Dziś jest środa. Jutro wracam na uczelnię. Jestem wyczerpany gonitwą myśli. Ale nie przez studia. Wczoraj spotkałem ojca na mieście. Na szczęście był zdecydowanie za daleko, żebym mógł skopać mu tyłek. To, jak traktował mnie i matkę... To, jak pił po kryjomu i bił moją siostrę... Nie wybaczę mu tego nigdy. Nie wybaczę nikomu, kto skrzywdził lub skrzywdzi moją siostrę. Katy jest dla mnie wszystkim. Nie mogę sobie darować, że musiała trafić do szpitala przez pobicie, żebym się ogarnął i wyrzucił go z domu. Jestem wściekły, że jego koledzy - prawnicy bez trudu zagłaskali tę sprawę. Jestem ciekaw, jakie brudy na nich był skłonny wyciągnąć, że tak walczyli o tego dupka. Robił wrażenie wzorowego adwokata, kochającego ojca oraz męża. A tak naprawdę to sadysta bez uczuć. Jego główne motto, to „po trupach, byle do celu". Chociaż czasem łapię się na tym, że myślę tak, jak on. Kiedy jestem wściekły, mam złe myśli. Np. kiedy Jack skrzywdził moją siostrę byłem gotów zrobić wszystko, żeby tylko nie cierpiała. Jedyną rzeczą, jaka mnie hamowała był fakt, że Jack był dla mnie jak młodszy brat, częściowo ze względu na Aileen. Terapeutka mówi, że to naturalny skutek takiego zachowania. Kiedy rodzic stosuje przemoc wobec dziecka, to jedno – np. moja siostra, staje się być potulne i jakby zależne od innych. Natomiast inne, jak ja -walczy, kiedy nie musi. A teraz czuję jeszcze większą odpowiedzialność za siostrę, kiedy spodziewa się dziecka. Uważam, że Brooklyn jest dobrą partią dla niej. Kocha go, a on ją. Widać, że bardzo się stara, żeby było jej dobrze. Szkoda, że mi nie przysługiwał taki ojciec, jaki będzie Brooklyn dla synka.
-Rye. -Usłyszałem pukanie do drzwi.
-Tak? -Szybko potrząsnąłem głową, żeby odgonić częściowo niedorzeczne myśli.
-Twoja kolej na wynoszenie śmieci. -Carmen uśmiechała się, stojąc w drzwiach mojego pokoju.
-A tak! Totalnie o tym zapomniałem!
-Domyśliliśmy się. -Zaśmiała się, przemykając drzwi do mojego pokoju.
Dziś widzę się z Ivy. Nie mam pojęcia, co ma mi do przekazania. Totalnie nie mam pojęcia. Mam tylko nadzieję, że nie będzie chciała wracać do przeszłości, chociaż na to wszystko wskazuje...
Wyniosłem śmieci i poszedłem na spotkanie z dawną przyjaciółką.
-Hej. -Odparła. Już czekała na mnie w parku. Dziś była taka piękna pogoda, że postanowiliśmy spotkać się na zewnątrz. Ile jeszcze takich pięknych, ciepłych dni nam zostaje? Nie wiele.
-Siema. -Powiedziałem, przytulając ją na powitanie.
-W końcu zgodziłeś się spotkać. -Powiedziała.
-Tak, tylko nie rozumiem, jaki charakter ma to spotkanie.
-Rye. Nie udawaj. Próbuję się z tobą skontaktować odkąd pamiętam. Nadal coś do ciebie czuję, wiesz o tym.
-Ivy. -Przewróciłem oczami. Żałuję, że po waszym rozstaniu, spotykałem się z tobą za plecami Zayna. Wiesz, dlaczego tak było?
-Nie wierzę, że nic do mnie nie poczułeś wtedy.
-Przez krótki czas owszem. Tylko wiesz, że od dziecka moje serce jest zarezerwowane dla Carmen.
-Jakoś nie myślałeś o niej, kiedy dwa miesiące temu spotkaliśmy się na domówce u wspólnych znajomych. -Powiedziała z wyrzutem.
-Mówiłem ci, że nic z nas nie będzie.
-Tego wieczora mówiłeś zupełnie co innego.
-Przepraszam Ivy, no nie kryłem się z tym, że od liceum coś czuję do Carmen. Chyba wszyscy o tym wiedzieli, czyż nie?
-Nie Carmen.
-Mówię ogółem, o was. -Wstałem. -Musimy się pożegnać. Przykro mi, że nic nie wskórałaś, no niestety nie jestem w stanie w żaden sposób ci pomóc.
Odszedłem zdecydowanym krokiem. Zwolniłem, kiedy oddaliłem się na tyle, by móc poczuć się bardziej komfortowo. Byłem zmęczony. Wszystkim. Dzieciństwem, przeszłością naszej ekipy, tym, kim byłem kiedyś i tym, kim jestem teraz. Jeszcze fakt, że Zayn nie ma pojęcia, co zaszło między mną a Ivy krótki czas wstecz. Jestem też przybity tym, że wiem coś, czego nie powinienem.
Wszedłem do domu. Carmen piekła ciasto dyniowe.
-W powietrzu czuć jesień. -Skomentowałem z uśmiechem.
-Patrząc na to, jak wyglądasz: owszem. -Patrzyła zaniepokojona. Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. Aż tak widać, że jestem przybity? -Wszystko ok?
-Tak. Jestem zestresowany powrotem na studia. -Ściemniłem.
-Rozumiem. -Uśmiechnęła się. -Ja też. W tym roku zaczynam pracę też z małymi pacjentami. Dla mnie to wyzwanie. -Zaśmiała się. -Chociaż w kardiologii – mam nadzieję – nie będzie zbyt dużo dzieci.
Patrzyłem, jak krząta się po kuchni, ćwierka o swojej przyszłej pracy, o tym, jakie ma plany na przyszłość. A ja miałem ochotę wykrzyczeć jej to, co mnie w tej chwili dręczyło. Tylko co możesz z tym zrobić... Nawet jeśli powiem, nic to nie zmieni. Może przyniesie tylko chwilową ulgę. I to chyba na tyle. Dla jej bliźniaka też nie mogę powiedzieć pewnych rzeczy. Może połowę powiem jej, a połowę jemu? To śmieszne...
-Chcesz pogadać?
Powiedziałem to na głos? Rozszyfrowała mnie?
-Nie, raczej nie.
-Ok, jak coś to jestem. -Posłała mi uśmiech.
Kiwnąłem głową. Raczej nie skorzystam. Tak myślę. Przynajmniej nie chcę.
-Potrzebuję twojej pomocy. Nie wiem, co mam robić.
B R A W O!
O to chodziło...
Kiedy Carmen obiecała, że to, co powiem zostanie między nami, wtedy opowiedziałem jej historię z Ivy. Była w szoku, że po pierwsze: nic nikomu nie powiedziałem po tej nieszczęsnej domówce.
-Wiesz, co... Przed Zayne'm nie mam tajemnic, a on przede mną, więc fajnie by było żebyś sam powiedział mu o Ivy.
On nie ma przed tobą tajemnic? Oj skarbie, nie wiesz, jak bardzo jesteś w błędzie.
-Dobrze, tylko wymyślę, jak mam to zrobić.
-Wbrew pozorom nie jest to strasznie trudne. Wystarczy się przełamać. Zayn zrozumie.
Idealizujesz swojego brata Carmen...

CZYTASZ
Ułamek
DiversosCzasem jedyne, co na nowo jest w stanie skrzyżować nasze drogi, to śmierć...