3. Wszyscy faceci

107 3 0
                                    

Sophia


Jackie uniosła wzrok znad swojej filiżanki kawy i na chwilę odpłynęła, skupiając go teraz na grupce przystojniaków zgromadzonych przy witrynie z ciastami.

- Ciasteczka przy ciastach. Ciekawe, jak bardzo zepsute mają nadzienie.- westchnęła znacząco, decydując się wrócić na ziemię.

- Nie bądź aż taką pesymistką.- wtrąciłam z rozbawieniem. Jackie uniosła lekko kącik ust i rozparła się wygodnie na kawiarnianym fotelu. Była osobą, która traktowała codzienność z dużą dozą sarkazmu i była rozbrajająco szczera. Nigdy nie krępowała się przed wypowiedzeniem tego, co akurat padło jej na myśl. To odróżniało ją ode mnie. Ja byłam raczej skryta i starannie dobierałam słowa, czego uczono mnie przez lata. Otwierałam się tylko przy bardzo bliskich mi osobach, jednak coraz wyraźniej docierało do mnie, że ani Jackie, ani Scott, których miałam przecież za bliskie osoby, nie znali mojego prawdziwego oblicza w stu procentach. Skrywałam wiele tajemnic, których nie miałam potrzeby nikomu zdradzać. Tkwiąc sam na sam z tym, do czego nikt poza mną nie miał dostępu, czułam się bezpiecznie. Poza tym nie chciałam zostać wyśmiana ani uznana za infantylną. Nic nie było dla mnie większą ujmą niż traktowanie mnie niepoważnie. W końcu już od dzieciństwa dążyłam do tego, żeby coś znaczyć, żeby zbierać wyłącznie pochwały i nie sprawiać nikomu zawodu. Teraz, kiedy ziarno niepewności zaczęło we mnie wzrastać, stworzyłam wokół siebie jeszcze solidniejszy mur, by nikt nie mógł dotrzeć do mojego sedna i mnie złamać. Dlatego też tak jak nigdy dotąd doceniałam to, że Jackie nieraz jest w stanie wypowiedzieć na głos moje własne niewypowiedziane myśli.

- To studenci prawa z wydziału obok. Założę się, że każdy z nich to bananowy synek swoich rodziców, którzy posłali go tam na studia i opłacają mu czesne, a potem chwalą się przed pozostałą częścią rodziny, jaka to ich latorośl nie jest mądra i samodzielna.- prychnęła, wściekle dłubiąc widelcem w swoim serniku.

- Skąd wiesz, że to studenci prawa?- spytałam, dyskretnie przyglądając się chłopakom. Faktycznie, nie zachowywali się jak większość przeciętnych studentów z okolicy. Nie śmiali się, nie rzucali sprośnymi aluzjami ani nie dopiekali sobie żartobliwymi tekstami. Byli raczej spięci i na pierwszy rzut oka rywalizowali ze sobą w zawodach pod tytułem kto jest bardziej dystyngowany i kto ma więcej hajsu.

- Popatrz tylko. Każdy z nich ma marynarkę, elegancką koszulę i aktówkę. Tylko studenci prawa przychodzą w takich outfitach na zajęcia, bo myślą, że to już czyni z nich prawników.

- Nie tylko studenci prawa noszą się tak na co dzień. Poza tym pragnę ci przypomnieć, że mi rodzice też opłacali czesne.

Jackie przewróciła oczami.

- No tak, ale ty jesteś normalna.

Normalna. W tych czasach był to chyba jeden z najlepszych komplementów. Tyle że ja nie byłam pewna, czy mogę zaliczyć się do grona normalnych. Na pewno nie pod każdym względem.

Grupka chłopaków usiadła przy stoliku po drugiej stronie lokalu i zajęła się zajadaniem swoich ciast podczas zapewne jakiejś bardzo poważnej rozmowy. Wówczas Jackie straciła nimi zainteresowanie i skupiła się na zgoła innej kwestii.

- Faceci to banda zjebów.- oznajmiła ze zrezygnowaniem, a ja omal nie zakrztusiłam się kawą. Czarną, bez cukru. Taką jak zwykle, bo tylko taką byłam w stanie przełknąć. Scott, kiedy się na mnie złościł, wmawiał mi, że tylko posiadacze czarnej duszy lubują się w czarnej kawie bez żadnych dodatków. Nie wiedzieć czemu, pochlebiało mi to.

Two VoicesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz