11. Rysa na szkle

71 2 0
                                    

Sophia


Kiedy Scott zjawił się pod teatrem, zrozumiałam, że nie mam wyjścia. Wziął mnie z zaskoczenia, w dodatku w obecności Castora, co było niegłupim posunięciem. Spanikowałam i uległam, choć najchętniej skorzystałabym z propozycji mojego nowego nauczyciela muzyki, mimo że niewyobrażalnie mnie wkurzał.

Mieszkanie, w którym nie było mnie zaledwie kilka dni, wydawało mi się obce. Czułam, że nie należę już do tego miejsca, choć nie zmieniło się w nim niemal nic. Podejrzewałam, że Scott najął kogoś do sprzątania, bo sam nie tykał się prac domowych, co zwykle tłumaczył brakiem czasu i zmęczeniem. Zazwyczaj sprzątałam ja, choć kilkukrotnie proponował mi, że zatrudni kogoś do pomocy. Ale ja należałam do osób, które nie lubiły, gdy ktoś obcy narusza ich przestrzeń. Wolałam układać wszystko po swojemu, według własnego ustalonego porządku.

W salonie było tak nieskazitelnie, że niemal bałam się naruszyć tę sterylną czystość, nie splamić idealnej powłoki, która była jak ta powłoka chroniąca drugie oblicze Scotta.

- Porozmawiajmy wreszcie, proszę.- rzekł cicho, niemal szeptem. Nie odzywałam się do niego przez całą drogę, trochę ze strachu, a trochę dlatego, by nie popełnić żadnego głupstwa.

Usiadłam na zimnej, skórzanej kanapie, a on zajął fotel ustawiony pod jej skosem. Złączył dłonie i pochylił głowę, po czym uraczył mnie przenikliwym spojrzeniem pełnym zagadek. Czułam się tak, jakbym była na jakimś przesłuchaniu, albo na sesji z psychoterapeutą. Tak bardzo nie chciałam tu być, ale wiedziałam, że muszę.

- Mam nadzieję, że nie podjąłeś tej decyzji zbyt pochopnie i przemyślałeś sobie to i owo.- odparłam bez emocji. Szczerze wątpiłam w to, że Scott zadręczał się tak bardzo jak ja. Spodziewałam się, że nie usłyszę z jego ust niczego nowego. On już z góry postanowił sobie, co zrobi i nie zamierzał zmieniać zdania. Powstrzymał się jedynie przez te kilka dni, by dać mi szansę na pobycie samej z moimi myślami i wyciszenie emocji. Gdyby tylko miał pojęcie, jak trudne było dokonanie tego drugiego, nie porwałby się na tę próbę.

W jego oczach dostrzegłam skruchę, ale nie wiedziałam, czy mogę mu wierzyć. To był już przecież kolejny raz.

- Sophia, nawet nie wyobrażasz sobie, co przeszedłem przez te kilka dni.- wyznał drżącym głosem. Coś ukłuło mnie od środka, ale nie było to uczucie żalu. Nie potrafiłam go żałować, choć może naprawdę było mu ciężko. Nie musiałoby tak być, gdyby potrafił zapanować nad swoją agresją.

- A czy ty wyobrażasz sobie, co ja przeszłam, czy raczej przez co wciąż przechodzę? Żyję ze świadomością, że mój facet kompletnie nie umie panować nad emocjami i w ich przypływie jest w stanie podnieść na mnie rękę. To nie powinno się nigdy wydarzyć, Scott. A może dobrze, że się wydarzyło? Może to, że ukazałeś mi teraz swoją prawdziwą twarz, uchroni mnie przed straceniem kilku kolejnych lat?- zasugerowałam, obserwując jego reakcję. Sama nie wiedziałam, skąd wziął się u mnie taki przypływ śmiałości, ale pewne było to, że nie chciałam znów być ofiarą. Nie chciałam wysłuchiwać, że to wszystko to moja wina, więc muszę wziąć za to teraz odpowiedzialność. Nie chciałam znów cierpieć, uwięziona między prawdą a fałszem.

Po twarzy Scotta przemknął dziwny cień, który napawał mnie niepokojem. To, czego mogłam się spodziewać, było jedną wielką niewiadomą.

- Nie mów tak, skarbie. To, co czuję teraz wobec siebie, i tak jest wystarczającą torturą. Nie patrzę w lustra, bo mam ochotę je rozbić. Brzydzę się sobą i tym, co zrobiłem. We wtorek, kiedy wróciłem do pustego mieszkania i zrozumiałem, że przeze mnie być może nigdy już cię w nim nie zastanę, miałem ochotę się zabić. Tylko jakiś cień nadziei powstrzymał mnie od zeskoczenia z balkonu. Wyłem chyba przez całą noc, siedząc na podłodze w sypialni. Patrzyłem na puste łóżko i uświadomiłem sobie, że mogę już nigdy cię nie dotknąć, nie przytulić się do ciebie, nie usłyszeć, jak nucisz, przygotowując śniadanie, ani ukradkiem obserwować cię, jak tańczysz przed lustrem. Kurwa, zrobiłbym wszystko, żeby cofnąć czas. Nienawidzę się tak bardzo, że nie byłabyś w stanie tego pojąć. Tak kurewsko żałuję i wiem, że choć mogę przysięgać, że wszystko naprawię i że taki wyskok nigdy więcej się już nie powtórzy, to i tak jestem zdany tylko i wyłącznie na to, czy jesteś w stanie jakkolwiek mi zaufać. Tak bardzo cię kocham, Soph, nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Musisz mi uwierzyć. Błagam, skarbie...

Two VoicesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz