Wbiegłam do domu. Na podłodze siedział Rye z Ivy i Mirrą.
-Wyjaśnisz to wszystko? -Odezwała się Mirra, jak tylko mnie zobaczyła.
-Chyba żartujesz! Najpierw odblokuję ten telefon.
-Chyba nie! Masz teraz mówić, co jest grane!
-Jak mam ci to udowodnić nie mając dowodów, które są w telefonie Jacka? -Teraz już krzyczałam do Rye'a. Wszyscy oczekują tylko dowodów i odpowiedzi, a nikt nie chciał mi pomóc. Miałam wrażenie, że niektórzy myślą, że jestem wariatką, kiedy myślałam, że Jack nie zabił się sam.
-Czemu na "pierwszą miłość" wpisałaś Jacka? -Spojrzała mi przez ramię Mirra.
-Kochał sam siebie? -Skrzywił się Rye.
-Nie. To twoja siostra kocha się w Jacku! Ma na jego punkcie jakąś obsesję. Nadal MA! Mimo, że nie żyje!
-Co ty chrzanisz?! -Wkurzył się Rye.
Pokazałyśmy z Ivy wszystkie dowody, do jakich się dokopałyśmy. Musiał przyjąć prawdę do wiadomości. Nie łatwą prawdę. Jego siostra śledziła każdy krok Jacka. Jack podkochiwał się w Mirze, więc po jego śmierci nadal ją śledziła, jakby nigdy nic. Rye siedział z podpartą głową. Nie docierało do niego to, co słyszał. Daliśmy mu chwilę, chociaż to chyba nie za wiele dało. Mirra w panice zaczęła się pakować, Ivy ją rozpakowywała, a ja podawałam lek na uspokojenie dla Rye'a, a potem dla Mirry. Cyrk na kółkach z wariatami i morderczynią w roli głównej. Moje życie to jakiś żart... Późniejszym wieczorem, zadzwoniła Carmen i wypiszczała w słuchawkę, że Mirrę śledzi Katy. Jon zdołał jej wystukać rysikiem na tablecie imię osoby, którą wtedy zobaczył przed blokiem. W końcu zwołaliśmy całą ekipę. Trzeba było zagrać w otwarte karty i jakoś to rozwiązać. W końcu ustalić plan działania. Dla brata Katy jest to jeden z najtrudniejszych momentów... Ma tylko ją.
Siedzieliśmy przy pizzy w naszym salonie. Ustaliliśmy, że pójdziemy do innego prawnika niż tata Rye'a. Kto by chciał wpakować własną córkę za kraty? Chociaż fakt faktem- boimy się go. Z tego względu, że jest mocnym przeciwnikiem. Jednym z lepszych w tym mieście i na każdego znajdzie najmniejszy haczyk i powiększy go tak, żeby wyszło, że to ty jesteś winny.
-Nie mogę uwierzyć, że to może być moja siostra. -Myślał głośno Rye.
-Rye, musisz znaleźć hak na własnego ojca, żeby nas nie pogrążył. -Powiedział Zayn. -Jeśli to faktycznie twoja siostra to zrobiła...
-Może ja najpierw z nią porozmawiam?
-Pewnie Rye, powiedz, że wszyscy wiemy! -Oburzyłam się.
-Chcę spytać, czy to prawda. Mi powie.
-Rye, ona nie powiedziała ci tego przez cały ten czas. Teraz miałaby ci się zwierzać, jakby nigdy nic? -Ivy patrzyła na niego, jak na wariata.
-Ciężko mi przyjąć do wiadomości, że nie widywałbym swoją siostrę...
-Co ty nie powiesz? Ona przynajmniej żyje. -Powiedziałam. Starałam się zrozumieć, dlaczego ją chroni, a z drugiej strony: ona jest nieobliczalna! W tej chwili nie był bezpieczny ani jej syn ani Brooklyn!
-Siadaj tu i szukaj haki na swojego ojca. -Carmen podała chłopakowi laptop.
Rye zatrzasnął klapę laptopa, wstał gwałtownie i wyszedł z pokoju. To dla niego nie łatwe.
-Nie wierzę, że to mówię... -Powiedziała Ivy. -Carmen, tylko ty go zdołasz przekonać...
-Nie, dajcie spokój, to nie w porządku.
-Jeśli coś się stanie mojemu bratankowi, to wy będziecie za to odpowiadać. -Powiedziała stanowczo.
-Przecież to też siostrzeniec Rye'a! -Burknęła Mirra.
-Ja nie rozumiem, o co ta spina. Bierzemy to wszystko, co mamy i idziemy na policję. -Odezwał się Mikey. -Jeśli Rye ją uprzedzi, to co nam po tych dowodach? Ona już wykombinuje, co trzeba żeby się wybielić. Z kolei ojciec też może jej pomóc. A myślicie, że Brooka nie zdąży urobić? Marnujemy tu czas, ludzie.
Mikey brzmiał bardzo przekonująco. Postanowiłam pojechać na komisariat, biorąc z Ivy wszystkie dowody, jakie miałyśmy. Trochę się naczekałyśmy, no udało się nam dostać do jednego z posterunkowych, który znalazł mojego brata nad rzeką. Obiecał nam, że przejrzy raz jeszcze dowody i zajmie się sprawą. Oby tak było. Nie przywrócę Jackowi życia, no przynajmniej osoba, która powinna ponieść konsekwencje -poniesie je. Postanowiłyśmy coś przegryźć z Ivy. Zajechałyśmy do restauracji. Nie wiem, ile siedziałyśmy na komisariacie, ale ten kawałek pizzy ledwo był odczuwalny. Jeszcze jak czekałyśmy na jedzenie prawie godzinę, to zrobiłyśmy się naprawdę głodne.
Wróciłyśmy do domu. Panowała absolutna cisza mimo, że byli wszyscy oprócz Rye'a.
-Co się dzieje? -Spytałam.
-Ojciec Rye'a nie żyje. Chwilę przed wami zabrała go policja. -Powiedziała Mirra.
-Wracamy. -Odparła Ivy, chwytając w dłoń płaszcz, który ledwo, co powiesiła na wieszak.
Cała grupka ruszyła za nami w stronę swoich samochodów.