Sophia
- Mówiłam, że Castor Ford to definicja problemów. Tylko te dwa słowa. Imię i nazwisko.Jackie leniwie powiodła wzrokiem w kierunku roześmianej grupki nastoletnich chłopaków stojących na pobliskim przystanku. Podeszła do nich po chwili i po krótkiej wymianie zdań wróciła do mnie, nieumiejętnie zaciągając się papierosem.
- Od kiedy palisz?- spytałam ze zdumieniem. Wiele razy widziałam ją pijaną, wiele razy widziałam ją w kompletnej rozsypce, ale nigdy nie widziałam jej z papierosem w ustach. Gardziła paleniem, tak samo jak gardziła mężczyznami, którzy sami mianowali się na królów świata.
Wzruszyła ramionami, wypuszczając z siebie chmurę dymu.
- Nerwy. Ostatnio nie układa mi się najlepiej w pracy, i takie tam.
- Idiotka Savannah znów robi problemy, czy tym razem to szefowa cię wkurwia?
- Wszystko naraz. Na szczęście w końcu widzę dla siebie szansę wyrwania się z tamtego miejsca.- odparła bez większego entuzjazmu.- No, ale nie zmieniajmy tematu. Obrabiałyśmy właśnie tyłek Castorowi, a to ostatnio jedno z moich ulubionych zajęć.
Westchnęłam cicho i mocniej otuliłam się płaszczem. Pierwsza połowa wiosny była tego roku dosyć wietrzna i zdecydowanie kapryśna. Miałam niekiedy wrażenie, że zwracam na to uwagę szczególnie dlatego, że sama obecnie byłam nieprzewidywalna i zmienna jak wczesnowiosenna pogoda.
- To wszystko jest zbyt popieprzone.- powiedziałam po jakiejś chwili. Powoli zmierzałyśmy w kierunku Boston Public Garden, miejsca, w którym tkwiła pewna cząstka mojego serca. To tutaj przychodziłam nieraz po szkole, to tutaj zahaczałam po całym dniu wypełnionym nauką i zajęciami dodatkowymi, to tutaj udawało mi się wyciszyć i zaczerpnąć powietrza po kolejnych utarczkach z rodzicami. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz witałam się z tymi widokami i z moją ulubioną ławką. Prawdopodobnie było to jeszcze przed poznaniem Scotta.- Żeby nie było, nie sądziłam, że zaznam u niego spokoju. Chyba chciałam zaznać tylko schronienia.
- U faceta, którego chwilę przed tym wszystkim miałaś za zwyrodnialca. Uwierzyłaś mu na słowo i zgodziłaś się u niego zostać, choć wciąż powtarzasz, że sama nie wiesz, kim on dla ciebie właściwie jest. Och, no mógłby być przecież nikim. Gdyby nie nazywał się Castor Ford.
- Przypominam ci, że to ty przekonywałaś mnie, żebym mu uwierzyła. Przyznaję, że zareagowałam zbyt emocjonalnie na ten cholerny artykuł, wiedziałam przecież, że większość tekstu to wyssane z palca brednie. Ale nie mogłam odeprzeć od siebie tej myśli, że on mógłby jednak się tego dopuścić. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego mnie okłamał, dlaczego zasugerował mi, że powinnam się nim brzydzić.
- Wciąż nie zdradził ci całej prawdy.
- Myślę, że nie zdradził jej jeszcze nikomu.
Nie zdradził. A jednak wierzyłam w jego niewinność, czy raczej chciałam wierzyć. Nie wpływała na to tylko i wyłącznie awantura powiązana z Paige i całą masą jej kłamstw. Zwracałam uwagę na wiele szczegółów, czasami może nawet poświęcałam im zbyt wiele uwagi. Nic nie wskazywało na to, że Castor mógłby kiedykolwiek skrzywdzić jakąkolwiek kobietę. Sposób, w jaki się do mnie odnosił, nawet jeśli wciąż niesłychanie się nawzajem drażniliśmy, świadczył o ogromie szacunku, jaki żywił do płci pięknej.
Może i byłam naiwna. Słyszałam i czytałam przecież o wielu historiach, w których najwięksi dżentelmeni, przykładni mężowie i ojcowie, okazywali się być okrutnymi, psychopatycznymi oprawcami.
CZYTASZ
Two Voices
RomanceCastor Ford stracił wszystko to, o czym tak bardzo marzył. Znalazł inną drogę, lecz wciąż nie wie, czy jest ona właściwa i dokąd go zaprowadzi. Wie tylko to, że choć muzyka od zawsze była całym jego życiem, to nie jest ona w stanie zapełnić całej pu...