19. Smak ryzyka

76 1 0
                                    

Sophia


Gdy uwolniłam się z plątaniny koszmarów, po nocy nie było już śladu. A przynajmniej tej, w której się pogrążałam.

Obudziłam się w obcym łóżku, witana przez nieśmiałe, wczesnowiosenne promienie słońca. Poderwałam się z przerażeniem, usiłując skojarzyć, gdzie ja, do cholery, jestem i jakim cudem tu trafiłam. Przez moment czułam się dosłownie tak, jakby minionego wieczoru pod wpływem zbyt dużej ilości alkoholu urwał mi się film, choć nie wypiłam przecież ani kropli. Miałam na sobie nieco wymiętą, elegancką, czarną sukienkę, którą założyłam z okazji kolacji w hotelu. Moją szyję wciąż zdobił naszyjnik z pereł. Nikt ze mnie niczego nie zerwał. Co za ulga.

Dostrzegłam moją torebkę leżącą na szafce nocnej. Sięgnęłam po nią, by sprawdzić, czy nic z niej nie ubyło, a gdy znów przekonałam się, że miałam wyjątkowe szczęście, postanowiłam czym prędzej się stąd ulotnić.

Założyłam szpilki, które rzucone niedbale czekały na mnie przy łóżku pachnącym męskimi perfumami, których ton wydawał mi się niepokojąco znajomy, po czym chwiejnym krokiem wyszłam z sypialni. Wtedy też doznałam prawdziwej fuzji wrażeń.

Znałam to mieszkanie. Znałam te ściany, parkiet z ciemnego drewna i woń perfum Armaniego, którymi gardził mój były już narzeczony, uważając, że to zapach dla biedaków.

Boże, dlaczego obudziłam się w mieszkaniu Castora Forda, który był ostatnią osobą, którą chciałabym teraz ujrzeć?

- Piękny mamy dzień.- usłyszałam za sobą i aż zadrżałam, zawstydzona do granic możliwości. 

Castor Ford stanął przede mną rozczochrany i w samych czarnych dżinsach. Mimowolnie rzuciłam jednosekundowe spojrzenie na jego nagą, wyrzeźbioną klatkę. Nie była wyrzeźbiona przesadnie, była idealna. Gdy tylko to stwierdzenie przemknęło mi przez myśl, wylądowałam z powrotem na ziemi. A to lądowanie wcale nie było przyjemne.

- Zajebiście piękny.- mruknęłam i zamilkłam na chwilę, nie wiedząc, co powinnam robić. Było mi tak cholernie głupio. Przyrzekłam sobie jedynie, że przy najbliższej okazji uduszę Kevina gołymi rękami.

- Napijesz się kawy?- spytał Castor, przyglądając mi się badawczo. Mimo że suchość w gardle coraz bardziej mi dokuczała, odmówiłam.

- Nie chcę sprawiać ci kłopotu. I tak już przegięłam, zostając u ciebie na noc, choć właściwie nie pamiętam, jak się tu znalazłam. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to pub, Kevin i jazda taksówką. Najwyraźniej zasnęłam w drodze jak głaz.- odparłam ze zmieszaniem. Zapragnęłam jak najszybciej stąd zniknąć, zwłaszcza kiedy widziałam ten jego lekko uniesiony kącik ust, choć powaga biła od niego na tyle, że nabrałam nagle jeszcze większych obaw.

- Tak było. Kevin wniósł cię tu na rękach, a ja omal nie dostałem zawału. Pomyślałem, że stało się coś poważnego, albo zezgonowałaś i zapomniałaś swojego adresu, czy coś w tym stylu.

- Głupia sytuacja. Tak naprawdę to nic takiego.- skłamałam.- Naprawdę nie wiesz, jak bardzo źle mi z tym, że zwaliłam ci się na głowę. Nie mam pojęcia, dlaczego Kevin mnie tu przywlókł, ale pewne jest to, że uratował mnie z opresji. Jest mi cholernie wstyd, tak bardzo was za to przepraszam i dziękuję, że mnie nie zostawiliście. Jeśli uważasz, że jestem wam coś winna, powiedz wprost, a ja...

- Sophia.- przerwał ostro, świdrując mnie wzrokiem, który skrywał jakąś tajemnicę.- Skończ wygadywać bzdury. Nie musisz nas za nic przepraszać. Zwykła, kumpelska pomoc, coś normalnego.

Two VoicesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz