Castor
W kolejny piątek wyjątkowo miałem wolny wieczór. Moją pierwszą myślą było to, by wykorzystać to na poświęcenie czasu Paige, choć po ostatnich przejściach podchodziłem do tego jak do czegoś, co powinienem zrobić, a nie do czegoś, co sam bym chciał. Pomysł tak czy siak nie wypalił, bo okazało się, że Paige wychodzi na jakąś imprezę ze swoimi przyjaciółkami. Nie oponowałem.
Okazja, by pobyć przez dłuższą chwilę samemu, zdarzała się nieczęsto. Usiadłem za moim pianinem, mając zamiar wyrzucić wszystko, co tkwiło wewnątrz mnie, przekształcić to na dźwięki, ułożyć w wariacje i sekwencje. Wierzyłem, że to pozwoli mi coś wreszcie uporządkować, ale ilekroć zabierałem się do grania, coś mnie powstrzymywało.
Był piątkowy wieczór. Zamknąłem się w czterech ścianach, podczas gdy moja dziewczyna była gdzieś po drugiej stronie miasta i pewnie nawet nie przeszło jej przez myśl, że moglibyśmy być teraz razem, daleko albo niedaleko stąd. Mogliśmy wyjechać dokądś na całą noc i włóczyć się bez celu, lecz równie dobrze mogliśmy zrobić sobie maraton filmowy na kanapie, przytulać się pod kocem i zajadać się popcornem.
Mogliśmy.
Wstałem od pianina i podszedłem do okna. Światła ulicy i neony okolicznych budynków tworzyły razem rozmazany obraz, który jeszcze kilka lat temu uznałbym za swego rodzaju nostalgiczne arcydzieło. Teraz był on dla mnie pamiątką po niespełnionych marzeniach, a raczej po ich iluzji.
W piątkowy wieczór, taki jak ten, mogłem być zupełnie gdzie indziej. Mogłem stać na scenie ponad tłumem i dawać mu to, po co przyszedł. Katharsis. Tak, tego właśnie pragnąłem i właśnie to byłoby dla mnie spełnieniem.
Po tym, jak pogrzebano wszystkie moje perspektywy, zbyt łatwo się poddałem. Sam nie wiedziałem, dlaczego. Może po prostu byłem słaby, może byłem tchórzem, a może uznałem to za swego rodzaju znak. Może moje powołanie było gdzieś indziej, nie na scenie. Może miałem być zwykłym nauczycielem śpiewu i pomagać innym w ich drodze na szczyt, skoro sam się z niego zsunąłem. Może na końcu tego labiryntu znajdowało się coś, do czego warto było dążyć.
Telefon leżący na pianinie zawibrował, przywołując mnie znad przepaści natrętnych myśli.
Od: Kevin: Nagła zmiana planów u mnie. Może małe rendez-vous, tylko ty i ja?
Parsknąłem śmiechem, domyśliwszy się, jaki był powód zmiany planów Kevina. Od kilku dni paplał w kółko o jakiejś zajebistej lasce, która posiadała tylko jedną wadę, a mianowicie była zamężna. Jej mąż miał iść dzisiaj na imprezę firmową, więc Kevin zamierzał w stu procentach wykorzystać jego nieobecność. Byłem ciekaw, czy biedny facet nakrył swoją niewierną żonę z moim kumplem, czy też całkowicie zmienił zdanie i zrezygnował z wyjścia, wskutek czego do niczego nawet nie doszło. I dzięki temu znów był moją pieprzoną deską ratunku.
Niecałą godzinę później znalazłem się już w wybranej przez niego knajpie. Byłem tu już przedtem kilka razy i zdążyłem stwierdzić, że średnio podoba mi się to miejsce. Przychodziła tu głównie mieszanka bogatych, bostońskich dwudziestolatków, uważających się za tutejszą elitę, oraz grupka zdesperowanych rozwódek, które natrętnie szukały sposobu na powrót do swojej dawnej niezależności i beztroski, w czym faceci tacy jak Kevin mieli im pomóc.
Siedzieliśmy przy barze, sącząc nasze drinki. Kevin celowo wybrał to miejsce, tłumacząc, że stąd jest najlepszy widok, tyle że on akurat intensywnie skupiał się na obserwacji damskiego grona, podczas gdy ja patrzyłem na tańczących, oczami wyobraźni widząc wśród nich roześmianą Paige, która świetnie bawi się beze mnie w doborowym towarzystwie samców alfa. Potrząsnąłem głową, jakby to miało rozwiać tę wizję i wziąłem duży łyk alkoholu. Słodko-kwaśny smak z nutką goryczki przypomniał mi chwile sprzed lat, kiedy to po koncercie szliśmy z całą ekipą na after party i świętowaliśmy nasz kolejny udany wieczór.

CZYTASZ
Two Voices
RomanceCastor Ford stracił wszystko to, o czym tak bardzo marzył. Znalazł inną drogę, lecz wciąż nie wie, czy jest ona właściwa i dokąd go zaprowadzi. Wie tylko to, że choć muzyka od zawsze była całym jego życiem, to nie jest ona w stanie zapełnić całej pu...