Sophia
Pod budynkiem czekało na mnie ciemne audi. Jego kierowca spojrzał się na mnie przez przednią szybę w typowy dla siebie posępny sposób. Odczytałam aluzję i ruszyłam w stronę auta. Usadowiłam się na tylnym siedzeniu, uznawszy, że taki dystans będzie odpowiadał nam obojgu nieco bardziej, niż gdybym usiadła obok kierowcy. W tym wypadku mogłam przynajmniej lepiej ukryć moje poruszenie.
- Pan Ford kazał mi panią odebrać.- wtrącił niepotrzebnie ochroniarz, wyjeżdżając z parkingu.
- Czy to czasem nie przesada?- mruknęłam. Sama jednak nie byłam do końca pewna tej sugestii.
Od kilku dni nasza prywatność i bezpieczeństwo było nadzorowane przez ochroniarzy, których Castor wynajął po ostatnich wydarzeniach. Sądziłam, że skupią się głównie na tym, by nikt podejrzany nie kręcił się przy mieszkaniu i przy miejscach pracy Castora. Towarzyszyli mi jednak również przy każdym wyjściu do sklepu czy na osiedlową siłownię. Ciężko było mi do tego przywyknąć, jako że czułam się jeszcze bardziej osaczona. Castor jednak nie chciał nawet słyszeć o jakiejkolwiek innej opcji. Scott był psycholem i był w stanie sięgnąć po każdy środek, dzięki któremu dopiąłby wreszcie swego. Podobnie jak wszędobylscy pseudo-dziennikarze.
Zrozumiałam, że nie mogę tak dalej żyć. Nie mogę żyć w wiecznym strachu, z wiecznymi wyrzutami sumienia i poczuciem własnej beznadziejności. Chciałam wreszcie odgonić koszmary przeszłości, by móc ruszyć dalej i zacząć wszystko od nowa, już bez ciężaru. Skupiłam się więc na tym, co było teraz. Wróciłam do pracy i dałam się pochłonąć nowym projektom, uparcie ćwiczyłam grę na pianinie i czytałam książki, po które wcześniej nie odważyłam się sięgnąć, bo obawiałam się pogardy Scotta. Zapisałam się na terapię, by wreszcie zabić w sobie to, co nie dawało mi spokoju i co niszczyło mnie każdego dnia od tak wielu lat. Kosztowało mnie to wiele silnych emocji i trudów, jednak postanowiłam zrobić wszystko, by o siebie zawalczyć. Nie mogłam tak łatwo się poddać.
Dzisiejsza, druga już wizyta, otworzyła mi oczy na kolejne sfery, nad którymi muszę popracować. Musiałam być przygotowana na to, że za każdym razem będę odkrywać coś nowego, wracać do tych najbardziej ukrytych i bolesnych wspomnień. Było to jednak konieczne i im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej przyznawałam rację Castorowi, który twierdził, że problemów nie powinno się zakopywać gdzie popadnie, licząc na to, że przepadną w zapomnienie, bo one i tak zawsze wyjdą na powierzchnię w najmniej nieoczekiwanym momencie. Należało sobie z nimi radzić, choćby wymagało to od nas wielu poświęceń. Teraz, po dwudziestu czterech latach mojego życia przyszło mi się tego nauczyć.
- Dzięki, Gareth.- rzuciłam uprzejmie, gdy dotarliśmy pod apartamentowiec Castora.- I na przyszłość, ty też możesz mi mówić po imieniu.
- To nie wypada.- burknął pod nosem ochroniarz. Był rosłym mężczyzną po trzydziestce, który zapewne miał już za sobą co najmniej kilkuletni staż. Świadczył o tym nie tylko jego profesjonalizm, ale też i pewne nawyki. Zasada, żeby nie spoufalać się z ludźmi, dla których pracuje, była dość powszechną zasadą również wśród służby. W moim rodzinnym domu latami przewijali się szoferzy, nianie i gosposie. Żadne z nich nigdy nie zwróciło się do mnie inaczej niż "panienko Whittaker", mimo iż starałam się utrzymywać z nimi przyjacielskie stosunki.
- Ależ wypada. Nie jestem nie wiadomo kim.- odparłam. W tylnym lusterku napotkałam ponure spojrzenie Garetha, którego zapewne zirytowała moja upartość.
- Jest pani córką Paula Whittakera. Nie odważyłbym się.
- Skąd znasz mojego ojca?- spytałam z niemałym zaskoczeniem.
CZYTASZ
Two Voices
RomanceCastor Ford stracił wszystko to, o czym tak bardzo marzył. Znalazł inną drogę, lecz wciąż nie wie, czy jest ona właściwa i dokąd go zaprowadzi. Wie tylko to, że choć muzyka od zawsze była całym jego życiem, to nie jest ona w stanie zapełnić całej pu...