Kierował mój brat, Zayn. Koło niego siedział jeden z jego najlepszych przyjaciół. W samochodzie panowała totalna cisza. Patrzyłam na spadające liście. Czułam się przytłoczona i mimo wewnętrznego bólu nie byłam w stanie płakać.
Dojechaliśmy na miejsce z lekka spóźnieni. Zayn wziął wieniec. Podeszliśmy w miarę blisko, by widzieć naszego dawnego przyjaciela. Mocno objęłam jego siostrę, nawet nie witając się z obecnymi np. z nią czy jej rodziną. Odkąd skończyliśmy liceum, minęły cztery lata. Kiedy to zleciało? Czemu tak łatwo odpuściliśmy -jak się nam wtedy zdawało -trwałą przyjaźń?
-Wybrałam to zdjęcie. -Wskazała palcem zapłakana siostra zmarłego. -Bo nienawidził tego zdjęcia. Ja uwielbiam.
Rodzina zmarłego postanowiła, że nie urządzi stypy. Śmierć Jacka była potwornym ciosem i koszmarnym snem, z którego nie ma możliwości się wybudzić. My, żyjący nie mogliśmy...
-Chodźmy ogrzać się przy herbacie. Jest potworny wiatr. -Wyszeptał Rye, przytulając Aileen.
-Idźcie beze mnie. Muszę zostać sama. -Otarła łzy.
-Możemy zostać z tobą. -Odezwała się Ivy.
Pokręciła przecząco głową.
Uszanowaliśmy jej prośbę, chociaż nie było łatwo zostawić ją samą.
Usadowiliśmy się w kawiarni.
-To było nasze ulubione miejsce. -Powiedział smutno Mikey.
-To prawda. -Mruknęła Mirra.
-Nie mogę uwierzyć, że Jack się zabił. -Smarkała Ivy. -Mam nadzieję, że Brooklyn to jakoś zniesie.
Wszyscy zgodnie kiwnęliśmy głowami. Brooklyn to młodszy o dwa lata brat Ivy. Od dziecka przyjaźnił się ze zmarłym Jackiem. Myślimy, że przeżywa śmierć podobnie do siostry Jacka i jego rodziny.
-Dlaczego to zrobił? -Westchnęłam. -Brook nic nie wie?
-Nie. Obwinia się, że nic nie zauważył. -Powiedziała Ivy.
-Chyba tak będzie przez pewien czas. -Zabrała głos Mirra.
Zayn milczał w zamyśleniu, wpatrując się w menu.
Mirra wpatrywała się w spadające krople deszczu, które stawały się co raz głośniejsze, uciążliwe. Jak się wsłuchiwało w odgłos kropli uderzających o szybę, miało się wrażenie, że te krople to tak naprawdę miecz, który przenika głęboko w ludzkie ciało.
-Państwa zamówienie. -Prawie wszyscy podskoczyliśmy, kiedy na stół wylądowała pierwsza partia zamówienia.
-Czekolada z wiśniami?
Podniosłam dłoń.
-Herbata z malinami i cytryną?
Ivy bez słowa wyciągnęła rękę do herbaty.
-Herbata z imbirem ?
-Moja. -Westchnął Mikey.
Kelnerka wróciła z resztą zamówienia. Przed Mirrą postawiła kubek gorącej czekolady z rozgrzanymi malinami, a mój brat i Rye wzięli do rąk podwójne espresso. Podziękowaliśmy.
-Jak się dowiedziałaś o pogrzebie? -Spytałam Mirry, z którą zdawało by się, nikt z trójki dziewczyn, nie ma kontaktu od po nad trzech lat.
-Mieszkam z Ivy, więc ja od niej. -Powiedziała Mirra.
-Mieszkasz z Ivy? -Zdziwiłam się.
-To straszne, że nie wiemy nawet, kim się staliśmy... Jak mija nam codzienność, jakimi teraz jesteśmy ludźmi. -Zamyślił się Rye. Wziął łyk kawy, a potem powiedział – Za dwa dni idę na uczelnię. Czeka mnie ostatni rok na prawie.
Ivy wydawała się być zaskoczona.
-Czemu ciebie to tak dziwi? -Spytałam.
-Rye nie chciał iść w ślady ojca.
-Mam nowy plan. -Uśmiechnął się słabo. -Udowodnię, że przestawia pionki pod swoje dyktando.
-Czyli zemsta jest motywacją. -Wyszeptała.
-Na początku tak. Potem polubiłem ten zawód.
-To skoro już zaczęliście mówić... -Uśmiechnął się Mikey, udając nieśmiałość. -Jestem kucharzem.
-Daj namiary, wpadnę zjeść za free. -Uśmiechnęła się Mirra.
-Ma się rozumieć. -Uśmiechnął się.
-Ja studiuję zarządzanie i pracuję w firmie ojca. Kontynuował Zayn.
Jak na razie tylko Zayn nie zmienił planów dotyczących kariery zawodowej.
-Skończyłam Akademię Sztuk Pięknych. Na razie szukam pracy, maluję i sprzedaję obrazy. -Powiedziała Ivy, na co Mikey otworzył usta, a Rye patrzył z podziwem.
-A ty? -Zagadnęłam Mirrę.
-Jestem stewardessą.
-Ekstra! Podróże za free! -Wykrzyknął Mikey.
-Można tak powiedzieć. -Uśmiechnęła się, dmuchając w gorącą herbatę.
-A ty? -Spojrzała na mnie Mirra. -Nadal marzenia o pediatrii?
-Kardiologia! -Wyprzedził mnie mój brat. -Będzie leczyć moje serce, żebym nie zszedł za zawał patrząc na nowych pracowników w firmie ojca, którzy ledwo, co włączają komputer.
Zaśmialiśmy się na tę myśl.
-W takim razie już wiem, u kogo będę robić szczegółowe, okresowe badania. -Podtrzymała myśl Mirra.
Siedzieliśmy w kawiarni dobre dwie godziny. Brakowało tylko Aileen. Czasami przyłączali się do nas Jack i Brooklyn. Kiedy tak rozmawialiśmy, poczułam się jak nastolatka. Przez chwilę udało nam się zapomnieć o tym, co nas skłoniło do przyjechania tu i do tej rozmowy. Może właśnie śmierć Jacka musiała nam otworzyć oczy? Nie dość, że po raz ostatni widzieliśmy się z zakończeniem liceum (nie wliczając jednego wypadu na wspólne wakacje, na których spooooroooo się wydarzyło...), to jeszcze podzieliliśmy się na grupki i ograniczyliśmy się tylko do wybranych osób z ekipy. Okropnie bolesne...