jeden z rogów dywanu. Usłyszałam jakiś dźwięk pod kanapą. Zajrzałam pod nią. Nic nie widziałam. Może jakaś zabawka utknęła? Zebrałam wszystkie możliwe siły. Odsunęłam kanapę jeszcze bardziej.
-Kafelek im odpadł? -Szepnęłam zaskoczona. To dlatego kupili dywan? Żeby go zasłonić? To takie nie w stylu Brooka: zakryć, a nie naprawić. Dotknęłam ruchomej części. Podniosłam ją. Szczęka opadła mi chyba na najniższe piętro budynku. Siedziałam przez chwilę nieruchomo. To jakiś schowek? Jest w miarę płasko, no mimo tego sporo tu można schować w szerokości. Rozglądnęłam się po pokoju, jakbym chciała sprawdzić, czy nikt mnie nie obserwuje, nie stoi za mną. Wyciągnęłam tajemniczą reklamówkę. A raczej jej strzępy.
-Telefon Jacka. -Patrzyłam z przerażeniem. Miałam sucho w ustach. Wszędzie poznałabym to etui. Wszędzie! Roztrzęsiona zastanawiałam się, jak odblokować telefon. Czułam, że zawiera więcej odpowiedzi niż sądziłam. Co on tu robi?! Policja nie szukała telefonu, bo była pewna, że wypadł Jackowi z kieszeni, kiedy skoczył z mostu do wody! Całą drżałam. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie dopuszczałam tej najgorszej myśli. Tej, najbardziej mrocznej. Myśli, którą mój mózg starał się zepchnąć w otchłań i zapomnieć o niej na zawsze. Brook? Katy? Rye?! Kto ma z nimi kontakt? Liam! Tylko czemu Rye lub Liam mieli by to trzymać w ich mieszkaniu, a nie w swoim?
Wzięłam kolejną rzecz. Zdjęcia Mirry! Jedno z nich nawet pamiętam. Było robione w ostatnie wakacje! Wtedy wracałyśmy z domówki.
-Nie wierzę! Była śledzona przez cały ten czas!
Postanowiłam nie tracić czasu. Wyciągnęłam z kieszeni swój telefon. Zaczęłam robić zdjęcia dowodów i wysyłać je dla Aileen. Tylko jej w tej chwili ufałam. Przecież siostra nie zabiłaby brata! Zaczęłam jej wierzyć. Wierzyć w to, że Jack został zabity. To wszystko, co miałam przed sobą, to dowody w tej sprawie. Tylko, co ma wspólnego Mirra z Jackiem i tym wszystkim? Miałam kaszkę manną z mózgu.
-Błagam, Aileen! Odbierz! -Wybierałam jej numer po raz kolejny, ale bez skutku. Do oczu podchodziły mi łzy. Czułam przerażenie!
Serce stanęło mi, kiedy usłyszałam płacz dziecka. Ledwo zmusiłam się, żeby do niego pójść. No nie chciałam też zwracać uwagę sąsiadów na to mieszkanie.
-Jak na złość jesteś dziś potwornie niespokojny. -Chrząknęłam bujając go tak intensywnie, że nie zdziwiłabym się, gdyby znalazł się w kuchni. -Błagam! Zrób dobry użytek i zaśnij. Muszę ogarnąć w salonie. -Błagałam go drżącym głosem. Nawet nie wiem, co mam zrobić z tymi rzeczami. Da się kogoś delikatnie spytać: „Zabiłeś/łaś Jacka?" Na samą myśl było mi niedobrze. Musi być jakieś wyjaśnienie. Prawda? Tylko skąd tu telefon Jacka! On go nie spuszczał z oka! Jestem przekonana, że musiał być nim ostatniego dnia życia. A może naleźli to w miejscu jego śmierci? Po, co ktoś z nich miałby to robić? Ivy, myślisz irracjonalnie! Skup myśli.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, kiedy tylko przykryłam niemowlę kocykiem. Miał problem, by zasnąć, więc nie zdążyłam ogarnąć w salonie. Serce mocno mi zabiło. Katy nie brała kluczy. Kiedy Brook miał wrócić, która godzina? Jeśli to ktoś z nich, to już po mnie.
