Ciągle myślę o wczorajszym spotkaniu. Mam mętlik w głowie. Nie mogę dziś spać. Mirra wyjechała z domu dziś o czwartej rano. Jestem zirytowana, bo dochodzi godzina piąta, a ja może na chwilę zmrużyłam dziś oczy! Nie mogę skupić się na malowaniu, na niczym. Wczoraj po powrocie chciałam zrobić obiad, żeby dziś nie musieć gotować i myślę, że z planów nici. Pierwsza sprawa: jak mam powiedzieć im o tym, że to zdjęcie, które znalazła Aileen jest stare, jak świat? Ono jest jeszcze z czasów liceum. Doskonale wiem, kto jest na tym zdjęciu. Tylko, czy mi uwierzą? Czy jestem wiarygodną osobą w ich oczach? Zabolało mnie to, jak Zayn się zachował to, w jaki sposób próbował mnie uszczypnąć. Miałam ochotę porządnie go kopnąć. Z jednej strony czuję się tak, jakbyśmy mieli po piętnaście lat, bo to jest ciut niedojrzałe, a z drugiej myślę sobie, że w odczuciu Zayn'a, właśnie rozpoczyna się między nami wojna. Jeszcze zachowanie Rye'a sprawia mi ból. Zachowuje się tak oschle. Trochę ciężko pogodzić mi się z tym, że wolałby być z Carmen. Po tej domówce naprawdę myślałam, że coś, co było, wróciło do niego. Patrzył na mnie tak, jak sprzed laty. Po zakończeniu naszego związku, ciągle próbowałam się z nim skontaktować. Odblokował mnie na domówce wtedy, kiedy po alkoholu odważyłam się, powiedzieć mu, jak bardzo mnie to zabolało. Wierciłam się. Zegar wskazywał 5:47. Głośno westchnęłam. Moje noce w ostatnim czasie to koszmar. Od śmierci Jacka prawie nie sypiam, a dziś już w ogóle.
Napisałabym chętnie do Rye'a. Ale co mu napiszę? Chciałabym tylko wyjść z nim na spacer i nic nie mówić. Nie musiałby nawet na mnie patrzeć, ani ja na niego. Po prostu się przejść. Przy nim czuję się bezpiecznie i tylko tyle w tej chwili bym chciała. Usiadłam na łóżko. Przeciągnęłam rękę do szlafroku, który leżał na pufie, koło mojego łóżka. Podeszłam do okna. Uchyliłam go. Poczułam chłód i nie zbyt przyjemny, jesienny wiatr. Zaciągnęłam się powietrzem, zakładając na głowę kaptur. Przycupnęłam na krzesło, które było dostawione do biurka. Spoglądałam przez okno na jadące pojazdy. Niektórzy mieszkańcy chyba jadą do pracy. Przyglądałam się mokrej jezdni, spadającym liściom. Pomyślałam sobie, że ludzkie życie wygląda tak samo, jak życie tych liści. Kiedy liście pojawiają się na drzewach, ludzie zachwycają się nimi, dosłownie wtedy, kiedy rodzi się człowiek. Wtedy jest wielkie święto. Potem wszyscy zapominają, o tym, że liście są. Oswajamy się z tym. Przychodzi jesień -liście tak samo, jak ludzie, wzbudzają podziw. Piękne, okazałe. Wytrwały tyle czasu, tyle prób wiatru, deszczu. Uchodzą za silne, gdy jako jedne z niewielu kurczowo trzymają się zmęczonych gałęzi. Do czasu, aż nie nastaje ich czas, by opaść na zawsze. Posmutniałam jeszcze bardziej. Dlaczego Jack postanowił poddać się wiatru i spaść nie doczekawszy nawet „lata"? Czułam wyrzuty sumienia. Tak po prostu, że zdołałam mu pomóc. Przecież gdyby nie to, co wydarzyło się w liceum, wszystko wyglądało by teraz inaczej. Może Jack by żył, bo umielibyśmy pomóc mu na czas? A może nie potrzebowałby pomocy, bo pewne rzeczy nie miały by miejsca? Miałby w końcu nas. Zaczęłam głośno łkać. W piersi czułam rozdzierający ból, który przeszywał moje wszystkie wnętrzności. Czułam kłucie w klatce piersiowej i zaczynało brakować mi powietrza. Wzięłam głęboki oddech mimo, że ta czynność sprawiała mi ogromny ból. Powietrze było tak mroźne, że skojarzyłam je sobie z zimą. Przeniosłam się myślami do zimy sprzed dwóch lat, kiedy śmiałam się do rozpuku z Jackiem, który naprawiał mi auto.
Zamknęłam okno. Poczłapałam do kuchni, żeby wziąć sobie coś do picia. Czuję się bardzo samotna.
Może kupiłabym sobie psa? Może pies zrekompensował by mi wszystkie żale i samotne wieczory? Kiedy w mieszkaniu jest Mirra, nie czuję się tak bardzo samotna. Nawet, kiedy nie rozmawiamy, mam świadomość tego, że jest obok. Ale kiedy wyjeżdża, czuję jakbym nie była sobą. Zmęczone życiem, przerażone dziecko. Schronisko otwierają o ósmej. Akurat. Zjem śniadanie i pójdę.