Sophia
- Przepiękne, prawda? Co myślisz, Soph?
Moja matka wskazała na kremowe kwiaty jakiejś szlachetnej odmiany, które stały na wystawie jej ulubionej kwiaciarni.
- Myślę, że świetnie pasowałyby do całego wystroju. Jak sądzisz?- dodała, nie doczekawszy się odpowiedzi. Skinęłam w roztargnieniu głową i odwróciłam się w stronę ulicy. Scott miał zaraz po mnie przyjechać i tym samym uwolnić mnie z tych tortur.- Ale może warto byłoby też pokombinować coś z różami? Są tak klasyczne, ale mają wiele ciekawych odmian i zawsze wyglądają elegancko. I przy okazji pięknie pachną.- Matka prowadziła dalej swój monolog, kompletnie nie zauważając ani odrobiny zainteresowania z mojej strony.
Wreszcie podjechało czarne bmw, z którego wysiadł jak zwykle czarujący Scott. Przywitał się ze mną buziakiem w policzek, do matki szeroko się uśmiechnął i uścisnął jej dłoń. Zgarnął nas do auta i odwiózł najpierw ją, a następnie ruszył w drogę do naszego mieszkania. Dopiero gdy zostaliśmy sami, mogłam w końcu odetchnąć.
- Wyobraź sobie, że gnębiła mnie wyborem kwiatów na ślub.- poskarżyłam się, szukając zrozumienia w pogodnym obliczu mojego mężczyzny.
- To chyba już najwyższy czas, nie uważasz?- zaoponował. Odruchowo wbiłam paznokcie jednej ręki w nadgarstek drugiej. Choć Scott już od paru tygodni sugerował mi, że powinniśmy ruszyć z przygotowaniami, nie sądziłam, że w tak bezpośredni sposób poprze nadgorliwość mojej matki.
- Raczej nie zaczyna się od takich dupereli jak kwiaty.- stwierdziłam z przekąsem. Scott rzucił mi zagadkowe spojrzenie i skręcił w naszą uliczkę.
- Sophia, do cholery. Jesteśmy zaręczeni już od dwóch lat, a ty wciąż odwlekasz termin ślubu i wymigujesz się od myślenia o wszelkich przygotowaniach. Niedługo skończę trzydzieści dwa lata, ja już naprawdę chciałbym się ożenić!- wypalił niespodziewanie. Zaparło mi dech, choć mogłam się spodziewać, że takie słowa wreszcie padną. Cierpliwość Scotta już się kończyła.
- Czyli chcesz się ożenić tylko dlatego, że lata ci lecą i wszyscy inni twoi koledzy z działu mają już szczęśliwe rodzinki?- odcięłam się. Dolałam tylko oliwy do ognia, o co w przypadku Scotta i jego humorków było bardzo łatwo.
- Skończ gadać głupstwa!- warknął, z piskiem zatrzymując się na parkingu. Wysiadłam natychmiast i szybkim krokiem udałam się w stronę budynku. Scott podążył za mną. Złapał mnie za rękę, zmuszając mnie, bym odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy.- Nie chcę cię do niczego zmuszać, kochanie. Ale powoli zaczynam podejrzewać, że nabrałaś jakichś wątpliwości. Gdyby tak nie było, nie kazałabyś mi tyle czekać.
Co miałam mu odpowiedzieć? Scott był pełen sprzeczności, tak samo jak ja. Kochałam go i byłam przy nim szczęśliwa, ale czasem zastanawiałam się, czy to szczęście nie zostało mi narzucone. Ilekroć taka myśl pojawiała się w mojej głowie, starałam się szybko ją odgonić. Uznawałam wtedy, że może po prostu jeszcze nie nauczyłam się, co tak naprawdę oznacza szczęście, dlatego dopiero oswajam się z tym uczuciem.
Miałam przecież wszystko. Rodzice od zawsze starali się zapewnić mi to, co najlepsze. Uczyłam się w najlepszych szkołach, do których chodziły same bogate dzieciaki. Kilka razy w tygodniu uczęszczałam na przeróżne zajęcia dodatkowe. Zawsze miałam najlepsze wyniki. Nie mogło być przecież inaczej. Musiałam okazywać wdzięczność za to, co dostaję. Wymagano ode mnie pilności i perfekcyjności. Idealności. W wieku kilku lat kazano mi zachowywać się niczym dama, wysławiać się dojrzale i roztropnie, wyglądać nienagannie i poruszać się z gracją. Nie miałam prawa do tego, by pozwolić sobie na chwilę słabości, na to, by dać ponieść się emocjom. Dlatego też nauczyłam się je świetnie ukrywać i stałam się chorobliwą perfekcjonistką.
![](https://img.wattpad.com/cover/353843542-288-k957537.jpg)
CZYTASZ
Two Voices
RomanceCastor Ford stracił wszystko to, o czym tak bardzo marzył. Znalazł inną drogę, lecz wciąż nie wie, czy jest ona właściwa i dokąd go zaprowadzi. Wie tylko to, że choć muzyka od zawsze była całym jego życiem, to nie jest ona w stanie zapełnić całej pu...