Perspektywa Jona

11 1 0
                                        


Byłem dziś w siódmym niebie. Wczorajsze spotkanie z Carmen było idealne. Zabrała mnie do restauracji swojego przyjaciela. Rozumiem to, chciała czuć się bezpiecznie. Carmen myśli, że ja nie wiem o tym, że przyjaźni się z Rye'm? I o tym, że oboje kiedyś trzymali z Jackiem? Wiem więcej niż sądzi. Nie rozmawialiśmy wczoraj o Jacku ani o żadnym z jej przyjaciół, których znam z opowieści Jacka. Poczekam, aż spyta. Mam mieszane uczucia, czy spotkała się ze mną po to, żeby o niego wypytać, czy po to, żeby spędzić ze mną czas, bo jest zauroczona moją osobą. Dlatego będę cierpliwy i poczekam na rozwój wydarzeń. Jak to działa? Wokół mnie jest tyle fajnych dziewczyn, które chcą się umówić, a ja już od roku „poluję" na Carmen. Nie powiedziałbym, że byłem w bliskiej relacji z Jackiem, ale wiem, co nie co. Nie miałem odwagi zagadać Carmen, ale za to dużo się dowiedziałem od Jacka, który nabijał się z mojej nieśmiałości akurat wobec niej! Rozmawialiśmy dużo, kiedy naprawialiśmy auta. Kilka razy wyskoczyliśmy na piwo. Mimo wszystko nie nazwałbym go przyjacielem. On mnie pewnie też nie. Wiem, że Jack od krótkiego czasu podkochiwał się w jednej ze swoich przyjaciółek. Ma na imię Mirra. Wysyłał jej przez dłuższy czas wiadomości SMS-owo, mailowo. Dla mnie to trochę straszne... Takie anonimowe wiadomości. Co lepsze! Miał w planach wysyłać jej do domu. Odradzałem mu to. Jakbym takie liściki dostawał, to bankowo nie wyszedłbym z mieszkania. Fajnie i słodko to wygląda, kiedy chodzi się do tej samej szkoły i dostaje liściki tylko i wyłącznie do szafki. Ale jak się jest dorosłym i dostaje wiadomości do skrzynki? Trochę przerażające... A nawet bardzo.

„Świetnie się wczoraj bawiłem! Musimy to powtórzyć!" -Wystukałem wiadomość do Carmen i zabrałem się za naprawę jakiegoś ledwo jeżdżącego złomu. Mieliśmy z Jackiem otworzyć własną firmę. Westchnąłem głośno. Też chciałbym wiedzieć, co się działo w jego życiu, że teraz nie ma go tu obok mnie. Spojrzałem w bok, w stronę przebieralni. Odczekałem chwilę, jakby w nadziei, że zaraz wyjdzie i zacznie rzucać swoimi mało śmiesznymi sucharami. Śmieszyły tylko dlatego, że były najbardziej kiczowatymi żartami, jakie ktokolwiek, kiedykolwiek wypowiedział na głos. Nawet Jack był tego zdania. Zacząłem intensywnie myśleć. Wiem, że Jack był z kimś na ognisku, przed swoją śmiercią. Udostępnił relację. Z kim chciał się pożegnać? Z kim tam był? Dlaczego nie było tam jego bliskich? Nie byli dla ciebie na tyle bliscy, Jack? Westchnąłem po raz kolejny. Zerknąłem w telefon. Na ekranie pojawiło się powiadomienie o nowej wiadomości.

„Chętnie się z tobą spotkam!" -Odpisała na moją wiadomość. Mój uśmiech sięgał od ucha do ucha. A nawet bym ośmielił się o powiedzenie „od kącika oczu do kącika". Tak to ja mogę pracować. Tylko muszę odpisać koleżance Carmen, że się z nią nie spotkam. Ściga mnie o spotkanie już przez dłuższy czas. Spotkałem się z nią, ale ta randka to jakiś niewypał. Najgorsza, na jakiej byłem. Niby studiuje medycynę, niby z pozoru to „górnolotny" kierunek. Ale z tą dziewczyną nie da się rozmawiać na normalne tematy! Inaczej: nie da się rozmawiać na żadne. Ona wie tylko to, co nauczy się na zajęcia. I tyle. Nie ma pasji, nie można porozmawiać z nią o książkach, podróżach, sporcie. Nie wiem... o animal planet! Odpowiada tylko „nie wiem", „może", „nie sprawdzałam". Nie doda: nie czytałam, ale chętnie posłucham, dowiem się, doszkolę. COKOLWIEK, NO BŁAGAM! Marzyłem o tym, żeby stamtąd jak najszybciej uciec. Nie mam pojęcia, jak Carmen się z nią dogaduje. Jak ktokolwiek się z nią dogaduje!

Po skończeniu pracy pojechałem do sklepu, żeby zrobić zakupy na wieczór. Mieszkam z niepełnosprawną babcią. Jej niepełnosprawność objawia się w tym, że ma problem z poruszaniem się na nogach. Rodziców nie mam. To znaczy: matki nie poznałem. Umarła po moim porodzie i zajęła się mną jej mama. A jaki jest ojciec? Chyba powinienem spytać Mikey'a, czy wywiązywał się z roli tatusia. Mikey pewnie o niczym nie ma pojęcia... A nawet gdyby wiedział. Co miałby powiedzieć? „Siema brat! Jak się trzymasz?". Chociaż rodzice mu raczej nie przekazali informację o istniejącym, młodszym bracie. Po za tym to moja mama wcięła się w ich rodzinę, przy okazji będąc ich wspólną przyjaciółką z czasów szkolnych. Nie ma się czym chwalić, ja to wiem. Dlatego poniekąd trochę czuję się winny za jej zachowanie. Nie znałem swojej matki, nie było mi dane poznać. No stawianie jej winnej w moich oczach, pomaga mi pogodzić się z faktem dorastania bez rodziców.

Wyszedłem ze sklepu. Jechałem uliczką prowadzącą do mojego domu. Minąłem Mirrę. Nic dziwnego. Mieszkaliśmy kilka metrów od siebie. Ja w kamienicy, ona w bloku. Jack kiedyś się chwalił, że często tędy wraca do domu, nawiasem mówiąc: Mirry mieszkanie było totalnie nie po drodze! Zaśmiałem się na to wspomnienie. Minąłbym ją, gdyby nie fakt, że dostrzegłem, jak ktoś za nią idzie. Zatrzymałem się kawałek dalej i szybko wysiadłem. Chciałem, mieć pewność, że dotrze bezpiecznie. Przyśpieszyłem tak, żeby być przed osobą, która ją śledziła.

-Śledzisz mnie? -Krzyknęła.

-Nie odwracaj się, ktoś za tobą szedł. -Szepnąłem dyskretnie.

-Żartujesz ze mnie Jon?

-Zaufaj mi. -Wyszeptałem i ująłem jej dłoń. -Nic nie mów.

Odprowadziłem ją do klatki. Zerknęła przez moje ramię.

-Naprawdę ktoś za mną szedł?

-Nie kłamię, słowo.

-I ja nic nie zauważyłam? Boję się... -Szepnęła, patrząc niespokojnie.

Przytuliłem ją, na co się wzdrygnęła. Znaliśmy się z widzenia i to tyle. Ani razu nie przedstawiliśmy się sobie, nawet nie uścisnęliśmy swoich dłoni na powitanie. Po prostu wiedzieliśmy o swoim istnieniu i to tyle. Tyle, że ona nie wiedziała, że wiem o wiele więcej o niej, niż ona o mnie. Chociażby to, że przyjaźni się z Carmen.

-Ten uścisk to prowizorka. Napisz, jak wejdziesz do mieszkania i zamkniesz drzwi na klucz.

Posłusznie kiwnęła głową, podziękowała mi. Szybko spisała mój numer telefonu i wbiegła do klatki schodowej. Po krótkiej chwili napisała: „jestem". Zaczekałem chwilę i odszedłem. Wsiadłem w auto. Po drodze nikogo nie spotkałem, więc uznałem, że ta osoba już więcej tego dnia nie wróci. Jechałem do domu. Zacząłem sklejać to, kim była ta postać. Żałowałem, że podbiegłem do Mirry. Mogłem odkryć, kim jest ta postać. Chociaż w tamtym momencie bałem się o nią i wolałem zapobiec sytuacji. Skąd wiadomo, po co ten ktoś ją śledzi. Może chce zrobić jej krzywdę? Wróciłem do domu. Przygotowując kolację dla babci, dalej rozmyślałem próbując skleić wątki i fakty.

Ja chyba wiem, kto to był! Wiem, kto ma taki chód! Jeśli mam rację, to po co śledzić Mirrę? Jaki był w tym cel? Serce zabiło mi mocniej. Poczułem się jak Sherlock Holmes. Tyle, że był ze mnie marny detektyw. Myślałem o chwili, aż Carmen zapyta mnie o Jacka. Mogę jej tyle powiedzieć! Ale nie mam pewności, co ona oczekuje i co myśli... Trochę boję się tego, że jestem pionkiem, drogowskazem prowadzącym do celu. Ona naprawdę mi się podobała od dłuższego czasu. Boję się odrzucenia. Dlatego inwestuję w krótkoterminowe związki, które do niczego nie prowadzą. Nie wiem, jakby było tym razem. No wiem, że byłbym w stanie zaryzykować i się postarać. Dla niej.

„Carmen. Coś mnie gryzie- odnośnie Jacka. A ktoś przed chwilą śledził Mirrę! Ja chyba wiem, kto to jest. Spotkajmy się możliwie, jak najszybciej!"

Nie wytrzymałem i wsiadłem w auto. Przejechałem się po okolicy. Miałem zamiar zajechać do Carmen. Wiedziałem, gdzie mieszka. Ale ona nie wiedziała, że ja wiem. Chciałem być blisko jej domu na wypadek, gdyby zgodziła się spotkać. Nie była głupia, więc na pewno nie podałaby mi swojego adresu zamieszkania.

-Co robisz? -Przyłapałem na gorącym uczynku. Ta osoba wrzucała coś do skrzynki Mirry i Ivy. Zaskoczyłem tajemniczą postać, zachodząc ją od tyłu.

Najwidoczniej umiem nie źle nastraszyć. Widziałem parę oczu wpatrującą się we mnie jak w widmo.

-Wiedziałem, że to ty. -Wyszeptałem.  

UłamekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz