Ze wstrętem wpatruję się w boczne lusterko radiowozu. Mam nałożoną tak zwaną tamponadę, wiem dziwnie brzmi, ale tak powiedział lekarz. Nastawili mi nos, dzięki Bogu, że nie na żywca, bo tak to bym chyba zemdlała. Jest to tak jak to profesjonalnie nazwali złamanie nosa bez przemieszczenia[1]. Wyglądam okropnie, już nie wspominając o moim nosie, oczy mam podkrążone spowodowane brakiem snu, włosy w nie najlepszym stanie, ubrana w byle co - dobrze, że policjant przypomniał mi, że mam na sobie piżamę, inaczej wyszłabym w tym co byłam.
- Na pewno nie chcesz złożyć skargi na niego? - jestem sama w samochodzie z młodszym policjantem, który przedstawił mi się jako Dave. Ten starszy wezwał nowy radiowóz i w nim zawiózł Nathan'a na komisariat.
- Na pewno - mówię słabym głosem. Moje plecy bolą okropnie, tak samo jak ramiona i ledwo co mogę usiedzieć na miejscu. Zegarek wskazuje godzinę 3:05. W szpitalu musieliśmy czekać kilkanaście, bądź kilkadziesiąt minut aż mnie obejrzą, gdyż akurat w tym samym czasie był jakiś wypadek i było duże zamieszanie. Dobrze, że to wytrzymałam.
Dave jest bardzo miły, sam wymyślił to, żeby zawieść mnie do lekarza, aby sprawdził mój nos. Nigdy nie pamiętam, żeby policjanci aż tak przejmowali się losem poszkodowanych.
Kiwa głową, sądząc, że powinnam postąpić inaczej, ale ja nie mogę.
- Czy to był pierwszy raz? - pyta zapewne o to jak Nathan się zachował.
- Tak.
- To twój chłopak? - dalej mnie wypytuje z czystej ciekawości.
- Nie.
Czy on odetchnął z ulgą? Najwyraźniej się przesłyszałam.
Po kilku minutach, gdy dojeżdżamy pod mój blok, żegnam się z nim i wychodzę z pojazdu.***
Opierając się o szafkę, wydarzenia sprzed prawie dwóch godzin powracają do mojej pamięci, ukazując to z perspektywy innej osoby, tak jakbym oglądała tę scenę z boku. Na swojej skórze czuję ponownie każdy ból, który mi zadał. Na ramionach zostały odbite kształty jego dłoni, już niedługo powstaną z nich okropne siniaki, moje plecy są obolałe, jeden z policzków mam bardziej zaróżowiony z powodu jego ciosu. Jak ja mogłam mu na to pozwolić? Ach, no tak, jestem słaba, ale przynajmniej próbowałam coś zadziałać z tym gazem pieprzowym, ale oczywiście walnęłam się w nogę szufladą.
'... jesteś nikim! Nikim! Rozumiesz to?', rozbrzmiewa w mojej i tak już bolącej głowie.
'W sumie nawet nie wiem dlaczego z tobą chodziłem. Ach już pamiętam. Byłaś nawet dobra w łóżku.'
Nawet nie wiem kiedy z moich ust wydobywa się zduszony okrzyk, a po moich policzkach spływają łzy.
Przytrzymuję się ściany, żeby z tego wszystkiego nie upaść i idę do swojego pokoju. Padam twarzą na łóżko, uważając na tę całą tamponadę. Nie mogę się nawet położyć na plecach. Jestem nikim, tak jak powiedział to Nathan.***
*perspektywa Megan*
- Nadine, dlaczego nie odbierasz? Martwię się o ciebie. Nie odzywasz się od kilku dni, to do ciebie niepodobne - zostawiam jej kolejną wiadomość głosową. Od czterech dni nie daje znaku życia. Najdłuższy czas przez jaki nic do mnie nie pisała (nie licząc oczywiści mojego szlabanu, który swoją drogą niedawno mi się skończył, nie licząc zabranych kluczyków od samochodu) to 2 dni, nie wchodziła nigdzie, bo zepsuł jej się telefon, ale szybko go naprawiła, bo nie mogła bez niego żyć.
A jak coś jej się stało? Ciekawe czy przez ten czas pisała z Harry'm? Może on coś wie.
Piszę do niego, choć wiem, że i tak mnie nie odnajdzie wśród fanek, piszących mu głupie wiadomości na dm.@littlet0mlinson: masz jakiś kontakt z Nadine? pisała z tobą ostatnio?
Odkładam telefon i przez najbliższe kilka minut zajmuję się czymś innym, między innymi odrabianiem lekcji. Gdy już całkowicie o tym zapominam dostaję powiadomienie o wiadomości na dm od Harry'ego.
@Harry_Styles: o to samo miałem się ciebie zapytać :) do ciebie się też nie odzywa?
Nawet nie marzyłam, że mi odpisze.
@littlet0mlinson: yup
@Harry_Styles: czy to dla niej normalne? że znika na kilka dni?
@littlet0mlinson: właśnie nie, martwię się o nią
@Harry_Styles: nie możesz pojechać do Nadine i sprawdzić co z nią?
@little_t0mlinson: gdybym mogła już dawno bym tam pojechała
@littlet0mlinson: szlaban mi się skończył, ale rodzice nie oddali mi kluczyków do auta i nie puszczają mnie nigdzie, nie ufają mi tak jak wcześniej
@littlet0mlinson: mogłabym znowu uciec, ale nie chcę aż tak bardzo ryzykować
@Harry_Styles: mam pomysł co zrobić
@littlet0mlinson: jaki?
@littlet0mlinson: ej no
@littlet0mlinson: dzięki -,-
***
*perspektywa Nadine*
Dzięki Bogu przez ostatnie dni nie musiałam iść do pracy, bo przed przeprowadzką Vanessa dała mi wolne. Oczywiście w sobotę - czyli pojutrze, będę musiała pojechać do nich i się pożegnać.
Dlaczego tyle się na mnie zwala? Czym zawiniłam? Może zrobiłam coś w poprzednim życiu złego i teraz cały świat się na mnie mści?
Oczy mam opuchnięte od ciągłego płaczu i dlatego wszystkie rolety w domu zasłoniłam, żeby światło się przez nie nie przedostało. Nawet nie wiem kiedy nastaje noc czy dzień, po prostu śpię kiedy chcę. Sprawdziłam tylko jaki jest dzisiaj dzień - czwartek.
Aktualnie siedzę zwinięta w kłębek na kanapie. Nie dotykam oparcia plecami, gdyż bolą mnie cholernie mocno, bardziej niż pierwszego dnia. Praktycznie w ogóle nie zmieniam swojego położenia, ewentualnie wtedy, gdy chcę mi się do łazienki, albo głód jest nie do wytrzymania. Muszę oszczędzać jedzenie w lodówce, gdyż nie jestem w stanie kupić nowych produktów, nikt nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Nos mnie praktycznie nie boli, a nawet nie wiem ile trzeba nosić tę tamponadę, lekarz nic nie mówił, albo to ja nie pamiętam. Ale na wszelki wypadek nadal ją mam.
Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Ogarnia mnie przerażenie na myśl, że to Nathan. Nie, to nie on, pewnie nadal go przetrzymują w więzieniu, przynajmniej mam taką nadzieję. Mimo bólu w plecach, podnoszę się.
Ktokolwiek to jest, nie otworzę mu, ale sprawdzić nigdy nie zaszkodzi. Spoglądam przed wizjer i zamieram.
Co Harry tutaj robi? Moje i tak już zmęczone serce zaczyna bić szybciej. Wie pod jakim adresem mieszkam, ale przecież nie zna numeru mojego mieszkania. Może mu otworzę? Przecież to Harry.
Przekręcam zamek w drzwiach i uchylam drzwi.
Żałuję tego, bo wyglądam beznadziejnie. Nieumyte włosy, brudne ciuchy, opuchnięte oczy.
- Nadine - oddycha z ulgą tak jak to zrobił Nathan, a mnie przeszywa dreszcz przerażenia. - Martwiłem się o ciebie.
Tego już nie powiedział.
Ulga znika z jego twarzy, a pojawia się zmartwienie.
- Co ci się stało?
Nie słucham go, tylko pytam:
- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - mój głos jest ochrypły, od nieużywania go.
- Twój miły sąsiad mi powiedział. Na początku był podejrzliwy, ale w końcu to z siebie wydusił - odpowiada. - Wpuścisz mnie?
Kiwam głową i uchylam szerzej drzwi, a następnie zamykam je za nim.
Nieświadomie opiera się o szafkę w tym samym miejscu, gdzie ja, gdy przyszedł Nathan. Ponownie się wzdrygam, a moje oczy pieką od powstrzymywanego płaczu.
- Kto ci to zrobił?
Już mam odpowiedzieć, że uderzyłam się w drzwi, ale on mi przerywa.
- Nie chodzi mi o przedmiot, bo to wygląda na robotę jakiejś osoby - wskazuje na nos. - Kto to był?
Kręcę głową na boki jak opętana, powstrzymując się przed wypowiedzeniem tego imienia, a po moim policzku spływa pierwsza łza.
- Ci... - przytula mnie do siebie, a ja przypominam sobie dłonie Nathan'a na moich ramionach. - Jak nie chcesz nie musisz mówić.
W jego ramionach drżę, przez wspomnienie tej sytuacji w której w roli głównej brał udział Nathan.
- Chodź, zaopiekuję się tobą.[1] wszystko wyczytałam w google i nie wiem czy jest dobrze, a ja się na tym nie znam )
______
Jeśli spodobał ci się rozdział daj gwiazdkę/napisz komentarz :)
